Pije pan warszawską kranówkę?
Gdy rok temu zacząłem budować rurociąg po pierwszej awarii w Czajce, to samo pytanie zadał mi redaktor w jednej ze stacji telewizyjnych. Wtedy się napiłem i dziś zrobiłbym to samo, bo ujęcie wody pitnej dla stolicy jest 10 km w górę rzeki, licząc od miejsca zrzutu ścieków. Picie warszawskiej kranówki nie zagraża zdrowiu warszawiaków. Natomiast trzeba pamiętać, że ta woda płynie do Płocka, Torunia, Tczewa czy Gdańska. I tam zalecałbym ostrożność.
Czy w związku z awarią Czajki mamy do czynienia z katastrofą ekologiczną na Wiśle?
Jak najbardziej. W ubiegłym roku też mieliśmy. Ścieki w rzece prowadzą w efekcie do niedoboru tlenu w wodzie, a to źle wpływa na organizmy żywe. W dodatku są to ścieki komunalne wymieszane z przemysłowymi, w związku z tym nie mam wątpliwości – mamy katastrofę ekologiczną na Wiśle.
Reklama
Czajka zbiera ścieki z lewobrzeżnej Warszawy dopiero od 2012 r. To chyba oznacza, że do tego czasu żyliśmy w stanie permanentnej katastrofy ekologicznej?
Stan naszych rzek zaczął się poprawiać, odkąd samorządy zainwestowały w kanalizację i oczyszczalnie ścieków. Poprawiła się także sytuacja związana z chemizacją rolnictwa. Rzeki potrafią się samooczyszczać, ale potrzebują na to czasu. Jakość wód w Polsce staje się coraz lepsza. Nawet duże miasta, Warszawa czy Szczecin, uporały się z problemem, tworząc odpowiednie systemy. Od 2012 r. Czajka odbiera ścieki z lewobrzeżnej Warszawy, w efekcie Wisła zaczęła się oczyszczać. Pojawiły się nawet gatunki organizmów, których wcześniej nie było. A dziś niestety w to środowisko trafiają ogromne ilości niebezpiecznych ścieków.
Obawia się pan o życie i zdrowie mieszkańców gmin nadwiślańskich na północ od Warszawy? Stołeczny ratusz podkreśla, że ścieki, zanim trafią do rzeki, są ozonowane.
Zagrożenie istnieje, nawet jeśli na północ są ujęcia wody wyposażone w bardzo dobre systemy oczyszczania. To woda, z której korzystają zwierzęta i w różny sposób ludzie, np. w celach rekreacyjnych. W tym kontekście, w zależności od sposobu jej wykorzystania, ta woda może stanowić bezpośrednie lub pośrednie zagrożenie dla zdrowia i życia.
Co zdaniem Wód Polskich jest przyczyną kolejnej awarii w Czajce?
W tunelu przesyłowym pod dnem Wisły, gdzie usytuowane są rury, nastąpiło rozszczelnienie. Czemu to się stało, trudno na razie powiedzieć. Zresztą w zeszłym roku też trudno było to ustalić, ale było domniemanie rozszczelnienia na połączeniach części metalowych i z tworzywa sztucznego. Efektem było rozerwanie części rurociągu, włącznie z uszkodzeniem półmetrowej płyty żelbetowej przykrywającej te rury. W konsekwencji wymieniono 110-m odcinek rurociągu. W tym roku, jak wynika z informacji przekazanych nam przez prezydenta Trzaskowskiego, podejrzewa się, że również nastąpiło rozszczelnienie, ale na odcinku, który w zeszłym roku nie został wymieniony. W tunelu poprowadzone są dwie rury – jedna jako zasadnicza, druga jako rezerwowa. Ale jak się okazało, ścieki przesyłano naprzemiennie raz jedną, raz drugą rurą. W zeszłym roku, gdy doszło do awarii jednej rury, ścieki puszczono drugą i ona też uległa awarii. Tak więc ten system się kompletnie nie sprawdza i otwarcie mówiliśmy o konieczności jak najszybszej budowy nowego rurociągu. Jak wiemy, do dziś nie powstał.
Rafał Trzaskowski mówi, że głównie krytykowaliście, ale nie przedstawiliście żadnych konstruktywnych rozwiązań. Jego zdaniem nie stwierdziliście wprost, że naprawa nie ma sensu i że trzeba postawić nowy układ przesyłowy.
Nietrafiony zarzut. My nie jesteśmy arbitrem, który mówi „róbcie szybko”. My twierdzimy, że niezbędnym elementem systemu jest rurociąg zastępczy. I powtarzamy to cały czas od momentu zeszłorocznej awarii. Ale to, jak zostanie on zbudowany, którędy poprowadzony, to już nie rola Wód Polskich, tylko właściciela instalacji. Prezydent Trzaskowski sam potwierdził, że zlecono wykonanie koncepcji wariantowej prywatnej firmie. W grę ponoć wchodziło umieszczenie nowej rury w bryle Mostu Północnego, na moście pontonowym lub w formie przewiertu pod dnem Wisły.
Gdy rok temu podejmowałem decyzję o wariancie „awaryjnym”, pod uwagę brałem głównie czas na zbudowanie instalacji, by jak najszybciej zahamować wyciek ścieków do rzeki. Najszybszy do zbudowania okazał się most pontonowy. Tu bezcenna okazała się pomoc wojska, które w dwa dni uformowało most i czekało na nasz rurociąg. Bezpieczniejszym rozwiązaniem byłby oczywiście przewiert pod Wisłą, bo to uniezależniało nas od warunków pogodowych, na które narażony jest most pontonowy. Szczęśliwie w zeszłym roku zimy nie było, ale wojsko zakładało, że taki most może funkcjonować co najwyżej do listopada.
