Pewnego razu młodsza koleżanka Farfała wróciła na lekcje ze śladami palców na policzku. Sprawa otarła się o pokój nauczycielski. "To już była chuliganeria, więc zainterweniowałem. Tłumaczyłem Piotrkowi i kolegom, że tak kobiet się nie powinno traktować" - wspomina wychowawca uderzonej licealistki Marek Sienkiewicz.
Dziś Farfałowi nie przeszkadza tytoń. Pali jak smok. I pewne jest, że diametralnie zmienił stosunek do palaczek. Ale czy zmienił coś jeszcze?
Właściwie powinien przejść do historii jako najmłodszy prezes telewizji publicznej, kilka dni temu skończył zaledwie 31 lat. Tyle że światowe agencje bardziej zajmuje nie wiek, a nietypowe poglądy prezesa. To z ich powodu elitarny kanał Arte zrywa współpracę z TVP, a artyści i intelektualiści apelują o bojkot publicznej stacji. Fakt - prezesa, o którym można powiedzieć oficjalnie "neonazista", jeszcze u nas nie było.
Żadnych slumsów i biedoty, miasto górników i hutników, 70 tysięcy mieszkańców - Głogów, dwie godziny drogi do Wrocławia. Jedyne niebezpieczne miejsce to tzw. Manhattan, zasiedlony przez Cyganów. Poza tym bloki. Zwane przez samych mieszkańców "czerwonym zagłębiem", bo wybory wygrywają zwykle postkomuniści, ostatnio PO.
Matka Piotra Farfała - księgowa po Akademii Ekonomicznej, ojciec w firmie transportowej w KGHM. Rodzina porządna, raczej przeciętna, troje dzieci, wszystkie dobrze się uczą, starsza siostra skończy medycynę, on sam bez trudu dostaje się na nauki polityczne i prawo, po namowie rodziny wybiera prawo, młodszy brat właśnie kończy ten kierunek.
Bez większego politycznego zaangażowania po żadnej ze stron, choć matka nigdy nie zapisze się do PZPR, co jej utrudni potem karierę. Żadnych radykalnych klimatów, codzienna gazeta to "Rzeczpospolita", głównie dla jej ekonomicznych wiadomości.
Bez większych rodzinnych traum. Żadnych dyskusji przy niedzielnym stole o Żydach, którzy przed wojną wykorzystywali Polaków do cna, ani też szczególnych sympatii do Niemców. Raczej przeciwnie, gdy ojciec planuje wakacyjny wyjazd do brata mieszkającego za zachodnią granicą, Piotr stanowczo odmawia. "Do Niemiec to ja jeździć nie będę" - oświadcza, więc ojciec zabiera tylko córkę.
Wspomnienia z II wojny światowej też raczej ograniczone - czasem dziadek opowiada o tym, jak wywieziono go z rodziną na roboty do Francji. Dziadek jest wyjątkowo zafascynowany historią, być może to od niego nastoletni Piotr łapie historycznego bakcyla, który wszystkim się potem będzie rzucał w oczy. Ale od kogo zaraża się radykalizmem i to takim, że po latach sąd uzna, iż licealne poglądy nastolatka i jego ówczesną aktywność można zakwalifikować jako nazistowskie?
Zdrowe ciało, zdrowy duch
To druga połowa lat 90. Na scenie politycznej kilka umiarkowanych partii, a młodzież szukająca jakiś pozastandardowych atrakcji masowo zasila ruchy subkulturowe. Po lewej stronie anarchiści i punkowcy, po prawej - skini. Piotr Farfał lokuje się wśród łysych. W tym samym czasie jego rodzice rozwodzą się i przez dwa pierwsze lata liceum nastolatek zamieszka u ojca, by potem wrócić do matki.
Jego troska o zdrowie współobywateli i zamiłowanie do porządku rzuca się w oczy nie tylko w szkole, ale też na domowym podwórku. Zdarza się, że kiedy widzi palaczy na ławce przed blokiem, schodzi na dół i robi awanturę.
To zaangażowanie w walkę o zdrowe organizmy wielu pamięta do dziś. Dlatego, gdy na portalu Nasza-klasa Farfał zamieści po latach własne zdjęcie z papierosem w ręku, koledzy są w szoku. "A ja widzę w ręku Piotrka papierocha. A taki grzeczny chłopiec był i porządny" - skomentuje sarkastycznie jedna z koleżanek, zanim Farfał stanie się jedną z najpopularniejszych osób w kraju i usunie stamtąd swój profil.
