W Stanach Zjednoczonych widownia filmów z napisami jest co najmniej dziesięć razy mniejsza niż przeciętnych produkcji hollywoodzkich, nawet w przypadku dzieł Oscarowych. Wyjątkiem jest "Przyczajony tygrys, ukryty smok", który zarobił w USA 128 mln dolarów, co daje mu pierwsze miejsce w historii wśród filmów zagranicznych. Zeszłoroczny laureat w tej kategorii "Życie na podsłuchu" przyniósł 11 mln dolarów wpływów kasowych, czyli i tak kilka razy więcej niż większość zwycięzców z ostatnich lat.

Reklama

Nie liczby są tu jednak najważniejsze. Niezależnie od tego, ilu Amerykanów obejrzy "Katyń", ma on szansę wpłynąć na poglądy istotnej części społeczeństwa amerykańskiego: elity, która interesuje się sprawami międzynarodowymi, a zwłaszcza polityków, którzy muszą przemyśleć relacje amerykańsko-polskie - zwłaszcza w świetle powrotu Rosji do autorytarnej przeszłości. Takie kwestie jak tarcza antyrakietowa i energetyka będą niejako automatycznie wymuszały tego rodzaju rewizję, ale Polacy powinni znacznie bardziej aktywnie wpływać na kształt tych stosunków. Przybycie "Katynia" do Ameryki może odegrać ważną rolę w tym procesie.

Mam przeczucie, że "Katyń" wygra w niedzielny wieczór. Poprzednim polskim filmem, który znalazł się na krótkiej liście kandydatów do Oscara, był "Człowiek z żelaza" Wajdy w 1981 r. Reżyser "Ziemi obiecanej" powrócił w tym roku z kolejnym epickim dziełem ukazującym wydarzenia o wielkim znaczeniu historycznym, których konsekwencje są odczuwalne do dzisiaj. Wajda wciąż jest artystą rozpoznawalnym - zwłaszcza przez niewielką grupę starszych jurorów, którzy wybiorą najlepszy film nieanglojęzyczny. Przekonają się, że mistrz nadal jest w formie: pod względem poziomu aktorstwa, zdjęć i ścieżki dźwiękowej "Katyń" mógłby konkurować z filmami o znacznie większym budżecie. Na korzyść Wajdy przemawia również fakt, że w 2000 r. otrzymał Oscara za całokształt twórczości.

Akademia wymaga, aby jurorzy wybierający najlepszy film nieanglojęzyczny obejrzeli wszystkie pięć nominowanych produkcji w sali kinowej - a nie w domu na DVD. To dobrze dla "Katynia", ponieważ przejmująca sekwencja końcowa na małym ekranie nie zrobiłaby takiego wrażenia. Wymóg ten oznacza również, że mniej niż trzystu spośród 6000 głosujących członków Akademii zdecyduje, kto wygra w tej kategorii. To też dobrze dla "Katynia", ponieważ starsi jurorzy, spośród których więcej ceni twórczość Wajdy i zna skomplikowaną historię II wojny światowej, mają więcej czasu. Pomoże to w pokonaniu poważnej przeszkody, jaką jest hermetyczność filmu dla przeciętnego Amerykanina, który nie zrozumie pojawiających się w nim symboli, wydarzeń i postaci. Dobrym przykładem jest pojawienie się pierwszej gwiazdy na niebie w Wigilię - większość Amerykanów nie wychwyci tej aluzji do narodzin Chrystusa i odrodzenia się państwa polskiego.

Nawet jeśli "Katyń" nie wygra w niedzielę, to zasługuje na przemyślaną promocję w USA, która powinna być ustawiona pod kątem potencjalnego wpływu filmu na rewizję stosunków polsko-amerykańskich. Premier Donald Tusk, który niedługo pojedzie ze swoją pierwszą wizytą do Stanów Zjednoczonych, weźmie udział w projekcjach filmu 8 marca w Nowym Jorku i 10 marca w Waszyngtonie. Oba te wydarzenia z pewnością przyciągną wpływową publiczność. Pokaz stołeczny odbędzie się w Bibliotece Kongresu, bodaj najpiękniejszym waszyngtońskim budynku dogodnie zlokalizowanym naprzeciwko Kapitolu. Należy położyć nacisk na zaproszenie jak największej liczby kongresmanów, dyplomatów, ludzi mediów i ważnych przedstawicieli mniejszości polskiej. Trudno byłoby o lepszy moment: kilka dni po wyborach prezydenckich w Rosji i pośród niezwykłych wypowiedzi negujących odpowiedzialność ZSRR za zbrodnię, które zaczęły się pojawiać w rosyjskich mediach. Przydaje to dziełu Wajdy aktualności, która może dopomóc w przyciągnięciu szerszej publiczności.

Należy mieć nadzieję, że Telewizja Polska, która jest właścicielem zagranicznych praw do "Katynia", zdąży zawrzeć umowę z amerykańskim dystrybutorem przed pokazami w Nowym Jorku i Waszyngtonie, wydarzenia te będą się bowiem wiązały ze znacznym rozgłosem. Jeśli TVP się nie pospieszy, to potencjalna publiczność może się wykruszyć. Podobno zwłoka wynika z tego, że TVP liczy na szeroką dystrybucję w USA. Jest to ryzykowna strategia, ponieważ większość niedawnych nominatów i laureatów w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny przynajmniej na początku funkcjonowała w obiegu studyjnym. Lekceważenie znaczenia kin studyjnych byłoby wielkim błędem, ponieważ ten kanał dystrybucyjny może otworzyć filmowi drogę na szerszy rynek.

