JUSTYNA PRUS: Kogo Rosja popiera w wyborach prezydenckich w USA? McCaina czy Obamę?
SIERGIEJ MARKOW*: Nikogo. Powodów jest kilka. Po pierwsze Rosja jest za słaba, żeby mieć tu coś do powiedzenia i w ogóle się do spraw amerykańskich wtrącać. Po drugie - i to o wiele ważniejsza przyczyna - nie obstawiamy żadnego z kandydatów, bo żaden się nam szczególnie nie podoba. Obaj są słabi.

Reklama

Co pan ma na myśli?
Proszę się tylko przyjrzeć. Republikanin McCain wygląda kiepsko nawet na tle George’a Busha, a Bush w ogóle jest fatalnym prezydentem. Nie boję się nawet powiedzieć, że jest najgorszym prezydentem w całej historii Stanów Zjednoczonych. McCain to katastrofa.

Mówiąc, że źle wygląda, ma pan na myśli jego sytuację jako polityka?
Tak. Jeśli chodzi o jego poglądy, to jest rasista, ale rasista specyficzny. Jego nienawiść nie jest skierowana przeciwko czarnym, ale przeciw Rosjanom - opętała go antyrosyjska mania. Jest chyba oczywiste, że McCain to ostatnia osoba, którą chcielibyśmy widzieć w Białym Domu. Poza tym to człowiek nieodpowiedzialny. Wystarczy spojrzeć, kogo wybrał sobie na wiceprezydenta. Sarah Palin, którą wyciągnął jak królika z kapelusza, to szalona kobieta - nie trzeba długo się zastanawiać, żeby to stwierdzić. A kiedy się jej posłucha, zyskuje się absolutną pewność, że wstępna diagnoza była słuszna. McCain ma 72 lata, jest więc zupełnie realne, że jeśli z jakiegoś powodu nie będzie mógł pełnić funkcji prezydenta, jego obowiązki przejmie właśnie Palin. Nie mówię w tej chwili tylko o Rosji, ale czy ktokolwiek na świecie jest gotowy, by tej kobiecie powierzono kierowanie amerykańskim rządem?

A co się panu nie podoba w kandydacie Demokratów Baracku Obamie?
Obama to też nic atrakcyjnego dla nas. Przyciąga uwagę, to prawda. Ma styl celebryty i w rzeczywistości jest bardziej gwiazdorem niż politykiem. Oczywiście świat dał się uwieść temu gwiazdorskiemu stylowi, ale ja pytam: co w tym dobrego? Czy coś naprawdę pozytywnego wynika z tego dla polityki? Skoro świat chce celebrytów, to niech głupia Paris Hilton zostanie prezydentem. A czemu nie?

Reklama

To jeśli chodzi o styl. A co się tyczy treści?
Muszę z przykrością stwierdzić, że też nie jest dobrze. Obama wciąż powtarza jedno magiczne słowo "change", zmiana. I wszyscy oczywiście chcą zmiany, bo po ośmiu latach rządów George’a Busha można chcieć tylko zmiany. Ale co Barack Obama konkretnie ma na myśli, zapowiadając tę swoją change? Tego nikt nie wie. I rację mają jego przeciwnicy, którzy zarzucają mu, że będąc przez cztery lata senatorem w Illinois, był zupełnie bezbarwny i nic nie zrobił. Zaletą Obamy jest jedynie to, że jest lepszy niż wszyscy inni kandydaci. I znacznie lepszy od Busha.

Skoro już wypowiedział się pan - zresztą niezbyt pochlebnie - o Sarah Palin, to może parę słów o ekipie Obamy?
Wśród jego doradców jest Zbigniew Brzeziński, ale powiedzmy sobie szczerze: czy Rosja może oczekiwać czegoś dobrego od Brzezińskiego? Nie może. Kandydat na wiceprezydenta Joe Biden to człowiek, który pokazał swoje prawdziwe oblicze, gdy otwarcie poparł przestępcę Micheila Saakaszwilego, który wysłał gruzińską armię do ataku na Osetię Południową. Istnieją przecież jakieś granice przyzwoitości. Oni wszystkie te granice przekroczyli. Można nie kochać Rosji, można ją krytykować, ale popierać zbrodniarza wojennego to już za wiele. Mówiąc krótko, obydwaj kandydaci są źli. I dla Ameryki, i dla świata, i dla Rosji. Choć oczywiście McCain jest o wiele gorszy.

