MAGDALENA MIECZNICKA: Podoba się panu pomysł resortu edukacji, by uczniowie czytali lektury we fragmentach?
ANTONI LIBERA: Moje największe zdziwienie wywołała ta część uzasadnienia, w której podnoszone jest, że nauczyciel polonista, a należy przez to rozumieć, że w ogóle nauczyciel, nie ma autorytetu, czy też, że nie jest jedynym autorytetem dla ucznia. To ostatnie sformułowanie kojarzy mi się z poprawnością polityczną, która w wielu dziedzinach podkreśla wielorakość punktów widzenia, a przede wszystkim ich równowartość. Ideologia ta głosi, że każdy ma swoją prawdę i nie można mówić, że któraś jest lepsza. Jak widać, ta ideologia właśnie się zemściła na nauczycielach: oto MEN przyznaje, że klasa wychowawcza nie ma mocy egzekucyjnej. Nie ma więc, jak przeprowadzić procesu edukacyjnego. A żeby przeprowadzić proces edukacyjny, konieczny jest element rygoru. Nauczanie i wychowywanie jak świat światem wiązało się z rygorem. Rygor to nie jest przymus, ale uczłowieczanie człowieka. Jeśli rezygnujemy z wprowadzania zasad i metod wdrożeniowych, będziemy musieli wyłącznie ustępować przed roszczeniowością i lenistwem młodości. To jest oczywiście czarny scenariusz.

Reklama

Czy da się czytać tak pokawałkowane wielkie utwory literatury polskiej i światowej?
Choć sam zajmuję się literaturą, rozumiem, że maksymalizm może mieć złe skutki. Przesadnie nabity program jest oczywiście nierealny i gotów jestem iść na kompromis. Ten kompromis wedle mojego odczucia powinien skończyć się na następującej proporcji. Jestem za tym, żeby wiele utworów było podawanych we fragmentach, jeśli fragmentom tym towarzyszy dobre, mądre przedstawienie problematyki. Taki jest na przykład model francuski. Warunkiem jest, żeby nie doszło do brykizacji, do upraszczania i ułatwiania. Granica pomiędzy dobrym omówieniem a brykizacją jest oczywiście płynna i wymaga wyspecjalizowanych kryteriów. Jeśli chodzi o sam dobór fragmentów, to niech będą to słynne fragmenty, które są rozszerzonymi skrzydlatymi słowami. Należy wtedy wymagać od uczniów, żeby naprawdę je znali. Nie może być to jednak początek procesu, który doprowadzi do rezygnacji z lektury przynajmniej iluś pozycji w całości. Konieczne jest, żeby uczeń rozumiał, co to jest całość. Sama opcja fragmentaryczna stwarza u niego takie wrażenie, że po co pisarze piszą całe tomy, skoro liczy się potem zaledwie parę zdań. Trzeba pokazać, że czasem nawet nudne czy trudne fragmenty są potrzebne, tak jak życie ludzkie składa się z mielizn i dłużyzn.

Może lektura całych utworów jest utopią, bo i tak żaden uczeń przez to nie przebrnie?
Jeżeli uważa się, że uczeń nie przeczyta całego utworu, na przykład "Beniowskiego" - bo długie i wierszem, to trzeba wybrać utwór krótszy. Trzeba też umieć dostosowywać wybór do danej chwili. Na przykład jeśli aktualna jest dzisiaj dyskusja o autentyczności i pozie - to bierze się taki utwór jak "Fantazy" - i akcent kładzie na aspekt obyczajowy, a nie polityczny. Pokazuje się, że ten utwór mówi o odgrywaniu w życiu jakiegoś dramatu. Potem można to skojarzyć z I częścią "Nie-Boskiej komedii". Krótko mówiąc: uwspółcześniać, pokazać, że to jest sprawa uniwersalna, ale w kostiumie XIX-wiecznym. Nie uczyć schematycznie, ale elastycznie.

