Niedawno hiszpański parlament, w którym większość mają socjaliści kierowani przez premiera Jose Zapatero, pozbawił honorowego obywatelstwa zmarłego w 1975 roku generała Francisco Franco. Jest to kolejne „zwycięstwo” pana Zapatero w wojnie domowej – która zaczęła się dokładnie 73 lata temu, 17 lipca 1936 roku. W wojnie, którą komuniści, socjaliści, anarchiści, trockiści i separatyści przegrali, ale którą najwyraźniej przynajmniej niektórzy z nich usiłują wygrać obecnie.
Jest to próba przekreślenia pokojowej transformacji, porozumienia, które doprowadziło tzw. hiszpańską drogą do odejścia od dyktatury i odbudowania demokracji. Na hiszpańskiej drodze w znacznym stopniu wzorowała się Polska, odzyskując poprzez porozumienia Okrągłego Stołu i późniejsze wybory pełną niepodległość. Droga hiszpańska była pod pewnymi względami łatwiejsza, ale jak zawsze w tego rodzaju sytuacjach, trudno to jednoznacznie rozstrzygnąć. W każdym razie Hiszpania może być dumna ze sposobu, w jaki dołączyła do demokratycznych państw Europy, i znacznie mniej dumna z dzisiejszego rewanżyzmu i zimnej wojny domowej, jaką z duchem generała Franco prowadzi socjalistyczny premier.
Z całą pewnością generał Franco nie był demokratą i nie pasowałby do współczesnego świata. Lista zarzutów formułowanych pod jego adresem jest długa i w znacznej mierze są to zarzuty uzasadnione. W dodatku akurat historię hiszpańskiej wojny domowej napisali raczej przegrani niż zwycięzcy, a ostatnio również w Polsce ukazują się tendencyjne paszkwilanckie opracowania tej wojny, zniesławiające hiszpańską prawicę i oczywiście generała Franco, jak np. „Walka o Hiszpanię 1936 – 1939” Antony Beevora.
Zawsze jednak należy pamiętać, że powstanie, na czele którego stanął generał Franco, było reakcją na tolerowanie przez kolejne rządy republikańskie zbrodni, okrucieństwa, mordów popełnianych na przeciwnikach politycznych, a przede wszystkim księżach, zakonnikach, zakonnicach, biskupach, ludziach Kościoła. Tak pisze pan profesor Machcewicz: „Takie zbrodnie rzeczywiście zostały popełnione przez zwolenników Frontu Ludowego – tyle tylko, że ogromną ich większość popełniono w pierwszych tygodniach i miesiącach wojny, gdy Dąbrowszczaków jeszcze w Hiszpanii nie było.
Za straszliwy terror, którego ofiarą padło kilkadziesiąt tysięcy bezbronnych ludzi... odpowiadają bojówki socjalistyczne i anarchistyczne, które w pierwszym okresie wojny sprawowały faktyczną władzę po stronie republikańskiej. Komuniści w Hiszpanii byli dużo słabsi od dwóch pozostałych skrzydeł lewicy”. (P. Machcewicz, „Dąbrowszczacy to nie zbrodniarze”, „Gazeta Wyborcza”). To prawda, że komuniści byli słabsi, ale jakie to ma znaczenie np. dla mordowanych seminarzystów: „(...) Katalońscy rewolucjoniści zabrali się za egzekucję starych i ciężko chorych. 18 sierpnia dwaj ostatni pozostali przy życiu ciężko chorzy klaretyńscy seminarzyści zostali wyprowadzeni ze szpitala w Brabastro i rozstrzelani. Powiększyli liczbę klaretyńskich męczenników do 51”. Nieprawda, że za zbrodnie popełniane na terytorium republikańskim odpowiadały partyjne czy paramilitarne bojówki, gdyż rząd Hiszpanii nie czynił nic, aby powstrzymać falę terroru, o czym świadczy między innymi odpowiedź premiera Azany w parlamencie na zarzut braku ochrony kościołów: „Republikański rząd i republikański prezydent nie podejmują się prób wyjaśnienia ani usprawiedliwienia czegokolwiek. Musimy ocenić i zrozumieć zaistniałą sytuację w szerszym ludzkim kontekście. Jestem zbulwersowany, że ktokolwiek wymaga oświadczeń, jakie to straszne, że trzy kościoły zostały spalone. Ja także mówię, jeśli nie, jakie to straszne, to – jak nonsensowne, jaka szkoda! (Jose M. Sanchez, „The Spanish Civil War as Religious Tragedy”, Paryż, 1987 r.).
