Neokonserwatyzm kojarzony jest dziś głównie z polityką George’a W. Busha - ideologią amerykańskiego interwencjonizmu i wojną z terrorem, w której uzasadnieniach pobrzmiewają niekiedy religijne motywy. Dla polskich czytelników sporym zaskoczeniem może być więc to, że większość ojców założycieli neokonserwatyzmu wywodziła się z kręgów… radykalnej lewicy. Tak było w przypadku Irvinga Kristola czy Normana Podhoretza, którzy przez lata angażowali się w lewicowe projekty polityczne, by później gwałtownie skręcić w prawo i stać się konserwatywnymi jastrzębiami. Ale najciekawszą chyba ewolucję pod tym względem przeszedł Joshua Muravchik, przedstawiciel młodszego pokolenia neokonserwatystów i gość kolejnej debaty "Dziennika", która obędzie się we wtorek 24 czerwca o godz. 18 w auli Collegium Civitas w PKiN w Warszawie.
Dziś Joshua Muravchik, gość "Debaty Dziennika", jest jednym z najbardziej wpływowych neokonserwatywnych komentatorów i ekspertów w dziedzinie spraw międzynarodowych. Pracuje w American Enterprise Institute, potężnym think tanku, który wywierał ogromny wpływ na amerykańską politykę w ostatnich latach - sam Muravchik jako doradca Partii Republikańskiej był uznawany za jednego z głównych strategów administracji Busha. Obszar jego zainteresowań jest spory: od polityki bliskowschodniej, przez teorię demokracji aż do historii XX-wiecznych ruchów politycznych.
Rozgłos przyniosła mu książka "Heaven on Earth" ("Niebo na ziemi") poświęcona historii ideologii socjalistycznej. Na jej podstawie powstał dokumentalny serial emitowany przez jedną z amerykańskich stacji telewizyjnych. Istotną rolę w biografii Muravchika odegrały wątki polskie. Jego nauczycielem na waszyngtońskim uniwersytecie Georgetown był Jan Karski, legendarny "kurier z Warszawy", dzięki któremu Zachód dowiedział się o Holocauście.
Muravchik wspominał po latach w jednym z tekstów, jak ogromne wrażenie wywarła na nim osobowość Karskiego - jego losy skłoniły go do innego spojrzenia na relacje miedzy Polakami i Żydami. Z kolei w czasie stanu wojennego Muravchik blisko współpracował z przedstawicielami "Solidarności" w Stanach Zjednoczonych. Był też redaktorem zbioru solidarnościowych dokumentów, który ukazał się wtedy w angielskim przekładzie. Jego zdaniem to właśnie "Solidarność" w sposób najbardziej wyrazisty obnażyła absurdalność komunizmu, który w XX w. opanował sporą część naszego globu i zauroczył wielu intelektualistów.
Od socjalizmu do Reagana
"Wychowałem się w domu, w którym ideologia była wszechobecna - wspomina Muravchik w jednym z wywiadów - Politycznym aktywizmem nasiąkałem od najmłodszych lat. Po raz pierwszy brałem udział w kampanii prezydenckiej w 1952 r. w wieku 5 lat". Rodzina Muravchika angażowała się w lewicowe kampanie na rzecz równości, uczestniczyła też w działalności związków zawodowych. On sam jeszcze jako nastolatek brał udział w organizowaniu słynnego marszu na Waszyngton w 1963 r., któremu przewodził Martin Luther King. Co zatem sprawiło, że człowiek wychowany w takiej atmosferze przeszedł na pozycje konserwatyzmu? Nie była to ewolucja łatwa ani szybka. Przede wszystkim - zauważa Muravchik - przyczynił się do niej… lewicowy radykalizm amerykańskiej kontrkultury lat 60.
Członkowie ówczesnych studenckich ruchów, protestując przeciwko amerykańskiemu zaangażowaniu w Wietnamie, pozytywnie odnosili się zarazem do rozmaitych zwalczanych przez USA komunistycznych reżimów. Mao Tse-tung czy Fidel Castro byli dla nich bohaterami tej samej sprawy, walczącymi z "amerykańskim imperializmem". Ten pozytywny stosunek radykałów do komunizmu okazał się niemożliwy do zaakceptowania dla Muravchika, któremu obok lewicowych idei społecznych wpojono też niechęć do sowieckiego komunizmu. Wtedy właśnie zaczął patrzeć na świat w odmienny sposób, a jego młodzieńcze poglądy zaczęły się załamywać. "Zdałem sobie sprawę, że komunizm i kapitalizm nie są tak samo złe.
Komunizm był nieskończenie gorszy". Jak sam twierdzi, w ewolucji jego poglądów w latach 60. sporą rolę odegrała książka, którą przeczytał kiedyś w ciągu jednej nocy - były to wspomnienia Jerzego Gliksmana, polskiego Żyda i socjalisty, który spędził kilka lat w sowieckich łagrach. Gdy w latach 70. większość amerykańskiej lewicy przeszła na pozycje kontrkulturowego radykalizmu, Muravchik ostatecznie przyłączył się do neokonserwarystów. Ci ostatni poczuli wiatr w żaglach za prezydentury Ronalda Reagana. Jego twardy antykomunizm dodał im wiary, że walka z komunistycznymi reżimami, którą w oczach amerykańskiej opinii skompromitowała porażka w Wietnamie, ma sens i może być fundamentem politycznego programu.
