Moja przygoda z chirurgią plastyczną zaczęła się od tego, że kiedyś na swych łydkach zauważyłam siatkę wijących się niebieskich żyłek. Wyglądały nieestetycznie. Uznałam, że muszę coś z tym zrobić. Miałam wtedy 22 lata. O pomoc zwróciłam się do znajomego chirurga plastycznego, a ten poradził mi, żebym je po prostu usunęła, bo - jak stwierdził - żyłki, które są widoczne, mogą zmienić się w groźne dla zdrowia żylaki. Wyciąganie żył na pewno nie jest przyjemne, ale czego się nie robi dla urody? Teraz przynajmniej mam ładne nogi.

Reklama

Kilka lat później pomyślałam, że nie podobają mi się moje uda, biodra i pośladki. Od mojego lekarza dowiedziałam się, że istnieje zabieg o wiele mniej inwazyjny niż odsysanie tłuszczu. Wystarczy wstrzyknąć pewną substancję, która rozpuszcza tłuszcz. Powtarza się to kilka razy i jest bolesne. Jednak bez wahania zdecydowałam się - było to na pewno szybsze i mniej męczące niż katusze związane z tradycyjnymi ćwiczeniami czy wiecznym odchudzaniem się. To prawda, że moje nogi były potem posiniaczone i opuchnięte przez kilka dni, ale i tak uważam, że było warto. Mam teraz uda szczuplejsze o 6 cm. Mogę nosić krótkie sukienki, obcisłe spodnie i widzę, że dobrze na mnie leżą. I mimo że mój chłopak odradza mi zabiegi - twierdzi, że podobam mu się taka, jaka jestem - robię je dla własnej przyjemności.

Niedawno znowu wybrałam się do mojego lekarza i zauważyłam w cenniku usług, że za całkiem przystępną cenę można powiększyć usta metodą peelingu. Pomyślałam, dlaczego by nie? Nigdy nie zastanawiałam się, czy moje usta są za małe, ale z ciekawości postanowiłam sprawdzić, jak będą wyglądały powiększone.

Na ingerencje chirurgiczne decyduję się nie z powodu kompleksów. Ogólnie jestem zadowolona ze swojego wyglądu i tuszy. Każdy zabieg traktuję po prostu jak zmianę fryzury. Z ciekawości i by jeszcze lepiej wyglądać. Dlatego prawdopodobnie moja przygoda z chirurgią plastyczną jeszcze się nie zakończyła. Nie mam żadnych konkretnych planów, co miałabym jeszcze zmienić. Ale jak tylko pojawią się pierwsze zmarszczki, na pewno poddam się jakiemuś zabiegowi. Może to będzie botoks? Nie wiem.

p

DUŻY BIUST NIE POPRAWI RELACJI ZE ŚWIATEM

Klara Klinger: Kto decyduje się na operację plastyczną?
Anna Sasin, socjolog:
Spora część pacjentów to osoby, których praca wymaga, by dobrze wyglądały. Traktują to jako dodatkową kwalifikację. Druga grupa to osoby, które decydują się na operację z nadzieją na zmianę życia. I tu tkwi ogromna pułapka. Bo to, że po zabiegu ktoś będzie lepiej wyglądać, nie oznacza jeszcze, że będzie mieć lepszego męża albo jego relacje z bliskimi się poprawią. To złudna nadzieja, która nigdy nie kończy się dobrze.

Reklama

Wiele kobiet wierzy jednak, że gdy będą miały większy biust, poczują się szczęśliwsze....
Wręcz odwrotnie, operacja może pogłębić frustracje. Najbardziej niebezpieczne jest, gdy operacji się podda osoba z objawami depresji. Zabieg niczego nie zmieni w jej samopoczuciu, zawiedzione nadzieje pogłębią tylko zły stan, a w skrajnych przypadkach taka osoba może sobie zrobić krzywdę. Tym bardziej że najpierw musi przejść wszystkie niedogodności związane z tym, że są blizny, krwawienia, ropienia. I jeżeli po wycierpieniu tego wszystkiego nie widzą zmian, agresja rośnie.

Operacja plastyczna jest aż tak niebezpieczna?
Tak, bo osoba, która się na nią decyduje, nadal będzie się przeglądać w oczach innych ludzi, bo w nich znajduje swoją wartość. A niezależnie od tego, czy będzie wyglądać, jak Claudia Schiffer czy przeciętna Małgosia, nie wszystkim się będzie podobać. Jeżeli ktoś podnosi poczucie własnej wartości przez operację, to będzie załamany, gdy inni nie zachwycą się jej efektami. A problem polega na tym, że oczekiwane efekty operacji plastycznej najczęściej wcale nie dotyczą wyglądu, tylko zupełnie innej sfery. Rozmawiałam z dziewczyną, która uważała że po powiększeniu biustu z łatwością znajdzie pracę jako menedżer. Kiedy pytałam, czy wie, jakie są oczekiwania na takie stanowisko – odpowiadała, że to nieistotne. Uważała, że ten większy biust wystarczy.

