W pytaniu była zawarta zarówno krytyka mojej postawy, jak i troska o przyszłość SLD. Tego jeszcze nie było - pomyślałem. Zaciągnąłem więc języka w sprawie i dowiedziałem się, że obaj panowie - i Napieralski, i Kurski - polubili się i zdaniem wielu coś wspólnie kombinują.

Reklama

Nie ma wątpliwości, że PiS znalazło się w tak głębokiej izolacji politycznej, że jego perspektywy powrotu do władzy są znikome. Czy więc pan Kurski nie kombinuje, aby wypróbowanym sposobem jego partia zdjęła - jak onegdaj z Samoobrony - anatemę z SLD? Tyle że takie kuracje polityczne w wykonaniu PiS przypominają pocałunek śmierci. Do dziś politycy tak Samoobrony, jak i LPR niedawne alianse z Kaczyńskimi porównują do koalicji z kobrą.

Jednak z polityków rządzących dziś Sojuszem jedynie Napieralski nie wyklucza dogadania się z partią braci. Te skłonności potwierdził zresztą wiosną tego roku, gdy zaczął flirtować z prezesem Urbańskim i z PiS - właśnie za wstawiennictwem Jacka Kurskiego - w sprawie parlamentarnego poparcia dla weta prezydenckiego w sprawie ustawy medialnej. Warto również wiedzieć, że w tym samym okresie Wojciech Olejniczak wysyłał sygnały do Platformy, że po kongresie SLD możliwe jest odrzucenie weta prezydenckiego z pomocą jego partii.

Poza tym zwycięstwo Napieralskiego w walce o przywództwo Sojuszu może się okazać zwycięstwem pyrrusowym. Obecny prezes Sojuszu wygrał bowiem bitwę na Rozbrat jedynie pierwszego dnia, natomiast dzień potem - czyli w niedzielę - wybory przegrał. Jego ludzie zgłaszani do władz nie zdobyli niezbędnej liczby głosów, dlatego w SLD jest dziś czterech wiceprezesów zamiast planowanych siedmiu. W rezultacie ta reszta, czyli trójka, według postanowienia kongresu, ma być dokooptowana w czasie styczniowej konwencji. Co prawda wybrana czwórka wiceprezesów i prezesek - panie Piekarska i Dereszowa oraz panowie Szmajdziński i Pastusiak - została zgłoszona przez Napieralskiego, tyle że - może poza panią Piekarską - zgłaszał ich także Wojciech Olejniczak. Są więc oni typowymi przedstawicielami tak zwanego środka. Stąd prosty wniosek: Napieralski nie ma swej drużyny, a bez niej nie sposób robić rewolucji ideowej obliczonej na flirt z tak żarliwie antykomunistyczną partią jak PiS. Papierek lakmusowy tej polityki w postaci tzw. socjału braci Kaczyńskich to po prostu za mało, aby przekonać aktyw partyjny do przyjęcia tak ryzykownej linii.

Sytuację Napieralskiego komplikuje mocno postawa poprzedniego prezesa. Dotychczas w partiach politycznych - a w każdym razie na Rozbrat - było zawsze tak, że przegrany kornie zabierał swe zabawki z gabinetu i oddawał pole nowemu szefowi. Tymczasem teraz jest inaczej. Wojciech Olejniczak zwyczajnie nie ma zamiaru kapitulować. Pierwsza już deklaracja starego szefa partii, że ani myśli o oddaniu stanowiska szefa klubu parlamentarnego lewicy, wprawiła wszystkich w zdumienie. Tym bardziej gdy okazało się, że Olejniczak postanowił potwierdzić swą pozycje w klubie za pomocą wotum zaufania posłów SLD. Uzyskanie tego wotum dowodziłoby bowiem, że w Sejmie jest on samodzielnym liderem lewicy. Czyli, że polityka parlamentarna Sojuszu będzie w gestii starego przewodniczącego, a nie nowego.

Myślę, że w sensie politycznym dwuwładza ta będzie utrudniała pisowskie kombinacje jakiejś formy parlamentarnego sojuszu socjalnego PiS i SLD - dla braci Kaczyńskich wartością istotną w takiej sytuacji może się okazać rezygnacja z nadziei na częstą i skuteczną obronę weta prezydenckiego. Z drugiej strony, zbliża się czas, gdy obrona tego weta - bądź jej brak - będzie decydowała o skuteczności rządu. Dziś można wskazać wiele szykowanych ustaw, które w razie realizacji zamysłu Jacka Kurskiego - zostaną ze szkodą dla życia publicznego z hukiem odrzucone. A wtedy będzie uprawnione mówienie o nieudolności Donalda Tuska i jego Platformy.

W takiej sytuacji powstałyby realne warunki do nowego rozdania politycznego w Polsce. Jaki interes zrobiłaby na tym partia Napieralskiego, trudno powiedzieć. Moim zdaniem byłby to jej koniec, ale w polityce nigdy nie można mówić nigdy. Dlatego warto przyglądać się bacznie obecnym zapasom w Sojuszu, bo ich skutki wykraczają poza wąsko pojęte podwórko socjaldemokratyczne.