Sam co prawda nie goli głowy do samej skóry, ale zakłada zieloną kurtkę i wysokie buty. Na przedramieniu tatuuje rękę z mieczem, symbol przedwojennej Falangi, skrajnej, nacjonalistycznej formacji, domagającej się wprowadzenia getta ławkowego dla żydowskich studentów i organizującej bojówki demolujące żydowskie lokale.
Kup sobie mydło
To zupełnie nowe klimaty w liceum, które słynie z otwartości i liberalizmu, gdzie punkowcy chadzali z czubami na głowie, a dziewczyny skręcają sobie dready. Furorę robi tu raczej Pearl Jam albo Nirvana i mało kto jeździ stąd do Wrocławia na koncerty radykalnych skinowskich kapel Legion czy Konkwista 88.
Szkoła jest zresztą stosunkowo nowa, założona przez nauczycieli solidarnościowej opozycji jako alternatywa dla zdyscyplinowanej i szczycącej się olimpijczykami "Jedynki". Nikt nie słyszy tu o fali, starsi nie dręczą młodszych, więc każdy incydent wspominany jest do dziś. Również sam Farfał i jego zamiłowanie do ładu, porządku i czystości. "Z Farfałem zetknęliśmy się już w pierwszych dniach września. Wyszliśmy kiedyś na przerwie na boisko, on siedział ze znajomymi na ławce. Jak tylko zobaczyli mojego kolegę, który nosił brodę, zaczęli wyzywać od brudnych i śmierdzących Żydów. Padło dużo wyzwisk. Nie pamiętam już, czy krzyczał sam Farfał, czy też jego koledzy, w każdym razie były to bardzo agresywne słowa. Tym bardziej szokujące, że wszystko działo się nie w technikum samochodowym czy budowlance, a w porządnym liceum" - opowiada Tomasz Duda, jeden z ówczesnych licealistów.
Patrycja Art, rok młodsza od Farfała uczennica tej samej szkoły, dziś socjolog, zwracała na siebie uwagę kolorowymi strojami, bo identyfikowała się z hippisami. "Przez długi czas dość natarczywie zaczepiali mnie, wołając: <Brudas! Idź, kup sobie mydło!>. Któregoś dnia, gdy czekałam na początek lekcji, podeszli z pieniędzmi. Farfał zwykle tylko stał z nimi i się podśmiewał, tym razem zachęcał ze śmiechem, bym wzięła. Sytuacja stawała się coraz bardziej przykra, bo zwykle patrzyłam im prosto w oczy, aż w końcu któryś mnie spytał, czy chcę, żeby mi przyjeb... Wszystko skończyło się, gdy koleżanka odprowadzając mnie do domu, zobaczyła, jak to wygląda i poskarżyła się wychowawcy. Sprawa trafiła do dyrektora i chłopcy dostali naganę".
Gdy przed trzema laty Farfał wszedł do zarządu TVP, co stworzyło szansę do dalszej błyskotliwej kariery, były dyrektor szkoły wysłał mu telegram gratulacyjny. Jest się czym chwalić - Farfał zaszedł chyba najdalej z wszystkich dotychczasowych wychowanków. Wychowawczyni Barbara Najgebauer: "Wyjątkowo spokojny uczeń, zawsze dobrze sobie radził. Sam zgłaszał się na lekcjach wychowawczych z referatami na temat subkultur, co było bardzo pozytywne, bo taka aktywność u młodzieży nie była zbyt częsta".
Ideowy i uczciwy
Ale historyk Marek Sienkiewicz, który uczy Farfała w maturalnej klasie historii i wiedzy o społeczeństwie, a we własnym domu przygotowuje go do egzaminów na studia, pamięta dużo więcej - 17-latek jest rzeczywiście bardzo zainteresowany historią, mocno oczytany, ale bardzo jednostronnie. Fascynuje się Davidem Irvingiem, kontrowersyjnym historykiem negującym Holokaust, pochłania artykuły o Żelaznej Gwardii, rumuńskiej faszystowskiej organizacji, kolekcjonuje artykuły ze "Szczerbca", prasowego organu kanapowej radykalnej partyjki Narodowe Odrodzenie Polski. Adam Gmurczyk, prezes NOP: "Kojarzę go dosyć dobrze. Jako nastolatek pisał listy do redakcji i zamawiał materiały. Nie oferowaliśmy kariery, żadnych stanowisk. Garnęli się do nas tylko ludzie ideowi i uczciwi".