Muravchik ze swoją młodzieńczą wiarą w socjalistyczną ideologię ostatecznie rozliczył się we wspomnianej książce "Heaven on Earth". Zadał w niej podstawowe pytanie: dlaczego idea tak szlachetna w swoim zamierzeniu, przyniosła tak wiele zła? Przyczyną była tu jego zdaniem nadmierna wiara w możliwości polityki. Komunizm chciał urzeczywistnienia doskonałej sprawiedliwości - to jednak nie jest możliwe do osiągnięcia środkami politycznymi. Dlatego komunistyczny system równości bardzo szybko zmienił się w tyranię.
Przyszłość neokonserwatyzmu
Doświadczenie antykomunizmu z czasów Reagana nauczyło Muravchika jednego: o demokrację trzeba walczyć, bo inaczej ulegnie ona w walce ze swoimi wrogami. Stąd jego konsekwentne poparcie dla idei "szerzenia demokracji", która odżyła w amerykańskiej polityce po zamachach 11 września. Muravchik poparł także interwencję w Iraku, uznając, że lekceważenie przez ten kraj warunków rozbrojenia po przegranej wojnie w 1991 r. jest wystarczającym powodem dla użycia siły.
Dziś uznaje jednak operację iracką za błąd. W jednym z tekstów nazwał ją "ogromnym bałaganem", za który neokonserwatyści ponoszą odpowiedzialność. Zgadza się też po części z krytykami George’a Busha twierdzącymi, że nie da się trwale zmienić politycznego ustroju danego kraju, a tym bardziej zaprowadzić demokracji za sprawą zbrojnej okupacji. Zwłaszcza tam, gdzie - jak na Bliskim Wschodzie - praktycznie nie istnieją demokratyczne tradycje.
Czy oznacza to, że wraz z klęską polityki obecnej administracji klęskę poniósł także neokonserwatyzm jako idea? Czy powinien zostać odesłany do lamusa historii, tak jak stało się to z innymi ideologiami? Niezupełnie - twierdzi Muravchik. Krytycy neokonserwatyzmu, zwłaszcza w Europie, często, jego zdaniem, popełniają błąd utożsamiania neokonserwatyzmu wyłącznie z polityką Busha.
Neokonserwatyści jawią się wtedy jako zawzięci zwolennicy użycia siły zbrojnej wszędzie tam, gdzie amerykańskie interesy choćby wydają się zagrożone. Tymczasem podstawowym celem neokonserwatyzmu jest utrzymanie pokoju na świecie poprzez stworzenie stabilnego międzynarodowego ładu. To wymaga niekiedy użycia siły. Pozostaje pytanie, kto miałby jej używać. ONZ? Inne organizacje międzynarodowe? To jednak utopia - twierdzi Muravchik.
ONZ jest zbyt słaba i podzielona, by pozostać jedynym narzędziem podtrzymywania pokoju, jak chcieliby tego np. Europejczycy. Nigdy nim zresztą nie była: "Pokoju strzegła wojskowa potęga Zachodu, a przede wszystkim wojska amerykańskie. Dlatego całkowicie nie zgadzam się z tymi, którzy głoszą, że ONZ ma być dzisiaj najwyższym arbitrem" - wskazywał Muravchik w rozmowie z "Europą".
Ameryka pozostaje de facto jedynym podmiotem zdolnym dziś do podjęcia efektywnych działań w sytuacji, gdy pokój na świecie będzie zagrożony np. przez takie państwa jak Iran (wobec którego Muravchik doradza zresztą bardzo zdecydowane posunięcia, z atakiem zbrojnym włącznie). A neokonserwatyści to jedyna polityczna grupa, która konsekwentnie propaguje takie właśnie rozumienie roli Ameryki w świecie. Póki międzynarodowa sytuacja nie ulegnie zmianie, neokonserwatyzm pozostanie więc wedle Muravchika ideą ze wszech miar aktualną.
Czy jednak ład międzynarodowy nie ewoluuje w takim kierunku, że przewaga Ameryki staje się coraz bardziej iluzoryczna? Czy zatem obstawanie przy jej roli światowego żandarma nie jest już dziś anachroniczne? O to z pewnością warto będzie Muravchika zapytać w trakcie naszej debaty.
p
Debata pt. "Polskich z Ameryką po wyborach?"" odbędzie się we wtorek 24 czerwca w Auli A Collegium Civitas, niepaństwowej uczelni wyższej pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk (Pałac Kultury, XII piętro). Początek o 18.30. Całość poprowadzi szef Europy - Maciej Nowicki. Wstęp wolny. Zapraszamy.
Obszerna relacja z debaty opublikowana będzie w Tygodniku Idei "Europa", ukazującymsię w każdą sobotę wraz z DZIENNIKIEM.