Wydarzenie to jest niewątpliwie ogromną tragedią i, z moralnego punktu widzenia, zbrodnią. Jednak Niemcy byli przekonani, że niedoskonałe wówczas prawo międzynarodowe nienadążające za szybko rozwijającą się technologią, pozwoli im uniknąć ewentualnej kary i wykorzystać Wieluń jako poligon doświadczalny z bezbronnymi cywilami. Niestety, nie mylili się… – pisze dr Mateusz Piątkowski* z Wydziału Prawa i Administracji UŁ.

Reklama

Od balonów do wielkiej pomyłki

Podczas wojny francusko-pruskiej w latach 1870-1871 francuskie balony wykonywały zadania rozpoznawcze, dostarczając wiadomości o ruchach przeciwnika. Stopniowa poprawa zasięgu oraz udźwigu (zdolności do przenoszenia ładunków, w tym wybuchowych) skłoniła ówczesne mocarstwa do bacznej obserwacji potencjalnego wyścigu zbrojeń na tym polu. W 1899 roku na Pierwszej Konferencji Pokojowej w Hadze podjęto decyzję o wprowadzeniu zakazu bombardowań powietrznych przez balony oraz „innych podobnie działających środków” jako legalnej metody prowadzenia walki zbrojnej (IV Deklaracja haska z 1899 roku). Jednakże zakaz ten miał jedynie wymiar czasowego moratorium o 5-letnim okresie obowiązywania.

Potem szybko nastąpiły przełomowe osiągnięcia w technice lotniczej: w 1900 roku Graf von Zeppelin skonstruował pierwszy z serii słynnych Zeppelinów, a w 1903 roku bracia Wright dokonali oblotu pierwszego samolotu Flyer One. W 1907 roku, znów w Hadze, delegaci tworząc katalog reguł obowiązujących w wojnie lądowej, zdecydowali się więc językowo uzupełnić zakaz bombardowania obszarów o sformułowanie „bombardowanie w jakibądź sposób”, czyli także z powietrza. Uczestnicy byli z tego kompromisu zadowoleni, ale nie zauważyli jednej rzeczy – z myślą o ochronie niewalczących mieszkańców miast i wsi zalegalizowali jednocześnie, po raz pierwszy w historii, bombardowanie powietrzne jako metodę prowadzenia działań zbrojnych…

Był też inny problem - o ile w kontekście operacji lądowych pojęcie obszaru „niebronionego” jest stosunkowo łatwe do zdefiniowania, o tyle w odniesieniu do działań powietrznych napotyka na szereg poważnych wątpliwości interpretacyjnych. Równolegle z rozwojem lotnictwa pojawił się szereg środków związanych z jego zwalczaniem – począwszy od karabinów maszynowych, dział przeciwlotniczych, a skończywszy na samolotach myśliwskich i przechwytujących. Pozwalało to niemal na całkowicie dowolną wykładnię przepisu, w ramach której dopuszczalne u uprawnienie było stwierdzenie, że każde miasto znajdujące się poza linią frontu ma charakter „bronionego”.

Reforma na papierze

Reklama

Dokument znany jako Haskie Reguły Wojny Powietrznej z 1923 roku uznawał, że siły powietrzne mają prawo do ataku na cele wojskowe, których zniszczenie przyniesienie walczącemu wyraźną korzyść wojskową. Zakazywał jednak, w przypadku miast położonych z dala od linii frontu, ataków „bez rozróżnienia”. Pomimo pewnych wad i wątpliwości interpretacyjnych, powszechnie uważano, że dokument ten stanowi wielki postęp w stosunku do regulaminu haskiego z 1907 roku.

Może i byłby to postęp, ale należałoby go jeszcze wprowadzić w życie i egzekwować, a ówczesna Europa nie miała na to najmniejszej ochoty. Kolejne rekordy pionierów lotnictwa były jedną z największych rozrywek i źródłem sensacji medialnych. Także w II RP sukcesy polskich załóg w zawodach Challenger, przelot przez Atlantyk samolotu kpt. Skarżyńskiego stały się przedmiotem narodowego prestiżu. Teoretycy doktryny użycia sił powietrznych w osobie m.in. Giulio Douheta postulowali nawet, aby zwiększyć nakłady na rozwój bombardowania strategicznego, które winno decydować o sukcesie w przyszłym konflikcie zbrojnym. O prawie międzynarodowym nikt nawet nie wspomniał.

Późniejsze próby regulacji zagadnienia wojny powietrznej również okazały się niepowodzeniem (fiasko konferencji rozbrojeniowej w Genewie w latach 1932-1934). Z tego też tytułu do 1939 roku nie powstał żaden traktat prawa międzynarodowego regulujący zjawisko wojny powietrznej, w tym przebieg bombardowań powietrznych. Pewna refleksja nastąpiła po znanym z obrazu Pabla Picassa bombardowaniu hiszpańskiej Guerniki w 1937 roku. Liga Narodów potępiła wtedy praktykę bombardowań „bez rozróżnienia”, podnosząc konieczność przestrzegania restrykcyjnej teorii celu wojskowego. Cóż to jednak znaczyło? W praktyce nic.