Czy niezależnie od wyniku te wybory oznaczają zmiany w politycznej sytuacji na świecie?
Jeśli wygra McCain, nie będzie wielkich zmian treści, nastąpi raczej zmiana natężenia. I jak mówiłem już wcześniej, może to mieć groźne konsekwencje dla świata. Za McCainem stoi ta sama ekipa co za Bushem. Ja osobiście nazywam ich trockistami XXI wieku - to ekstremistyczne ugrupowanie. Pod względem mentalności to są amerykańscy Żyrinowscy. To niebezpieczni ludzie, którzy w 2003 roku, posługując się oszustwem, rozpoczęli wojnę w Iraku, a dzisiaj marzą o tym, by rozpętać kolejny konflikt - tym razem z Iranem.

Reklama

Czy dla Rosji zwycięstwo McCaina to czarny scenariusz? On słynie z wyjątkowo ostrego stanowiska w sprawach rosyjskich. Niejednokrotnie dawał temu wyraz, krytykując Kreml i zapowiadając twardą politykę wobec Moskwy, jeśli wygra wybory. A w oczach Władimira Putina zawsze widział tylko napis "KGB".
Jeśli wygra McCain, będzie to ze szkodą nie tylko dla Rosji, lecz także dla Unii Europejskiej. Bo McCain jest super-Bushem, superneokonserwatystą. Paradoksalnie daje to Rosji większe pole do politycznego manewru, co na swój sposób może się nam nawet opłacać. I tak nie oczekujemy już ze strony Ameryki niczego dobrego. W ostatnim czasie Ameryka jest tylko i wyłącznie źródłem kłopotów - nawet kryzys finansowy zaczął się właśnie tam. Myślę, że z tym, iż nic dobrego nie może stamtąd nadejść, zgodzą się chyba wszystkie kraje świata. Gdy ktoś zadaje mi pytanie, czy Rosja ma problem z Ameryką, odpowiadam, że tak. Mamy problem z Ameryką, jak wszystkie inne kraje świata. Może z wyjątkiem Polski i Gruzji. Tylko im podoba się McCain, a jedynym możliwym powodem tej sytuacji, którego potrafię się dopatrzyć, jest to, że jest on antyrosyjskim rasistą.

Jakie potencjalne zagrożenia widzi pan w przyszłej polityce zagranicznej Johna McCaina?
Myślę, że jeśli McCain wygra wybory, to światu może grozić wojna atomowa. On jest wariatem, wystarczy na niego popatrzeć. Zresztą świadczy o tym wiele jego stwierdzeń i działań. Najbardziej niebezpieczne jest to, że McCain chce otoczyć Rosję pierścieniem wrogich państw, sterowanych z Waszyngtonu reżimów, i wykorzystać do tego wojskową potęgę USA.

Ma pan na myśli rozszerzenie NATO i budowę tarczy antyrakietowej?
Oczywiście, ale nie chodzi tylko o to. Sprawa jest o wiele poważniejsza. Amerykańscy politycy w czasie wojny na Kaukazie mówili: "Wszyscy jesteśmy Gruzinami". To oznacza, że są gotowi iść z nami na wojnę. Zresztą republikańska kandydatka na wiceprezydenta Sarah Palin w jednym z wywiadów powiedziała wprost, że jeśli trzeba będzie, USA pójdą na wojnę w obronie Gruzji.

A jeśli - na co wiele wskazuje - prezydentem zostanie Barack Obama? Co to oznacza dla Rosji? Mniejsze zło? Czego oczekujecie od Obamy jako prezydenta USA?
Powinien uczyć się szanować rosyjskie idee i interesy. Amerykańskie pomysły są zupełnie szalone - oni chcą, żeby rosyjskie wpływy ograniczały się do terytorium Rosji. Ale czy można czegoś takiego oczekiwać od wielkiego mocarstwa? Rosja nim jest i nie będzie zamykać się w swoich granicach. A USA odmawiają nam prawa nie tylko do statusu supermocarstwa, ale nawet mocarstwa. To już czyste szaleństwo. Jak można w ogóle wpaść na pomysł, żeby Ukraińcy, którzy żyją z nami od tysiąca lat (Kijów był w końcu pierwszą stolicą Rusi) byli nie naszymi przyjaciółmi, lecz wrogami. I jeszcze próbować zrobić z Ukrainy kolonię Waszyngtonu…

Jednym słowem, żeby dobrze żyć z Rosją, Ameryka musiałaby szanować jej interesy w tak zwanej bliskiej zagranicy? Czyli na przykład w Gruzji i na Ukrainie?
Oczywiście. Takie są prawa mocarstwa.

