Koronawirus dotarł już do Sejmu?
Tak. Na razie wiadomo, że jedna osoba jest zakażona. Ale może być ich więcej, bo w Sejmie prawie nikt nie przestrzega środków bezpieczeństwa. Dwa posiedzenia temu nie było płynu do dezynfekcji. Któregoś dnia zabrakło jednorazowych rękawiczek, a potem ktoś skombinował takie duże foliowe, jakie zakłada się na stacjach przy nalewaniu paliwa. Maseczki są reglamentowane. Teraz jednak wiele osób chodzi bez nich. Marszałek Sejmu Elżbieta Witek trzyma prawie pustą izbę plenarną, a w innych salach siedzimy stłoczeni po kilkadziesiąt osób. Posłowie są w o tyle dobrej sytuacji, że mogą mieć szybką ścieżkę testowania, problem mają pracownicy biur, Straży Marszałkowskiej, kierowcy. Wszyscy powinni być przebadani i to od razu. W najgorszym razie PiS nas wszystkich pośle na kwarantannę na dwa tygodnie, żebyśmy nawet podpisów nie mogli zebrać. Tych potrzebnych do zgłoszenia kandydata na prezydenta.
Czyli jednak wymieniacie.
Reklama
Dziś nie znamy żadnych reguł gry. Z mojej perspektywy, koalicjanta, nowa data wyborów oznacza nową decyzję.
I nowego kandydata.
Będziemy patrzeć, co zrobi Platforma Obywatelska, a przede wszystkim Małgorzata Kidawa-Błońska.
Radosław Sikorski już stoi w blokach startowych, stroszy piórka.
A kiedy faceci nie stroszą piórek? Oni tak po prostu mają. W momencie, kiedy się okazało, że wybory prezydenckie mogą się nie odbyć 10 maja, to zabrakło piór w sklepie z piórami. Zawrzało. Również na lewicy, bo tam zaczęto się zastanawiać, czy Robert Biedroń to na pewno dobry kandydat. Tam też już wielu stroszy piórka.
Kto? Czarzasty?
Raczej Adrian Zandberg był na tapecie.
Pani były chłopak.
Sprzed prawie ćwierć wieku. Zawsze, kiedy widać sondaże, to się myśli, że można coś poprawić. A teraz pojawia się szansa na zmianę wszystkiego. I wiadomo, że są takie pokusy. Na pewno długa rozmowa w tej sprawie w gronie koalicjantów jest potrzebna. Miała się nawet odbyć w tym tygodniu, ale skoro nie wiadomo, kiedy będą wybory i na jakich zasadach... Nie mamy do czynienia z uporządkowanym państwem, więc nie można planować. Jeśli Kidawa-Błońska zostanie, to robimy mocną kampanię i idziemy za nią jak wojsko.
Dotąd nie byliście wojskiem.
Tak, nie wszyscy z nas byli jak karne wojsko. Tak, podgryzali się wzajemnie. I tak, uważam, że to słabe, bo umawialiśmy się na jedność. Wszyscy mamy wątpliwości, czy w tym modelu daleko zajedziemy. Dobrze by było, żeby cała opozycja miała takie wątpliwości.
O którym modelu pani mówi?
O kłóceniu się opozycji. O sytuacji, w której jest tylu kandydatów wzajemnie się podszczypujących i podkopujących. Można odejść od prostych interesów partyjnych i zastanowić się, czy naprawdę po to idziemy zajmować się tą polityką, żeby wyszarpywać sobie 2 proc. elektoratu.
Uciekła pani od tematu Sikorskiego.
Bo nie ma tematu Sikorskiego, chociaż on sam na pewno jest zainteresowany kandydowaniem. I to bardzo. Jednak, kiedy jesienią zeszłego roku były robione badania, kogo wystawiać w wyborach prezydenckich, nie był nawet w pierwszej piątce. Zresztą kandydatowi na prezydenta potrzebne jest coś więcej niż tylko to, że bardzo nie lubi PiS. Do tego trzeba mieć poparcie partii i koalicjantów. No i jeszcze musi być wola polityczna wymiany obecnej kandydatki. A na razie żadna decyzja nie zapadła. Trzeba wiedzieć, że w naszej koalicji każde ugrupowanie ma swój statut. My, w Inicjatywie Polskiej, musielibyśmy zebrać radę krajową, dać na nowo rekomendacje... Na miejscu Sikorskiego zajęłabym się najpierw zdobywaniem poparcia w PO.
Wiadomo, że na giełdzie są jeszcze Rafał Trzaskowski i Borys Budka. I Donald Tusk.
Cały czas niektórym marzy się Tusk, ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że on nie jest zainteresowany prezydenturą. Poza tym on startuje tylko w konkurencjach, w których wygrywa. Choć uważam, że to mogłoby nie być złe rozwiązanie, dla części opozycji bardzo jednoczące. Teraz mamy taką sytuację, że część lewicy odpłynęła do PiS. 20 proc. wyborców lewicy chce głosować na Andrzeja Dudę.