Z tej perspektywy domena publiczna, którą zarządzają władze centralne i samorządy, jest dla gospodarki jedynie kosztem. Wszelkie środki, którymi dysponują instytucje publiczne, przychodzą z zewnątrz – od wypracowujących dochód obywateli, czytaj: przedsiębiorców. Jeśli władza wydaje na coś pieniądze, to tylko dlatego, że wcześniej je od kogoś wzięła.
Wiceminister finansów Piotr Patkowski, tłumacząc się z rozmiarów tegorocznego deficytu, stwierdził w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”: „Musieliśmy ponieść wszelkiego rodzaju koszty, by nie ponieśli ich Polacy”. Co to za mityczne „my”? – pytali liczni komentatorzy w sieci. Przecież koszt obsługi długu publicznego ostatecznie i tak poniesie całe społeczeństwo, które finansuje działania rządu.
Państwo także tworzy wartość dodaną w gospodarce – i to niebagatelną. Działania rządu w wielu obszarach zwiększają produkt krajowy brutto, z którego potem czerpane są dochody budżetowe. Twierdzenie, że ma on własne pieniądze, jest zatem jak najbardziej uprawnione
W rzeczywistości wiceminister Patkowski nie powiedział niczego niezwykłego. Jako przedstawiciel władzy państwowej użył określenia „my” w takim samym znaczeniu, w jakim robi to zatrudniony na etacie menedżer w odniesieniu do korporacji, którą reprezentuje. Ktoś mógłby powiedzieć, że prywatna firma generuje własne dochody, a więc to inna sytuacja. Jednak państwo także tworzy wartość dodaną w gospodarce – i to niebagatelną. Działania rządu w wielu obszarach zwiększają produkt krajowy brutto, z którego potem czerpane są dochody budżetowe. Twierdzenie, że ma on własne pieniądze, jest zatem jak najbardziej uprawnione.