Także kontynuowana pod rządami Busha reaganomika (niższe podatki, większe wydatki, gigantyczny deficyt - najlepiej finansowany przez Chińczyków) znalazła się w kryzysie zauważalnym dla każdego mieszkańca globu, który próbuje zarobić na giełdzie.
Jednak wyniki superwtorku po stronie Demokratów nie muszą być wcale krokiem w stronę prezydentury. Superwtorek rzutem na taśmę wygrała Hillary Clinton popierana przez aparat Partii Demokratycznej. Nic nie jest przesądzone, ale jeśli to ona, a nie Obama, zdobędzie nominację i jeśli nie uda jej się zaprząc Obamy do swego rydwanu, najlepiej jako kandydata na wiceprezydenta, to Hillary Clinton może przegrać z McCainem.
Barack Obama nie jest wystarczająco przewidywalny i spolegliwy jak na oczekiwania aparatu swojej partii, natomiast jest to jedyny w tych wyborach kandydat, który zdołał uruchomić syndrom Kennedy’ego. Sydrom Kennedy’ego to nadzieja na przełom, oczyszczenie, zmianę polityki, która od czasu do czasu mobilizuje wyborców każdej, nawet najbardziej stabilnej, nudnej demokracji. Syndrom Kennedy’ego wymaga świeżej twarzy, osobistej charyzmy - a tylko Obama te warunki spełnia. Dowodem na to są tłumy zarówno Afroamerykanów, jak i młodych ludzi, którzy po raz pierwszy zapisali się na listy wyborcze Demokratów - z miłości do Obamy. Dowodem na to, że kolorowy senator z Illinois ma to coś, co pozwala wygrać wybory powszechne - a nie tylko te we własnej partii - jest także poparcie, jakiego udzielają mu masowo gwiazdy amerykańskiego kina i estrady. JFK też to poparcie kiedyś dostał, bo nikt nie czuje emocji ludu lepiej niż jego prawdziwi wybrańcy.