Magdalena Rigamonti: Pan jest na emeryturze.

Mirosław Różański: Tak, ale wciąż jestem żołnierzem. Co prawda rezerwy, ale jednak żołnierzem. Śledzę to, co się dzieje w armii. I szczerze powiem, że gdybym był w wojsku i dostał informację o zagrożeniu epidemicznym, to od razu zacząłbym przygotowania.
Do czego?
Do tego, żeby wojsko było gotowe do działania. Na początku grudnia były pierwsze informacje o groźbie epidemii. A u nas przez dwa, a nawet dwa i pół miesiąca w zasadzie nic się nie działo. Więcej, działano na niekorzyść społeczeństwa. W styczniu minister Błaszczak odwołał kierownictwo Ośrodka Diagnostyki i Zwalczania Zagrożeń Biologicznych w Puławach. To obniżyło stopień bezpieczeństwa epidemiologicznego Sił Zbrojnych i całego kraju. Poza tym w styczniu powinny być ćwiczenia, testy polowej infrastruktury szpitalnej. Wszystko powinno być odkurzone i przetrenowane.
Reklama
A skąd pan wie, że nie było?
Wiem, bo wtedy wszyscy politycy mówili, że grypa jest groźniejsza niż koronawirus. Nikt się nie przejmował epidemią. Kiedy we Włoszech zaczęło być poważnie, my tu w Polsce powinniśmy już być gotowi na wszystko, a nie byliśmy na nic. Nikt się nie przejmował tym, że powinien być zapas maseczek i kombinezonów dla żołnierzy. Właśnie wtedy należało je zakupić w ramach, jak to się w wojsku mówi, pilnej potrzeby operacyjnej. Jak dotąd pomagaliśmy przy pożarach, powodziach i różnego rodzaju katastrofach, ale nie przy przeciwdziałaniu pandemii. Jeszcze w lutym mówiłem publicznie, żeby prezydent zwołał Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Wiem, że z moim głosem się nie liczy, ale sprawa zaczynała się robić poważna.
Zaprosił premiera, ministra zdrowia.
Ale Rady Bezpieczeństwa Narodowego wtedy nie zwołał. I to jego wielki błąd, zaniechanie, granie zdrowiem i życiem obywateli. Bezpieczeństwo narodowe to nie są tylko Siły Zbrojne. To stan uzyskany w efekcie odpowiednio przygotowanej ochrony i obrony przed zagrożeniami militarnymi i niemilitarnymi, wewnętrznymi i zewnętrznymi, wszystkimi siłami i środkami państwa. Tu nie chodzi o czołgi i okręty, tylko o wszystkie służby, całą administrację, wszystkie agendy państwa i samorządów. I nad tym pracuje się, kiedy jest spokój, a nie panika.
Są procedury do tyczące bezpieczeństwa państwa, są służby...
Które bardziej interesowały się tym, co robi generał po odejściu ze służby niż bezpieczeństwem państwa. A co do procedur, to najważniejszym dokumentem w Polsce dotyczącym bezpieczeństwa jest Strategia bezpieczeństwa narodowego z 2014 r. Zdezaktualizowanym, bo Krym, bo migracja, bo wreszcie koronawirus. Pod koniec ubiegłego roku pojawiła się informacja, że trwają pracę nad nową. Na razie cisza. Zdaje pani sobie sprawę, że w kompetencjach prezydenta Rzeczpospolitej leży ćwiczenie systemu obronnego pod kryptonimem „Kraj”? I proszę sobie wyobrazić, że w zeszłym roku takie ćwiczenie się odbyło. Szkopuł w tym, że w tym samym czasie większość osób, która powinna w nim uczestniczyć, obradowała na Nowogrodzkiej z prezesem Kaczyńskim. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy może to ćwiczenie odbywało się właśnie tam albo może, że ewentualnie w rzeczywistym szkoleniu brali udział jacyś dublerzy.
Kto powinien uczestniczyć w takim ćwiczeniu?
Premier, wicepremierzy, ministrowie, wojewodowie. Nie uczestniczyli, a to pokazuje, gdzie mają bezpieczeństwo kraju. Rozmawiałem o tym z Szymonem Hołownią.