Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że podsłuchiwano dziennikarzy TVN i "Rzeczpospolitej". Nareszcie politycy zaczeli mówić głośno o podsłuchach. Przekonywali, że chcą wiedzieć, kto jest podsłuchiwany i na jakich zasadach. Nawet premier Donald Tusk mówi, że zbyt lekko zakłada się podsłuchy.

Reklama

Owszem, jest tak, że my dziennikarze, kiedy nas ktoś podsłuchuje, robimy się wkurzeni. A kiedy dostajemy stenogramy z podsłuchu - jesteśmy zadowoleni. No i życie się kręci.

Jednak to, co się wydarzyło wokół samej "Rzeczpospolitej", wokół procesu wiceszefa ABW przeciwko tej gazecie oraz tego, że wykorzystywał on swoje stanowisko i korzystał z materiałów prokuratury zbieranych w innej sprawie... To wszystko jest naganne i nie powinno się nad tym przechodzić tak lekko.

Dlatego dziwię się, że politycy Platformy, którzy ostro krytykowali Mariusza Kamińskiego za nadużywanie swoich technik operacyjnych, wobec wiceszefa ABW, Jacka Mąki, są wyjątkowo łagodni, inaczej go traktują. I mówią: poczekajmy, zobaczymy, co stwierdzi prokuratura. To działanie zgodne z zasadą: chrońmy naszych. Tak to wygląda. I zupełnie mi się to nie podoba.

Jestem zaskoczona też wywiadem, jakiego Kamiński udzielił "Rzeczpospolitej". Przyznał w nim, że od maja wiedział, że nie ma żadnego inwestora katarskiego. Skoro wiedział, to czemu wszyscy, razem z politykami dali się na to nabrać? Szkoda, że szef CBA nie zawiadomił wtedy prokuratury. Dlaczego milczał również w sprawie Drzewieckiego i Chlebowskiego? To wszystko mocno dziwne. Podobnie jak to, dlaczego milczał także Donald Tusk.

Żyjemy w państwie, w którym były szef CBA oskarża premiera o kłamstwa. A premier zarzuca mu, chciał go pozbawić fotela. Do tego marszałek Sejmu mówi, że Mariusz Kamiński zamierzał doprowadzić do puczu. Niejasna jest w tym wszystkim również rola prokuratury. Mariusz Kamiński opowiada, że była specjalna narada u prokuratora Zalewskiego. W jego sprawie. Choć wiemy, że te akurat zarzuty były już formułowane w maju. A jeżeli Kamiński mówi nieprawdę, to dlaczego prokuratura nie broni natychmiast swojego dobrego imienia?

Przypominają mi się narady z czasów rządu Jarosława Kaczyńskiego. Okazuje się, że Kaczyński w swoich procesach również korzystał z materiałów ABW.

Wnioski są z tego przynajmniej dwa. Zbyt łatwo wyciekają w naszym kraju poufne informacje. I zbyt łatwy politycy mają do nich dostęp.