Tak zdarzyło się, że zaledwie wczoraj autor tych słów napisał komentarz o prezydenturze Lecha Kaczyńskiego. Z ogólnym przesłaniem, by o jej porażkach i sukcesach debatować spokojnie, bez nadmiernych emocji. Okazuje się jednak, że to niezbyt oryginalne wezwanie spotkało się z odzewem. Ale kompletnie innym od zamierzonego -- komentarze do komentarza aż drgały od emocji. Za i przeciw Kaczyńskiemu, ale zawsze gorąco.
Stąd wniosek: gdy w święta spotkamy osobę, co do której nie wiemy jakie ma zdanie w kwestii Lecha Kaczyńskiego - zmilczmy. Tak będzie bezpieczniej. Może mieć zdanie inne od naszego, a wtedy awantura murowana. Bo Kaczyński jest dziś dla Polaków jak Carla Bruni dla Francuzów albo Franco dla Hiszpanów. Dla nikogo nie jest obojętny.
"Jak można tak wyżywać się i to stadnie na człowieku? Zastanówcie się choć raz nad sobą, wy ohydni zezwierzęceni medialni siepacze... Bandziory bez cienia litości z lubością pastwiący się nad człowiekiem tak kulturalnym..." -- tak brzmi głos internauty "kaczystowskiego". To żaden pastisz, kontekst całego wpisu wskazuje, że są ludzie, którzy tak myślą na poważnie. Zresztą działa to też po drugiej stronie: "Mamy zero za prezydenta. Jest pośmiewiskiem na całym świecie. Wałęsa i Kwaśniewski byli prezydentami Polski. Kaczyński partii brata, czyli PiS. Zarówno Kwaśniewski, jak i Wałęsa potrafili się wznieść ponad podziały partyjne..." -- i tak dalej, łącznie ze stwierdzeniem, że Janusz Palikot ma całkowicie rację.
Ani jednego punktu stycznego, w którym wyznawcy obu prawd mogliby dojść do wspólnej konkluzji. Nawet krajowi antysemici kłócą się o Kaczyńskiego. "Po jakiego wała Kaczyński poszedł do synagogi zapalać świeczkę (czy oby tylko po to tam poszedł?). Po co to ciągłe włażenie Żydom w tyłek?" Ale gdy jedni wyznawcy "Protokołów Mędrców Syjonu" narzekają na prezydenta, to drudzy ciągle widzą w nim nadzieję. "Niedługo prezydent będzie musiał zawetować ustawę. Tą ustawą Tusk chce dać Żydom ok. 20 miliardów złotych, które zaoszczędził na emerytach".
Ten mętlik świadczy o jednym - Kaczyński jest bytem wielofunkcyjnym. Pełni jednocześnie rolę idola (dla mniejszości), oraz straszaka i kozła ofiarnego (dla większości). Społeczeństwo bez niego byłoby zagubione. Antropologia kulturowa jeszcze takich bytów chyba nie opisała, więc krajowi następcy Bronisława Malinowskiego mają ogromne pole do opisu. Bo dziennikarze i publicyści są bezradni. Podawany przez nich "Kaczyński na zimno", czyli bez emocji ani pozytywnych, ani negatywnych jest niestrawny. Czytelnicy nie chcą faktów ani analizy. Żądają epitetów lub laurek. A ten, który im tego nie podaje, od razu zostaje zaklasyfikowany jako sługus kaczyzmu, albo agent Platformy.