W USA jest około dwustu kin studyjnych, w tym zdecydowanie najwięcej w Nowym Jorku i tamtejsza scena studyjna jest najuważniej obserwowana przez środowisko filmowe. Ten segment rynku jest tak płynny, że trudno wymienić numer dwa, ale ważne są również takie miasta jak Boston i San Francisco oraz Południowa Floryda.

Reklama

Niewykluczone, że czekając na dużego dystrybutora, TVP utraciła innego znaczącego sojusznika w promocji "Katynia", a mianowicie organizacje polonijne, które bardzo liczą na to, że dzięki filmowi Wajdy wielu Amerykanów zapozna się z okresem polskiej historii naznaczonym strasznymi zbrodniami Stalina, który chciał zlikwidować polską inteligencję. Większość Amerykanów polskiego pochodzenia wie, że temat ten wciąż jest bardzo żywy oraz że nie może być mowy o stosunkach polsko-rosyjskich opartych na wzajemnym zaufaniu, dopóki Rosjanie jednoznacznie nie uznają swojej winy. Odzwierciedleniem poziomu zainteresowania Polonii "Katyniem" jest wynik sondażu "New York Timesa": 93 proc. głosujących wybrało obraz Wajdy najlepszym filmem anglojęzycznym (sondaż nie był oczywiście reprezentatywny, ale pokazuje, jakie emocje budzi "Katyń" wśród Polonii amerykańskiej).

Wypromowanie filmu zagranicznego nie jest łatwym zadaniem, ale nie należy się z góry poddawać. Producenci filmu "Moje wielkie greckie wesele" posłużyli się sprytną strategią marketingową, dzięki której niskobudżetowy film stał się przebojem kasowym. Początkowo wyświetlali film na specjalnych pokazach dla greckiej publiczności w ośmiu miastach i kiedy film wszedł do normalnej dystrybucji, Grecy masowo zabierali na niego znajomych.

Jestem pewien, że Polonia posiada motywację i środki potrzebne do wypromowania "Katynia". Kongres Polsko-Amerykański ma ponad 3000 lokalnych filii reprezentujących ponad dziesięć milionów członków. Siecią lokalnych filii dysponuje również Polish American Arts Association. W akcję promocyjną mogłyby się włączyć także inne lokalne organizacje.

Co konkretnie miałyby robić? Nakłaniać lokalne kina do pokazywania "Katynia" i zapraszać na film znajomych, Polaków i nie-Polaków. Każdy dystrybutor byłby zadowolony z takiej pomocy. Drugi kierunek działań to zachęcanie krytyków filmowych, dziennikarzy z działów zagranicznych i publicystów do pisania o kwestiach związanych z filmem Wajdy. Gdyby w akcji tej wzięło udział kilkaset polskich organizacji lokalnych, efekt mógłby być znaczący.

Do czego to może doprowadzić? Już o tym mówiłem: do przemyślenia stosunków amerykańsko-polskich, które bardzo potrzebują takiej rewizji. Chociaż nie jestem Polakiem i nie mam powiązań rodzinnych z Polską, wstydzę się faktu, że Polacy ubiegający się o wizę amerykańską muszą przechodzić uciążliwą procedurę, w odróżnieniu na przykład od Czechów, których udział w II wojnie światowej był raczej bierny. Polacy darzą Amerykę wielką sympatią i zaufaniem - być może nadmiernym - lecz Ameryka często zachowuje się wobec Polski całkowicie obojętnie. Polacy mają prawo domagać się dojrzalszych stosunków z USA, opartych na wzajemnych korzyściach.

Obecne zachowanie prezydenta Putina pokazuje, o jakie korzyści może chodzić po stronie Stanów Zjednoczonych. Ameryka potrzebuje Polaków, ponieważ w swoim trudnym regionie świata zawsze reprezentowali oni pluralizm i walkę o godność jednostki przeciwko autokratycznym władcom, którzy dwa razy w ciągu ostatniego stulecia podpalili świat.

Paradoksalnie zarówno Amerykanie, jak i Polacy gorąco wierzą w wyjątkowość swoich narodów. Amerykańska pycha zbyt często skłania nas do przekonania, że wszystko, co robimy, jest słuszne i chwalebne. Z kolei Polacy zbyt często uważają się za Chrystusa narodów, przybitego do krzyża obojętności. Istotny wpływ na takie postrzeganie samych siebie przez oba narody miała geografia. Oddzieleni od punktów zapalnych dwoma wielkimi oceanami Amerykanie mogli sobie pozwoli na tendencje izolacjonistyczne, które przyczyniły się do wybuchu wielkich pożarów w ubiegłym stuleciu. Tymczasem Polacy znaleźli się w pułapce, którą zgotowała im geografia.

Z polskiej historii płynie przesłanie, które może i powinno budzić szacunek wszystkich Amerykanów: naród spajany wielowiekowym wspólnym doświadczeniem przetrwa na przekór wszystkiemu, niezależnie od tego, jak wielkich wymaga to poświęceń i jak bardzo brutalni są wrogowie.

Amerykanie muszą zobaczyć ten film. Muszą docenić wartość stosunków z Polską, które pod wieloma względami sięgają wstecz do Rewolucji Amerykańskiej. Polacy i Amerykanie są do siebie podobni w wielu rzeczach. Obie strony muszą wspierać się nawzajem w świecie, w którym wspólne wartości znowu są atakowane i poważnie zagrożone.