Tak postąpiło Prawo i Sprawiedliwość w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Po ciężkim boju wróciło do tego, że każdy w tej partii mógł zagłosować, jak chciał. Podobnie obecny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, który wprowadził ograniczenia dla dziennikarzy pracujących w Sejmie. Po nieprzyjemnej awanturze uznał, że jednak trzeba wycofać się z restrykcji.
Tak jest i z Sojuszem. Najpierw były huczne zapowiedzi kompleksowego liftingu – partia miała być odmłodzona i bez PRL-owskiego betonu. A Janik uchodzi za beton. Potem okazało się, że partia bez starych towarzyszy źle działa. Więc wygospodarowano im jakieś pokoiki i funkcje doradców w partyjnej siedzibie przy ulicy Rozbrat. Teraz Janik wraca i to na kierownicze stanowisko. Józef Oleksy też zostanie reaktywowany. Po co więc Sojusz wysilał się przez te dwa lata, by i tak nic nie zmienić? Tego chyba nikt nie wie.
Powrót Janika oznacza też, że Sojusz stanie się najstarszą, jeśli chodzi o metryki jego członków, partią w Polsce. 58-letni Janik przychodzi po to, by wyciąć 34-letniego Grzegorza Napieralskiego. Już z nim spierał si,ę dogadując mu: „Grzesiu, jakie szkoły kończyłeś?”. Cóż, Napieralski nie ma doktoratu. Janik ma – napisał pracę o Związku Młodzieży Wiejskiej w województwie krakowskim. Wiedział, o czym pisał, bo był etatowym funkcjonariuszem tego związku. Jedyna rada dla Napieralskiego – też niech pisze doktorat na podstawie własnych przeżyć. Coś np. o wpływie walk partyjnych frakcji na spadek sondaży poparcia. Mogłoby to być ciekawe studium przypadku.