Nie mogę z całą pewnością powiedzieć, według jakiego klucza były rozdzielane akcje Agory. Najwięcej z nich dostały osoby pracujące od początku istnienia "Gazety". Ale nie liczył się tylko staż. Było tak, że pracownicy szeregowi otrzymali wtedy do 4 tysięcy akcji w pierwszym rozdaniu - bo "akcyjnych" rozdań było kilka. Natomiast ludzie z kierownictwa, choć najczęściej staż mieli identyczny jak pozostali, otrzymali akcji wielokrotnie więcej - nawet powyżej miliona.
>>> Ryszard Bugaj - Jak uwłaszczali się ludzie „Wyborczej"
Ta nierówność dostępu była powszechnie zauważana przez pracowników. Jedni uważali wówczas, że to prawdziwy skandal, chamstwo i złodzejstwo ze strony ludzi siedzących na wyższych stołkach. Zdaniem innych natomiast wkład pracy osób z kierownictwa i ich udział w sukcesie rynkowym "Gazety" zasługiwał na to, żeby mieli ich nieproporcjonalnie więcej.
Z całą pewnością nie powiedziałbym jednak, że akcje były rozdawane za przynależność do KOR. Do "Gazety" przyszli przecież ludzie z "Tygodnika Mazowsze". I to oni przede wszystkim załapali się na gigantyczne "nadziały".
Każdy klucz, według którego przydzielano akcje, jest dziś jednak właściwie do wybronienia. Tłumaczenie Wandy Rapaczyńskiej na początku było takie, że szeregowy pracownik "Gazety Wyborczej", który od początku ma wkład w sukces, jaki odniosła "Gazeta", jest wielokrotnie mniejszy niż np. Heleny Łuczywo. Pytanie czy aż tyle mniej? Gdyby to było dwa - trzy razy mniej, to ludzie nie burzyliby się. Ale skoro było to sto - a być może tysiąc - razy mniej...
>>> Pani na Agorze - sylwetka Heleny Łuczywo
Bugaj wspomina też o dziwnej uldze podatkowej. Pojawia się zatem kolejny problem, czy to prawo nie zostało stworzone na potrzeby akcji Agory.