Politycy tej formacji oburzają się dziś, że prezydent Lech Kaczyński nazwał go klaunem, ale on przecież w swojej partii jest klaunem. Wystarczy przypomnieć występy Palikota w koszulkach z napisami "Jestem gejem" i "Jestem z SLD" czy słynną konferencję prasową, na której w jednym ręku demonstrował pistolet, a w drugim sztucznego penisa. Jak ktoś się zachowuje jak klaun, nie powinien się obruszać, że tak też jest nazywany.

Reklama

Janusz Palikot mógłby zapytać prezydenta RP, czy nie nadużywa alkoholu, gdyby Lech Kaczyński owinięty flagą pakował się do samochodowego bagażnika, gdyby spadł z krzesła na oficjalnym spotkaniu albo bełkotał podczas publicznych wystąpień. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, więc poseł Palikot nie powinien był snuć takich insynuacji.

To, że o czymś mówi się na sejmowych korytarzach, nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Różne rzeczy się tam mówi, różne plotki wypuszcza, żeby zdyskredytować tak przeciwników, jak i partyjnych kolegów. Żeby poseł Palikot wiedział, jakie o nim rzeczy słyszałam!

Politycy są plotkarzami niesłychanymi, namiętnie wymieniają się pogłoskami, które mają podważyć wiarygodność czy dobre imię rywala. Historii tych jest cała masa, jedna bardziej soczysta od drugiej, powtarzanie ich jednak i rozgłaszanie nie jest powodem do chluby. Gdyby dziennikarze zaczęli opisywać w blogach, co usłyszeli na sejmowych korytarzach, polska polityka sięgnęłaby dna.

Reklama

Nikt więc dotąd nie odważył się stawiać tych kwestii publicznie, bo to świadczy bardziej o nim samym niż o osobie oplotkowanej. Niewątpliwie Janusz Palikot osiągnął sukces, bo głowa państwa odpowiedziała mu: "Nie jestem leczonym alkoholikiem". Jednak jeżeli chciałby pracować w maglu, to szkoda jego plotkarskiego talentu na Sejm. Tutaj oczekuje się raczej ciężkiej pracy.

W minionej kadencji poseł Palikot często opuszczał posiedzenia izby. W tej ma szansę zmienić swój wizerunek lesera. Wymyślił i dostał do kierowania komisję "Przyjazne państwo" i byłoby z pożytkiem dla wszystkich, gdyby na tej pracy się skupił. To świetny pomysł, bo komisja ma się zająć likwidowaniem biurokratycznych absurdów w Polsce. Czekamy więc na jej pierwsze posiedzenie i pierwsze efekty działalności.

Janusz Palikot przeprosił już za swoje słowa i w zasadzie nie ma chyba więcej do zrobienia. Raczej nikt nie powinien oczekiwać, że posypie głowę popiołem, założy włosienicę i będzie się biczował przez siedzibą prezydenta. W poprzednich kadencjach zdarzały się już podobne ekscesy i żaden polityk z tego powodu nie stracił poselskiego mandatu. Przecież gdyby takie standardy wprowadzić, wkrótce sejmowe ławy świeciłyby pustkami. Wystarczającą więc karą dla Janusza Palikota jest oczekiwanie kolegów z klubu, by zaprzestał blogowania.

Reklama

Pytanie, ile wytrzyma? Jest jednak jeszcze jeden aspekt tej sprawy: zapowiedzi Kancelarii Prezydenta wystąpienia przeciw Palikotowi na drogę sądową. Szkoda prezydenckiego czasu i autorytetu na takie działania. Czy mielibyśmy stać się świadkami procesu, na którym roztrząsane będzie to, ile prezydent pije, jakie trunki i jak się po nich zachowuje? Myślę, że wchodzenie w ten konflikt nie przysłuży się głowie państwa. Lepiej już spuścić litościwą zasłonę na wybryk pana Palikota. Tym bardziej, że w analogicznej sytuacji, gdy Tadeusz Rydzyk obrażał publicznie - podczas wykładu - pierwszą damę, nazywając ją czarownicą i namawiając, by poddała się eutanazji, oraz prezydenta, zarzucając mu oszustwo i uleganie żydowskiemu lobby, oburzenie nie wstrząsnęło Kancelarią Prezydenta.

Nie stanął też w obronie brata i bratowej ówczesny premier Jarosław Kaczyński, który dziś nie może Palikotowi darować jego słów. W życiu publicznym wypada wobec wszystkich stosować taką samą miarę. Nawet wobec klaunów.