Dobra wiadomość jest następująca: złoty się wczoraj umocnił i to w sposób dosyć znaczący. Niestety jest też wiadomość może nie zła, ale po prostu średnia: nie można wyciągać z tego absolutnie żadnych wniosków. To nie jest żaden trend, tylko odbicie, które się może skończyć w poniedziałek, a wrócić we wtorek. Czy ktoś jest w stanie przewidzieć jak będą wyglądały kursy walutowe za tydzień? Obawiam się, że nie. Złoty jest na huśtawce i pozostanie na niej długo. Droga do stabilizacji jest daleka - ja osobiście wierzę, że ta stabilizacja nastąpi i to na znacznie korzystniejszym dla naszej waluty poziomie niż teraz. Ale to kwestia miesięcy o ile nie lat, a na pewno nie dni czy tygodni.

Reklama

>>> Dlaczego złotówka jest taka słaba?

Mówił o tym wczoraj premier i miał rację. Natomiast niepokoić coś innego, co zresztą jest nierozerwalnie związane z rynkiem walutowym, czyli opcje walutowe. Przypomnę, że są to instrumenty finansowe, w które weszło część polskich przedsiębiorstw. Nie tylko w celu standardowego zabezpieczenia się przed wahaniami kursów walutowych, ale także po to by dodatkowo zarobić na niemal spekulacyjnych zasadach. Tymczasem złoty zamiast się umacniać, spadł i to firmy przegrały walutowy zakład - muszą teraz zapłacić bankom gigantyczne kwoty. Wczoraj poznaliśmy kolejną ofiarę walutowego hazardu - spółkę Kuźnia Polska ze Skoczowa, która złożyła wniosek o upadłość.

Jak to ma się do rządu i premiera? Właśnie - świetne pytanie. Problem opcji jest, nabrzmiewa, i to on jest też jest jedną z przyczyn obecnych perturbacji na rynku walutowym. O ile dobrze zrozumiałem wczorajsze rządowe wypowiedzi, gabinet Donalda Tuska postanowił wejść do gry. Premier zapowiedział, że rząd przyjrzy się zagrożeniom związanym z kwestią opcji, że będzie zastanawiał się nad zbudowaniem skutecznego "instrumentarium przeciwdziałania negatywnym skutkom opcji walutowych". Słowem, na wszystko potrzeba czasu. Tymczasem głos zabrał również wicepremier tego samego rządu - Waldemar Pawlak. Postawił sprawę jasno: umowy na opcję trzeba unieważnić. Jeżeli nie zrobi tego rząd, to jego partia i tak sporządzi odpowiedni projekt ustawy.

Reklama

Pomijam już niesłychanie skomplikowaną i nieoczywistą stronę prawną propozycji Pawlaka. Ale jakie właściwie jest stanowisko rządu w sprawie nieszczęsnych opcji? Czy to co wczoraj usłyszeliśmy jest promyczkiem nadziei dla - delikatnie mówiąc - niezbyt roztropnych przedsiębiorców i cierpiących nie za swoje grzechy załóg ich firm? Czy na tej podstawie mogą już jakieś decyzje podjąć inwestorzy giełdowi, gdyż na warszawskim parkiecie też są firmy uwikłane w opcje? Czy te wypowiedzi doprowadzą do uspokojenia na rynku walutowym, przez który - powtarzam - przetaczają się miliony złotych i euro związanych z realizacją opcji?

Odpowiedź brzmi: nie. Ciągle nic nie wiadomo, dwie niesłychanie istotne osoby w państwie przedstawiły dwie odmienne koncepcje. Nie tak się działa w kryzysie. W "The Wall Street Journal Polska" wydrukowaliśmy już chyba kilkadziesiąt tekstów o tym jak ratowanie gospodarki wygląda w USA czy w Wielkiej Brytanii. Tam decyzje - nie mówię, że wszystkie oceniam jako doskonałe - były podejmowane w ciągu kilkudziesięciu godzin, przez sztaby ludzi, którzy wystrzegali się jednego: niejednoznacznych informacji. U nas tego brakuje, zabrakło niestety także wczoraj. To kolejna cegiełka kryzysu, którą dokładamy sobie na własne życzenie.