Po latach, gdy na jaw wyjdzie, że Farfał w czasach liceum wydawał gazetkę o wyjątkowo ostrych treściach, nauczyciele zaczną zastanawiać się, jak wpadł w takie radykalne klimaty. Może przez rozwód rodziców? Sienkiewicz: "Może z potrzeby młodzieńczego buntu popadał w taką skrajność?"
A może i jedno, i drugie? W każdym razie, gdy na lekcji historyk mówi o Holokauście, Farfał przerywa w pół zdania i zapewnia, że Holokaustu nie było, a jeśli kogoś gazowano, to tylko wszy: "Toczyliśmy naprawdę poważne dyskusje, to bardzo inteligentny chłopak. I miałem wrażenie, że rozumie moje argumenty, ale on wychodził z lekcji i dalej wierzył w to, co mówił".
I wracał do domu, gdzie przygotowywał nowe numery swego zina, nieoficjalnej, nieregularnej gazetki, którą wydawał przez kilka lat, a która stała się dla sądu głównym dowodem w procesie o jego przeszłość.
Pamiątki z Ku-Klux-Klanem
To "Front", który młody Farfał tworzy wspólnie z kolegą Witoldem Pacią. To czasy jeszcze przed zalewem internetu, robota nie jest więc łatwa, niektóre teksty pisane są na komputerze, inne na maszynie, mało kto ma wtedy drukarkę w domu, każdy egzemplarz powielany jest na ksero. Słowem - by w to się bawić, trzeba włożyć naprawdę sporo pracy i trzeba być naprawdę zaangażowanym.
Zin ma koło 20 stron i garstkę autorów, w każdym razie głównym piórem jest młody licealista, wspierany przez kolegę. Adres redakcji - domowy adres Piotra. Tematyka raczej monotonna - frontalny atak na Żydów, Niemców i komunistów oraz zmartwienie, że ruch skinów jest mocno rozbity.
W jednym z numerów kolega Witek zamieszcza relację z sierpniowego obozu w Lednicy. Obowiązkowy strój polowy i bagnet bojowy. Żywność - zafundowana przez Polską Wspólnotę Narodową Tejkowskiego. W ramach szkolenia - nauka czytania wojskowych map, walka na noże, rzut bagnetem oraz trening kondycyjny. Jako atrakcja - możliwość zrobienia "pamiątkowych zdjęć w kapturach Ku-Klux-Klanu na tle płonących krzyży, szubienic i stosów". "Była też okazja do pokazania naszej Polskiej Siły niemieckim świniom i punkowym brudasom" - relacjonował Witek na łamach "Frontu".
Czy i młody Farfał pobierał nauki czytania map i prezentowania muskułów świniom i brudasom? Nie wiadomo, nie odpowiada dziś na żadne pytania w tej sprawie, ale wydaje się, że ten temat nie był mu obcy. Koledzy z licealnej klasy pamiętają bowiem, że kiedyś pokazywał zdjęcia dokumentujące czyszczenie Głogowa z "brudów", jak nazywano punkowców.
Musiało to być zresztą jedno z popularniejszych zajęć głogowskich skinów. W 1995 r. Farfał rozmawia z wydawcami nowego lokalnego tytułu i pyta: "Co myślicie o obecnej sytuacji w Głogowie?" Odpowiedź jest wystarczająco sugestywna: "Ogólnie ruch Skinheads w Głogowie dość szybko się rozwija. W związku z tym zanika narkomania i pacyfizm".
Tymczasem w zinie zaproszenie na kolejne, zimowe szkolenie w górach. W programie symulowane walki uliczne w ruinach. "Przewidziane jest też" - pisze Witek - "wprowadzenie oficjalnych partyjnych mundurów już dla regularnych bojówek".
Farfał, wydawca pisma i właściwie też według oficjalnej nomenklatury redaktor naczelny (w stopce podaje swój domowy adres i tam czytelnicy mają nadsyłać kolejne teksty albo składać zamówienia na nowe numery), ma wtedy 17 lat.