Szef MON Mariusz Błaszczak poinformował wczoraj, że most pontonowy jest już gotowy. Teraz stanie na nim rura przesyłowa, a ścieki zaraz przestaną trafiać do rzeki. Wierzy pan, że nową rurę pod Wisłą uda się przeprowadzić, zanim most pontonowy trzeba będzie zwinąć przed okresem zimowym?
To najsłabszy punkt obecnego planu. Z pewnością przeciskanie rur pod dnem rzeki potrwa dłużej niż do listopada.
Czyli jeśli most pontonowy trzeba będzie rozmontować przed zimą, a nowy rurociąg nie będzie gotowy, ścieki znów zaczną trafiać do Wisły?
Niestety tak. Jak zakładam, scenariusz jest taki, że miasto z pomocą wojska wybudowało most pontonowy, a na nim stanie rurociąg awaryjny. W tym samym czasie prowadzony jest przewiert i wszyscy patrzą na prognozę pogody. Za trzy miesiące, zwłaszcza pod koniec listopada, zacznie się robić nerwowo. Przy nadzwyczajnej mobilizacji i braku problemów z przewiertem teoretycznie jest możliwe, by zdążyć przed zimą. Pesymistyczny wariant jest taki, że firma wykonująca przewiert pod Wisłą napotyka na jakiś problem, co przy tego typu pracach jest możliwe, a termin prac się wydłuży. I wtedy rzeczywiście może być tak, że most pontonowy trzeba będzie zdemontować, zanim ruszy nowa rura, a ścieki znów będą wpuszczane do rzeki.
Władze Warszawy chcą stawiać nowy rurociąg w „trybie awaryjnym”, by skrócić procedury. Nie będzie z tym problemu?
Sytuacja jest nadzwyczajna. Budując w zeszłym roku rurociąg awaryjny, też działaliśmy w stanie wyższej konieczności, co pozwoliło skrócić procedury, nawet na gruncie prawa zamówień publicznych, które dopuszcza realizację zamówień w trybie bezprzetargowym, jeśli w grę wchodzi bezpieczeństwo ludzi. Dziś też mamy do czynienia z „trybem awaryjnym”, inaczej tymczasowy rurociąg – zamiast deklarowanych przez miasto cztery–pięć tygodni – powstawałby pół roku albo i dłużej.
A jeśli chodzi o budowę nowego, docelowego rurociągu? O ile jest szansa skrócić proces realizacji?
Przekazaliśmy miastu dokumentację powykonawczą naszego rurociągu awaryjnego z zeszłego roku oraz nieodpłatnie udostępnimy rury i wypożyczymy pompy. Pokazaliśmy, jak to robić. Rok temu była tylko awaria, działania w trybie „zaprojektuj i buduj” oraz równoległe pozyskiwanie niezbędnych pozwoleń. Dziś jesteśmy w innej sytuacji, mamy doświadczenia z ubiegłego roku i mam nadzieję, że postawienie nowej rury to kwestia kilku miesięcy, a nie lat.
Mówi się o tym, że błędem obecnej konstrukcji było umieszczenie dwóch rur w jednym tunelu.
Tak, bo awaria jednej rury mogła się przyczynić do osłabienia drugiej nitki i jej późniejszego uszkodzenia.
Czyli Rafał Trzaskowski ma trochę racji, mówiąc o błędach popełnionych przez jego poprzedników, którzy zgodzili się na taki projekt i wykonawstwo.
Trudno mi się do tego odnieść, opieram się na informacjach przekazywanych przez stołeczny ratusz. Nie zapoznałem się z materiałami, słyszałem zaś o błędach projektowych, technologicznych i materiałowych.
Czy możemy mieć do czynienia z zaniechaniem urzędniczym albo błędami popełnionymi przez ekspertów dokonujących przeglądu rurociągu?
Musimy poczekać na efekty kontroli zleconej przez prokuraturę. Natomiast nie można takich rzeczy wykluczyć, bo na ogół to człowiek jest najsłabszym ogniwem. Na pewno błędem było niezrobienie przez rok rurociągu zastępczego.
Miasto nad nim pracuje, przedstawiło nawet harmonogram dotychczasowych działań. Tyle że – jak tłumaczy ratusz – procedury muszą potrwać. 16 listopada 2019 r. naprawiono pierwszą awarię, w tym samym miesiącu rozpoczęto rozmowy z niemiecką firmą o nowym układzie przesyłowym, a w marcu 2020 r. podpisano z nią porozumienie w sprawie przygotowania koncepcji budowy nowego rurociągu.
A tymczasem w sytuacji awaryjnej nowy wariant budowy rurociągu wybrano w przeciągu dwóch–trzech dni.
Bo mamy sytuację nadzwyczajną. Paradoks polega na tym, że gdyby nie awaria, procedury ślimaczyłyby się kolejny rok czy dwa.
To mnie absolutnie nie przekonuje. Tak długie procedowanie realizacji nowego rurociągu to ewidentny błąd. Jak to możliwe, że tyle miesięcy upływa od momentu pierwszej awarii do zlecenia przygotowania koncepcji zewnętrznej firmie? I to w sytuacji, gdy było wiadomo, że obecna instalacja jest wadliwa. To, że rury powinny iść pod dnem Wisły, jest od początku jedynym racjonalnym rozwiązaniem. Każdy inny wariant stwarza wiele potencjalnych problemów. Nie chcę być sędzią w cudzej sprawie, ale inaczej sytuacja by dziś wyglądała, gdyby prace nad nowym rurociągiem były bardziej zaawansowane.