I zdaje się powstać nie mają, bo Bogdan Zdrojewski wycofał przeznaczone na nie unijne pieniądze, oznajmiając, że nie chce, byśmy stali się krajem muzeów i nekropolii. Osobliwe to twierdzenie w ustach ministra kultury i - uwaga! - dziedzictwa narodowego wzbudziło aplauz salonu i pohukiwania czarnosecinnych zakapiorów ancient regime’u. Istotnie muzeów mamy za dużo. W końcu powstało u nas muzeum komunizmu, po wizycie w którym ciarki po plecach chodzą. To u nas stoi ultranowoczesne muzeum II wojny światowej, które przypomniało światu, gdzie ona się zaczęła. To wreszcie w Gdańsku najlepsi architekci wybudowali na miejscu stoczni centrum "Solidarności”, mekkę sztuki współczesnej, oraz najmodniejsze w tej części Europy kluby muzyczne i sale koncertowe. Na koniec dumna z jedynego, poza Wałęsą, znanego wszystkim współczesnego Polaka ojczyzna pobudowała muzeum Jana Pawła II. I teraz jeszcze jakieś muzea?
Charakterystyczne, że odwaga Bogdana Zdrojewskiego w walce z nowo powstającymi muzeami jest wybiórcza. Kiedy okazało się bowiem, iż skądinąd bardzo potrzebne Muzeum Żydów Polskich kosztować ma nie 100 milionów złotych, a prawie trzy razy tyle, ministrowi nie drgnęła powieka i wysupła połowę kwoty. Bo, powiedzmy sobie otwarcie, szczery konserwatysta, a przy tym inteligentny i miły człowiek, jakim jest Zdrojewski, wcale nie uważa, że muzeów mamy za dużo. Ba, on świetnie wie, że dobrych muzeów mamy dramatycznie mało.
Czyżby więc stał się zakładnikiem salonu, któremu pisowskie projekty nie w smak, a muzeum Żydów nie wadzi? Panie ministrze, o Kaczyńskim mówią złośliwie, że jedyne, co po sobie w stolicy zostawił, to Muzeum Powstania Warszawskiego, ale to wystarczyło, by został prezydentem. Może by pan zrobił Tuskowi podobny prezent i też coś wybudował? Bo gotów pomyśleć, że pan przeciw niemu spiskuje.
Nie przekonuje to pana? To spóbujmy serio. Nowe gigantyczne muzea budują Niemcy (wypędzeni!), Izrael, Francja. Polska zaś w tym zestawieniu to kraj, który ma muzea mleczarstwa i farmacji, muzea Chojnic, Lęborka i Sieradza, nie licząc setek muzeów strażactwa (i wicepremiera - ochotniczego generała), ale nie ma ani jednego sensownego muzeum historii Polski! Dumni z Chopina nazwaliśmy jego imieniem kilkaset ulic, szkół i - tego nam nigdy nie wybaczy - obskurne lotnisko. Na muzeum, w którym dzieciaki mogłyby posłuchać (i zagrać!) pierwsze utwory małego Frycka, kasy poskąpiliśmy. Słusznie. Niech sobie w zamian gówniarzeria łyknie w bramie "Chopina” z flaszki.