Wieluń (nie)broniony

Nalot na Wieluń nie znajduje usprawiedliwienia w świetle restryktywnej interpretacji Haskich Reguł Wojny Powietrznej z 1923 roku. Zgodnie z ustaleniami śledztwa Oddziałowej Komisji do spraw Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi w mieście nie było jednostek Wojska Polskiego, nie było tam też zlokalizowanego żadnego przemysłu produkującego na potrzeby sił zbrojnych. Jedyną podstawą wynikającą z reguł z 1923 roku mogło być zakwalifikowanie szlaków komunikacyjnych jako ważnych militarnie, jednakże znaczenie Wielunia w tej mierze było marginalne, gdyż miasto nie znajdowało się w żadnym strategicznym rejonie frontu wojny polsko-niemieckiej.

Warto jednak dodać, że nawet potencjalna możliwość wykorzystania infrastruktury drogowej i kolejowej była traktowana jako legalny cel – w 1944 roku podczas przygotowań do operacji Overlord, lotnictwo alianckie dokonało rozległych zniszczeń miast francuskich, celem utrudnienia niemieckich przygotowań do wzmocnienia obrony w Normandii.

Bardzo niedoskonała jest tutaj również wcześniejsza wykładnia prawa, czyli art. 25 regulaminu haskiego z 1907 roku. Zgodnie z nią Wieluń z jednej strony może być uznany za „broniony” przez sam fakt obecności jednostek 28. Dywizji Piechoty w pobliżu miejscowości, a także fakt oddziaływania lotnictwa myśliwskiego Armii Łódź (III/6 Dywizjon Myśliwski). Wszystko byłoby tu jasne, gdyby nie to, że atak nastąpił w warunkach de facto niewypowiedzianej wojny, względem uśpionego miasta, którego mieszkańcy nie byli przygotowani do ponoszenia skutków konfliktu. W ten sposób status miejscowości można uznać za autentycznie „niebronione”.

Podnosi się w literaturze, że nalot mógł mieć charakter omyłkowego, a celem ataku była jednostka kawalerii stacjonująca w mieście. Uzasadnienie to nie wydaje się być przekonujące. W warunkach wojennych pewne decyzję są podejmowane w oparciu o przekonywujące dane (np. wywiadu) i okoliczności, które jednak nie korespondują z rzeczywistością. Nie może to jednakże prowadzić do ignorancji i zaniechania pewnych aktów staranności, rozsądnych i dostępnych w danych warunkach. W kontekście Wielunia dowództwo niemieckie zlekceważyło standardy „rozsądnego dowódcy”, decydując się na decyzję o ataku powietrznym bez wyników rozpoznania obszaru (a taka próba została podjęta), a o wręcz zbrodniczym zamiarze świadczy decyzja o kolejnych atakach na miasto, pomimo meldunków pilotów pierwszego nalotu, którzy informowali o „braku widocznych oddziałów wroga”.

Warto wspomnieć, że dowództwo niemieckie działało jeszcze w „komforcie” stanu de facto niewypowiedzianej wojny, więc nie działało w warunkach przymusowych bądź innych charakterystycznych dla działań wojennych o pełnej skali. Wiele wskazuję, że w istocie zamiarem bezpośredniego dowódcy operacji – Wolframa von Richthofena – było cyniczne wykorzystanie Wielunia jako poligonu doświadczalnego.

Zbrodniarze bezkarni

Przed Trybunałem norymberski żaden z dowódców Luftwaffe nie został oskarżony o zbrodnie wojenne związane z bombardowaniami lotniczymi, a próby działania w tej mierze oskarżycieli alianckich omal nie doprowadziły do utraty legitymacji przez Trybunał. Znamienne, zeznający jako świadek Albert Kesserling, jeden z dowódców ataków na Warszawę we wrześniu 1939 wskazał, że Warszawa jako „miasto bronione” była przedmiotem zgodnego z regulaminem haskim z 1907 roku ataku powietrznego. Wypowiedź ta i swoiste „milczenie” Trybunału dobrze podkreśla stan prawa wojny powietrznej w okresie II wojny światowej, która de iure pozostała w wielkiej mierze nieuregulowana aż do 1977 roku.

Wydaję się, że w tym chaosie normatywnym Wieluń i jego tragedia zajmuję szczególne miejsce – jako miejsca bombardowanego po raz pierwszy w konflikcie, bez wyraźnego uzasadnienia wojskowego i to w okresie, gdy wojna totalna nie stała się standardem w kontekście prawnym. Badań wymagają jeszcze archiwa niemieckie oraz dokumenty Wehrmachtu znajdujące się w archiwach amerykańskich. Pamięć o Wieluniu to także konieczność przypominania całemu światu o roli prawa międzynarodowego w konfliktach zbrojnych jako ostatniego „bastionu” humanitaryzmu i godności ludzkiej nawet w warunkach wojny.

*dr Mateusz Piątkowski, Katedra Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych WPiA Uniwersytetu Łódzkiego.