Polski zakładnik porwany w Pakistanie nie żyje. W kraju zaczęła się zaś polityczna wojna wokół tej tragedii. Podnoszą się oskarżycielskie palce. Wskazują winnych. To przez was - krzyczą krytycy rządu. Tymczasem w Polsce nie ma co szukać winnych. Odpowiedzialność ponoszą wyłącznie ci, którzy zamordowali inżyniera. Nikt inny. Wobec chaosu, w jakim pogrąża się Pakistan, nie mieliśmy szans na wynegocjowanie jego uwolnienia.
Muhammad, jeden z rzeczników pakistańskich talibów, poinformował światowe agencje, że rebelianci stracili Polaka. Zginął, choć nie był żołnierzem, funkcjonariuszem sił specjalnych, najemnikiem. Nie brał w żadnym stopniu udziału w trwającej w Pakistanie i Afganistanie wojnie. Inżynier krakowskiej geofizyki miał niewiarygodnego pecha. Stał się zakładnikiem politycznym. Porywacze nie trzymali go dla okupu. Postawili ultimatum rządowi pakistańskiemu, a nie polskiemu. Od niego oczekiwali spełnienia swoich postulatów, nie od nas.
Tylko Pakistańczycy mogli wynegocjować uwolnienie Piotra Stańczyka. Nie my. Porywacze chcieli uwolnienia z więzień swoich towarzyszy pojmanych podczas ostatnich ofensyw armii na pograniczu afgańskim, a ponadto wycofania sił zbrojnych z pasztuńskich terytoriów plemiennych. Pieniądze odgrywały rolę trzeciorzędną. Talibowie zagrali bardzo brutalnie, by ratować swoich ludzi z pakistańskich więzień. Nie chcieli niczego od Polski. Wybrali naszego inżyniera, dlatego, że był cudzoziemcem, a nie Polakiem. Porywacze nie podnosili nawet sprawy wycofania polskich wojsk z Afganistanu, gdzie stawiają czoła tamtejszym talibom sprzymierzonym z rebeliantami pakistańskimi.
Co mogliśmy zrobić w takiej sytuacji? Niestety, praktycznie nic. Nie mamy w Pakistanie placówek wywiadu, nie prowadzimy tam rozległych interesów. Nie wolno nam było zaangażować naszych sił specjalnych z sąsiedniego Afganistanu, nie mają bowiem mandatu do przekraczania granicy. Mogliśmy tylko naciskać władze pakistańskie, by choć częściowo spełniły oczekiwania porywaczy lub odbiły Polaka. Drugie było mało realne, pierwsze tak. Więźniowie bywają niekiedy wypuszczani po cichu, bez rozgłosu. Historia zna też całkiem liczne przypadki tajnej wymiany jeńców. Mogliśmy też prosić Amerykanów, by to oni naciskali na Pakistańczyków. Zrobiliśmy i jedno, i drugie. Nie udało się.
Pakistan rozpada się. Ziemie pasztuńskie praktycznie uzyskały już niezależność, rośnie w siłę islamistyczna konspiracja. W dodatku sprzyjają jej wpływowe kręgi w wojsku i siłach specjalnych. Kraj ten toczy wojnę i stosuje w niej brutalne reguły. Polak był jednym z setek porwanych przetrzymywanych gdzieś w górach. Byliśmy zbyt słabi, by wstrząsnąć Pakistańczykami. Mogli to zrobić Amerykanie. Najwyraźniej jednak nie chcieli. Trzymają się bowiem żelaznej zasady, że z terrorystami się nie negocjuje, ani nie spełnia ich żądań. Nawet za cenę życia niewinnych zakładników.