A przecież wiadomo, że media trzeba czymś zająć, bo inaczej, z czystych nudów, mogłyby się zacząć interesować i jeszcze zaczęłyby zadawać nieuzgodnione pytania, na przykład o to, dlaczego senatorowie Platformy Obywatelskiej pracowicie odkręcili po cichutku wszystkie - i tak nader nieśmiałe - próby otwarcia korporacji prawniczych, które przygotował minister Ćwiąkalski. Szefowa adwokatury własnym uszom uwierzyć nie mogła. - O to właśnie chodziło - promieniała ze szczęścia. Wszystko będzie po staremu. I git, najważniejsze, że kasa się zgadza. Ale pies z kulawą nogą się tym nie zainteresował.

Reklama

Bowiem dla tych, którzy mieli dosyć serialu o pośle (którego nazwisko nigdy tu nie padnie), szef klubu PO przygotował inną przynętę. Odczekał chwilkę i rzucił: Platforma Obywatelska opublikuje teczki SB w internecie. Łał, sensacja, łubudu, temat dnia! Chlebowskiego nikt nie przyciskał, ale zaraz potem sam z siebie dodał, że tak naprawdę to jeszcze nie wiadomo, co dokładnie miano by publikować, a co zatajać, nie wiadomo, kto miałby to ujawniać i kiedy miano by to zrobić. Wiadomo tylko, że posadę miałby stracić okropny PiS-owiec Kurtyka (jeszcze kilka lat temu ekspert PO), ale zgódźmy się, że to jednak drobnostka. Sprawy istotne giną w gąszczu nieuzgodnionych z żadnym z liderów pomysłów. Które z nich przejdą? - Trudno powiedzieć - mówi Chlebowski. Czyli literalnie - nie wiadomo nic. Dosłownie nic. Zero. Null. Ale pomysł jest. A jak mawiał Jerzy Borejsza, ja rzucam pomysł, a wy go łapcie.

Ustawy, jak wiadomo, dzielą się na dwie grupy: takie, które chce się przyjąć, i takie, o których się mówi, że się chce. Nad tymi pierwszymi się pracuje, a potem przedstawia się ich projekt. Zwykle mało kogo to interesuje. Nie to, co te drugie pomysły ustawodawcze, te rozpalają masową wyobraźnię, pobudzają spory i dostarczają strawy wygłodniałym mediom. Przykłady?

Dobrych kilka miesięcy temu pisałem na tym miejscu, że nie będzie żadnej kastracji pedofilów. Ależ mnie wtedy zrugano! Po kilku dniach solennych obietnic wzięto się do pracy. Po miesiącu pojawił się pierwszy projekcik i… sprawa ucichła. Okazało się bowiem, że nie żadna kastracja, tylko terapia farmakologiczna, że nie obowiązkowa, tylko dobrowolna, że nie dożywotnia, tylko łatwa do przerwania. Że nic nie wygląda tak, jak miało. Ale temat żył.

Lustracja nie jest aż tak sexy jak kastracja, ale dla posła Chlebowskiego mam podpowiedź. Oto warto oba pomysły połączyć i zapowiedzieć kastrację szczególnie wrednych agentów. A filmy z kastracji opublikować w internecie rzecz jasna.