A co sądzić o osobie, która twierdzi, że nie ma kompleksów, a zabieg upiększający traktuje jak zmianę fryzury?
Jeżeli ktoś jest zadowolony z siebie, nie odczuwa potrzeby zrobienia operacji. Kompleksy albo obniżone poczucie własnej wartości to główne powody, dla których ludzie decydują się na upiększanie. Trzeba mieć odwagę, by uświadomić sobie, że gdzie indziej leży problem i żadna operacja go nie rozwiąże.

Kto może pomóc w zrozumieniu tej prawdy?
Lekarze. Ludzie najczęściej nie uświadamiają sobie, co za sobą niesie operacja - od problemów fizycznych po psychiczne. Mam więc tylko nadzieję, że lekarze informują o możliwych komplikacjach, bo niektóre z tych operacji, jak odsysanie tłuszczu, grożą nawet śmiercią. A to przecież jeden z bardziej atrakcyjnych zabiegów, bo pozwala schudnąć bez wysiłku. Warto przekonać potencjalnych pacjentów gabinetów chirurgii plastycznych, że bardziej skuteczne niż operacja może być np. terapia, która nauczy komunikowania się z innymi.

OPERACJA PLASTYCZNA NIE PRZYWRÓCI SENSU ŻYCIA

Klara Klinger: Co ma zrobić kobieta, którą mąż namawia, żeby powiększyła biust?
Ewa Woydyłło, psycholog: Żona powinna szybciuteńko poprosić, żeby też sobie powiększył pewną część ciała i zadać sobie pytanie, co taki mąż z nią robi. A co ona robi z nim? Upiększanie ust, biustu czy policzków świadczy, o czym te osoby myślą. Jeżeli główną wartością jest dla nich myślenie, czy się podobają innym albo czy tylko sobie, to świadczy to o patologii. To jest narcyzm i dewiacja rozwojowa.

Dlaczego więc coraz więcej Polaków robi sobie operacje plastyczne?
Styl życia komercjalizuje się i robi się tandetny. Zwracamy uwagę na to, co jest najmniej istotne – na wygląd, posiadanie jak najlepszych rzeczy, kupowanie. I coraz więcej osób ulega słabości do poprawiania wyglądu, to choroba cywilizacyjna. Robienie sobie operacji plastycznych oznacza tandetne podejście do życia. Takie, które syci apetyciki bardzo niedojrzałych ludzi.

A jeżeli po zabiegu ktoś jednak poczuje się lepiej, będzie szczęśliwszy?
Jeżeli od zmiany wyglądu zależy poczucie szczęścia, to znaczy, że człowiek nie może odwołać się do innych wartości wewnętrznych, czyli jest niedojrzały. Dojrzałość nie oznacza szukania przyjemności i powierzchownego szczęścia, tylko trwałych wartości, które dają solidny fundament, dzięki któremu człowiek dostrzega sens życia. A jeżeli ten sens jest uzależniony od kształtnego nosa czy ładnej sukienki, to starcza go na 5 minut. Bo zaraz ktoś nam pokaże ładniejszą twarz, a chirurg plastyczny zaproponuje nowy zabieg upiększający. Taka metoda jest żałosna. Nie da się taką pustką wypełnić duszy, która wymaga pielęgnowania treści dużo głębszych.

Istnieją jednak badania, które czarno na białym dowodzą, że ładnym jest łatwiej w życiu. Może więc warto się upiększyć, żeby lepiej sobie radzić?
Taka metoda raczej nie wystarcza, bo na ogół człowiek emanuje tym, co ma w środku. I nie wystarczy ładny nos, jeżeli w środku jest pustka. Oczywiście wygląd jest ważny. Ale trzeba ciała używać jako instrumentu, a nie jako ornamentu. I ten instrument musi być sprawny – na połamanych skrzypcach nie da się grać. Warto więc dbać o wygląd, ale trzeba znać granice. Chirurgia jest potrzebna i jeżeli ktoś uległ wypadkowi, niech się ratuje plastyką. Ale tylko dlatego.

A gdzie przebiega ta granica? Kiedy instrument staje się jedynie ornamentem?
Mój samochód ma kilkanaście lat i wszyscy pytają, kiedy go zmienię. Ja zawsze odpowiadam, że dopiero wtedy, gdy przestanie jeździć. Ale są ludzie, którzy zmieniają samochody, meble, sukienki, a także i twarze wedle kaprysu, a nie potrzeby. I należy umieć rozróżnić to, co potrzebne, i to, co jest zachcianką. To bardzo ważna część rozwoju człowieka.

Co jest złego w spełnianiu przyjemności?
Nie ma w tym nic złego, kiedy wszystkie inne ważne potrzeby są zrealizowane. Kiedy nie mylimy zachcianki z potrzebą. Ważne są proporcje. Warto zastosować miarę – sensu życia, rozsądku, potrzeb, hierarchii wartości. Nie potępiam robienia sobie operacji, tylko dziwnym trafem żadna z takich osób nie jest moją koleżanką, bo nie miałybyśmy o czym rozmawiać.