A co pan sądzi o konkretnej decyzji twórców kanonu lektur, że Gombrowicz dołącza do Słowackiego jako pisarz, którego będzie się czytać tylko we fragmentach?
To jest decyzja niepojęta. Z Gombrowiczem przecież sprawa jest łatwa - utworem sztandarowym jest "Ferdydurke" i powinna być ona czytana w całości. To jest sztandarowy polski pisarz XX wieku, jeden z nielicznych Polaków czytanych na świecie. Na domiar złego obawiam się, że z "Ferdydurke" będzie brany rozdział szkolny - i okaże się, że ta powieść to satyra na szkołę - co będzie manipulacją. Gdybym miał iść na kompromis, w sprawie Gombrowicza zrobiłbym tak: krótka biografia i jeden utwór - "Ferdydurke". Każdy kraj ma takie utwory, które powinny być tam czytane w całości. Podobnie "Pana Tadeusza" powinno się przeczytać w całości, bardziej nawet niż "Dziady". We Włoszech ludzie czytają w całości "Boską Komedię", w Anglii dramaty Szekspira, w Rosji wszyscy znają "Eugeniusza Oniegina", a w Niemczech "Fausta".

Goethe w ogóle nie będzie czytany w liceum - poza klasami humanistycznymi.
Uważam, że Goethe powinien być we wszystkich klasach - można wybrać z niego parę wierszy. Jeśli czyta się Szekspira i Dantego, to musi być Goethe. To są podstawowi autorzy kultury angielskiej, włoskiej, niemieckiej. Co do "Fausta" - trzeba pamiętać, że Faust jest figurą europejskiej kultury. Fausta nie wymyślił Goethe. Całkowita rezygnacja z najlepszego europejskiego opracowania mitu Fausta, w wykonaniu Goethego, jest odcięciem od tego mitu. Istnieje 7 do 10 figur kultury nowożytnej, które muszą być uczone. Uczy się mitów greckich, mitu o piekle, czyśćcu i raju, mam nadzieję, że uczy się mitu Don Juana na podstawie Moliera - a mitu o Fauście nie?

Ale może rola humanistyki w dzisiejszym świecie po prostu nieodwołalnie maleje? Może ludzie coraz mniej się określają przez lektury, na których się wychowali?
Jaki model przyjmiemy, takie będziemy mieć społeczeństwo. Można powiedzieć, że literatura to tylko rozrywka i nie ma co tego uczyć. Ale jak się zna historię, to się wie, że społeczeństwo, które rezygnuje ze świata sztuki, literatury, niebywale ubożeje. Traci duszę. Może być przy tym bardzo zorganizowane - ale płytkie, niepodejmujące pytań o cel, w jakim się żyje. W Polsce sytuacja jest szczególna, bo historia Polski i polskie społeczeństwo wcale tak dobrze zorganizowane nie jest, wręcz przeciwnie. W porównaniu z innymi społeczeństwami zdradza bardzo poważne wady. Można powiedzieć, że kryzys związany z nauczaniem literatury wiąże się z zasadniczą zmianą, jaka się dokonała w ciągu ostatnich 20 lat, to znaczy, że Polska po długim okresie klęsk odzyskała suwerenność i uznała, że to, co w XX wieku było istotne, czyli literatura kreująca pewną wersję historii Polski, dziś jest obciążeniem.

Notabene ta literatura budziła już zastrzeżenia Gombrowicza, na którego powołuje się teraz wiele osób walczących z tą tradycją. Ale Gombrowicz krytykował tę literaturę, bo chciał, żeby polska dusza wydoroślała. Ten postulat słyszy się i dzisiaj, tylko nie jest wcale powiedziane, że Polska jest już do tego przygotowana - ciągle ma dużo do odrobienia. Zresztą Gombrowicz chciał, żeby w Polsce czytano mistrzów literatury i myśli światowej - a jego krytyka jest używana do promowania literatury mało wartościowej.