Nie jest pan jednak zbytnim optymistą. Czy oznacza to, że szanse na powrót do zadeklarowanego po atakach na World Trade Center 11 września 2001 sojuszu Rosji z Ameryką można już włożyć między bajki i na dobre o nich zapomnieć?
Nie, my ciągle jesteśmy gotowi ten sojusz zawrzeć. Zawsze tego chcieliśmy i nadal będziemy do tego dążyć. Jeśli za Obamy USA wyleczą się, wyleją tę czarę goryczy, która nazywa się neokonserwatyzm, to jest szansa na zbliżenie, a nawet strategiczny sojusz.

Myśli pan, że Barack Obama dotrzyma swoich obietnic i zmieni politykę wobec Iraku, wyprowadzi stamtąd amerykańskie wojska?
Myślę, że zweryfikuje swoje wcześniejsze deklaracje dotyczące wycofania się Amerykanów z Iraku. Powód jest prosty: tamtejsza sytuacja poprawiła się i dlatego Obama będzie przede wszystkim kontynuować dotychczasową politykę.

A co może się realnie zmienić, jeśli demokrata dojdzie do władzy?
Myślę, że ważną rzeczą, której Obama może dokonać, jest zbliżenie z Unią Europejską. Jest szansa, że USA będą się bardziej starały budować sojusz z UE, odchodząc od jednostronnych działań na scenie międzynarodowej. Będzie mniejsze parcie na rozwiązania militarne.

Czy Amerykanom nie podoba się ten styl światowego lidera, który reprezentuje Bush?
Na pewno obywatelom podoba się, kiedy państwo jest światowym liderem. Ale polityka budowania militarnej hegemonii realizowana przez całą prezydenturę Busha zabrnęła w ślepy zaułek, bo była zbyt kosztowna dla Amerykanów. Właśnie dlatego sądzę, że w tych wyborach wybiorą jednak Obamę.

Ameryka musi odpocząć po rządach George’a Busha?
"Odpocząć" to nie jest dobre słowo. Amerykanie chcą jak najszybciej zapomnieć o Bushu i jego prezydenturze jak o najczarniejszym sennym koszmarze.

A co o tych wyborach sądzą zwykli Rosjanie? Czy w ogóle się nimi interesują?
Oczywiście, że tak. Te wybory to wielki i piękny polityczny spektakl. Trudno byłoby go nie zauważyć. To międzynarodowe przedstawienie i wydarzenie ogromnej wagi, obok którego po prostu nie da się przejść obojętnie. Rosyjscy obywatele są bardzo świadomi, więc jestem pewien, że wiedzą o tych wyborach całkiem sporo.

A jednak wygląda na to, że kampanię wyborczą śledzi bardzo niewielu Rosjan. Zaledwie około sześciu procent - tak wynika z jednego z sondaży.
Może i tak, ale śledzić a orientować się to dwie różne sprawy. Zapewniam panią, że doskonale wiedzą, kto w tych wyborach kandyduje, i potrafią wskazać podstawowe różnice między McCainem i Obamą. Nie można jednak wymagać zbyte wiele. Wybory w Ameryce to jednak dla nas odległa sprawa. A poza tym obaj kandydaci są dość dziwni i wzbudzają mieszane uczucia. To prawda, łatwo zapadają w pamięć, ale żeby stanąć po którejś ze stron, trzeba się z nią utożsamiać. Identyfikować się z szalonym McCainem bardzo trudno, a z kolei utożsamiać się z Murzynem też nie jest łatwo.

A jak Rosjanie odnoszą się do tego, że przyszłym prezydentem USA może być Murzyn?
Bardzo dobrze. Uważają, że to rzeczywisty dowód na istnienie demokracji. O ich sympatii dla czarnoskórego kandydata najlepiej świadczy to, że w naszych rosyjskich sondażach Obama wygrywa z McCainem.

*Siergiej Markow, ur. 1958, politolog, doradca Kremla, dyrektor Instytutu Badań Politycznych. Obok Gleba Pawłowskiego uchodzi za czołowego technologa politycznego. W latach 90. był związany ze środowiskami liberalnymi. W roku 2004 współorganizował kampanię wyborczą prorosyjskiego kandydata na prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Od grudnia 2007 roku jest deputowanym do Dumy Państwowej FR z listy ugrupowania Jedna Rosja.