Bezkompromisowi i zawsze gotowi
W czymś w rodzaju manifestu Farfał tłumaczy, o co w tym wszystkim chodzi: "My, skinheadzi, w przeciwieństwie do swych przeciwników - punków, dzieci kwiatów i innego ścierwa, mimo wielu problemów nie sięgamy po narkotyki. Naród, tradycję, kulturę i religię traktujemy jako rzecz elementarną. (...) Nie tolerujemy tchórzy, konfidentów, Żydów. Jesteśmy przyszłością - zwarci, silnie, solidarni, bezwzględni, bezkompromisowi i zawsze gotowi do walki (...) Dziś plują na nas Żydzi, ich namiestnicy i międzynarodowe organizacje".
Szybko staje się znaczącą postacią w ruchu, o czym świadczą wywiady, jakie przeprowadzają z nim koledzy z innych zinów, i przesyłane tam pozdrowienia. "To była jedna z bardziej znanych wtedy osób w tym środowisku, a jego pismo należało do bardziej aktywnych" - ocenia Michał Kornak z lewicowego stowarzyszenia Nigdy Więcej, które już wtedy kolekcjonowało kolejne ziny Farfała, dzięki czemu może się o nich dowiedzieć dziś szersza publiczność.
W "Skin’s Front", 18-letni Farfał mówi o swej ulubionej postaci historycznej ("Bez wątpienia jest nią Jezus Chrystus") i pozuje na tle plakatu "Biała siła, aryjska duma". Każdą stronę pisma wieńczy hasło: "Żądamy odebrania praw żydom".
Farfał, lat 17, na swych łamach: "Mamy nadzieję, że w walce o budowanie Totalnego Państwa Katolickiego Narodu Polskiego nie będziemy osamotnieni".
Rok później: "Jeżeli przez następne lata nie chcemy grzęznąć w dalszym zastoju i stagnacji, to musimy dokonać rewolucji. Rewolucji ducha i czynu, umysłu i ciała. Praca nad samym sobą, ulepszanie stanu własnej świadomości, podejmowanie inicjatyw, to wszystko zostało już stworzone przez Żelazną Gwardię, Obóz Wielkiej Polski i mnóstwo innych organizacji".
Nasza święta rzecz, Żydzi z Polski precz
Farfał o jednej z gazet z oficjalnego obiegu: "Cały artykuł utrzymany jest w klimacie znanym wszystkim żydowskim brukowcom". "Oczywiście zadbano też o stworzenie dogodnych warunków życia dla Żydów, mieszkających w Polsce. Odbudowuje się dziś wiele synagog. Ale po co, jeśli »nasze« władze twierdzą, że Żydów w Polsce nie ma?" - pisze anonimowy autor. Może to Farfał? A może jego kolega Witek, który jeszcze ostrzej hula na łamach "Frontu"?
W jednym z numerów proponuje na przykład: "Surowe represje w stosunku do Żydów są rzeczą konieczną, jeżeli naród chce samodzielnie i zdrowo rozwijać się. Pora nareszcie otworzyć oczy i pozbyć się całkowicie żydostwa, które musi być wypędzone z całej Europy".
Można się domyślać, że odzew jest spory, bo redaktor naczelny we wstępniakach odpowiada na listy. Tam też wyjaśnia, że nie uważa się za nazistę, a ci, którzy mają takie wrażenie, są w błędzie. "Nigdy nie byłem i nie jestem naziolem" - powtarza i zaczyna dzielić numer na teksty swoje i kolegi Witka.
Z punktu widzenia ówczesnych skinheadów między narodowcami i nazistami istniała dość istotna różnica - nastoletni naziści pół wieku po wojnie wierzyli, że Polska mogła z Hitlerem podbić świat, poza tym całkowicie odrzucali religię. Farfał tymczasem był głęboko wierzący, poza tym wyjątkowo krytycznie postrzegał Niemców. I pisał: "Wierzymy, że wydawcy polskich skinzinów ockną się wreszcie i odnajdą prawdziwą drogę polskiego nacjonalizmu, tak często mylonego z nazizmem, a nie mającego dosłownie nic wspólnego".
Pies nad Gwiazdą Dawida
Tylko czy te różnice mają jakieś zasadnicze znaczenie? Sąd, do którego trafi ta sprawa, gdy "Gazeta Wyborcza" napisze: "Były nazista w TVP", uznał, że nie. W pierwszej instancji nawet nie zamierza słuchać Farfała, odrzuca też wnioski o przesłuchanie ekspertów, którzy mieli wyjaśnić różnicę między narodowcem a nazistą.
Sąd Apelacyjny był bardziej wyrozumiały. Przesłuchał Farfała, zajrzał też do encyklopedii, by rozwinąć definicję nazizmu ("Głosi hasła nacjonalistyczne i rasistowskie, zwraca się przeciwko cudzoziemcom"). Przejrzał teksty publikowane we "Froncie" i rysunki, m.in. psa, który załatwiał się na Gwiazdę Dawida, a także łysego młodzieńca z pałką w dłoni i napisem "Polska! Obcym wstęp wzbroniony". I choć Farfał się nieco dystansował od tych treści ("To świadczy o pewnym stopniu nietolerancji" - pisał w apelacji) i przekonywał sąd, że stopka redakcyjna z jego adresem to tylko zbieg okoliczności, sąd uznał, że przesadna forma napiętnowania miała w tym przypadku rację bytu.
I w ten sposób Farfał, zamiast przejść do historii jako pierwszy 30-latek na czele TVP, stał się znany jako pierwszy prezes publicznej telewizji, o którym spokojnie można powiedzieć: były nazista.
Dziennikarze - prostytutki
Co ciekawe, gdy trafi na prawnicze studia w Szczecinie, nie afiszuje się już tak bardzo wśród kolegów z wydziału. Na pierwszym roku ma zajęcia z historii, ale nikt nie pamięta żadnych dyskusji, podważających fakty minionego wieku. Wszyscy raczej, gdy po latach wyjdzie na jaw jego aktywność w radykalnych ruchach, będą w szoku.
Bogusław Kaliciak, szefujący wtedy radzie wydziału samorządu studenckiego, mówi: "Zupełnie nie odstawał od reszty. Uczył się dobrze, na czwartym roku dostał chyba stypendium naukowe. Jeśli wieszał w pokoju jakieś plakaty, to raczej ładnych dziewczyn. Nie wyglądał na prawicowca, na imprezach nie wykrzykiwał żadnych haseł. W akademiku mieszkali studenci z Afryki, ale gdyby doszło do jakiś incydentów, byłby huk. A tu nic".
Więc może już wydoroślał i wyrósł? Chyba nie. Przez pierwsze lata studiów działa jeszcze w NOP. Mając 22 lata, publikuje na łamach "Szczerbca" fundamentalną krytykę demokracji. Tam pisze m.in., że rolą mediów w systemach demokratycznych jest utrzymywanie społeczeństwa w świecie fikcji. Inaczej system mógłby upaść, "co oczywiście byłoby wielce niepożądane dla wszystkich prostytutek, mieniących się dziennikarzami".
Problem w tym, że NOP nie jest partią przyszłości. Jeśli poddaje fundamentalnej krytyce demokrację, to jak można potem robić karierę w jej strukturach? Farfał zaczyna więc sympatyzować z bardziej cywilizowaną Młodzieżą Wszechpolską. Chadza na cotygodniowe prelekcje wszechpolaków, pomaga w organizowaniu obozów, krzyczy na pikietach. Te struktury dają już jakieś perspektywy, więc Farfał może spróbować sił w wyborach samorządowych, a potem parlamentarnych. Tu nie wychodzi, ale po latach dzięki związkom z LPR, uda się zdobyć dużo więcej, bo TVP.
Podczas niedawnej wizyty w siedzibie Europejskiej Unii Nadawców w Genewie jeden z dyrektorów miał dopytywać wprost prezesa o jego poglądy nagłaśniane przez zagraniczne agencje. "To głupoty" - miał odpowiedzieć z uśmiechem Farfał, klepiąc rozmówcę po ramieniu. Ale rozmówca nie odpowiedział uśmiechem i szybko opuścił uroczystą kolację.
W tym tygodniu minął termin na złożenie kasacji od wyroku, który pozwala nazywać Farfała byłym nazistą. Może Farfał machnął ręką na ten proces? Może chce teraz więcej uwagi poświęcić nowej sprawie, która niedługo trafi na wokandę. Tym razem chodzi o informacje "Gazety Polskiej", która opisała bankiet wydany podczas międzynarodowej konferencji publicznych stacji w Johannesburgu. Farfał, już jako prezes TVP, miał tam oznajmić: "Czarne małpy nic nie potrafią".