Trudno to nazwać inaczej niż bierność i zachęta. Dziś Zapatero nazywa imionami takich popleczników zbrodniarzy i samych zbrodniarzy, jak Manuel Azania, Indalecio Prieto, Largo Caballero, ulice, place, szkoły i jachty. O co walczyli republikanie w Hiszpanii. Tak pisze o celu tej walki „Solidarność robotników” – pismo rządzących w Katalonii anarchistów: „W Barcelonie nie ostał się już ani jeden kościół i chcemy przyjąć, że nie będą one już nigdy odrestaurowane i że sierp i młot dokończą dzieła zniszczenia, które rozpoczął oczyszczający ogień. Nie tylko muszą zniknąć co do jednego te wszystkie czarne żuki w sutannach, trzeba zlikwidować wszystkie larwy, jakie zdążyły złożyć”. (Warren H. Carroll, „Ostatnia krucjata, Hiszpania 1936”). Odczłowieczanie przeciwników i nazywanie ich „wszami, zarazkami tyfusu, robactwem” itp. było stałym elementem propagandy nazistowskiej i komunistycznej. Jak widać, tak samo nazywali swoich przeciwników hiszpańscy republikanie. Zwykle podaje się przykład, że doszli oni do władzy legalnie, a gen. Franco podniósł przeciwko legalnemu rządowi bunt. To prawda, ale Hitler także doszedł do władzy legalnie, a dopiero później dopuścili się masowych zbrodni. Oto jeszcze kilka przykładów z bardzo długiej, niekończącej się listy zbrodni hiszpańskiej lewicy: „(...) 27 lipca biskup Nieto został schwytany i »osądzony« przez uliczny tłum, a następnie zastrzelony na poboczu autostrady z Siguenza do Estriegana. Przed śmiercią miał wykrzyknąć: »Viva Cristo Rey!«. Jego ciało zostało spalone i wrzucone do przydrożnego rowu. Znaleźli je później nacjonaliści i zidentyfikowali na podstawie biskupiego krzyża.
Również w dzień Świętego Santiago czternastu seminarzystów, którzy podjęli próbę ucieczki razem ze swoim nauczycielem, ojcem Manuelem Jove, zostało schwytanych na otwartym terenie przez milicjantów z Lerida w Katalonii. Milicjanci próbowali zmusić ojca Jove do podeptania krucyfiksu – gdy odmówił, wcisnęli mu go do ust, aż zaczął krwawić. Ciężko pobici i znieważeni seminarzyści nie wyrzekli się wiary, mówiąc, że chcą zginąć za Chrystusa. Wszyscy zostali rozstrzelani na cmentarzu w Lerida w południe następnego dnia... Biskup Miguel Basulto Jimenez został wywleczony przez podburzony tłum z pociągu przewożącego więźniów i zabity na stacji w Vallecas wraz z 200 innymi więźniami, wśród których była jego siostra... Biskup Basulto Jimenez zginął, klęcząc i modląc się za swoich morderców... W ciągu tygodnia sześciu hiszpańskich biskupów zginęło śmiercią męczenników. Nic podobnego nie zdarzyło się od czasów prześladowń chrześcijan za cesarza Dioklecjana. Nawet podczas Rewolucji Francuskiej zabito tylko dwóch biskupów. (Warren H. Carroll, „Ostatnia krucjata, Hiszpania 1936”, Wrocław, 2007 r.). I jeszcze jeden cytat z tej samej książki: „Od 16 lutego do końca marca w całej Hiszpanii spłonęło 178 budynków, w tym wiele kościołów), a 197 zostało splądrowanych. Było 169 zabitych i kilkuset rannych. Powiew anarchii przerodził się w huragan”. Niesłychane, nienadające się do opisania były zbrodnie popełniane przez siły stojące za kolejnymi republikańskimi rządami, które nie tylko nie uczyniły nic, by im zapobiec i przeszkodzić, ale do nich zachęcały i współdziałały z mordercami. Dla mordowanych, katowanych, prześladowanych ludzi wojna, którą prowadził gen. Franco, była szansą, nadzieją na ocalenie ich i ich najbliższych, była wszystkim, i trudno im się dziwić. Tych ludzi było wystarczająco dużo, aby to generał Francisco Franco wygrał.
Komuniści w swojej propagandzie zawsze przedstawiali gen. Franco jako sojusznika i zwolennika Hitlera. To nie jest prawdą, a w każdym razie nie pełną. Raczej sprytnie oszukał on Fuehrera, zwodząc i klucząc, a w końcu odmawiając przystąpienia do wojny. „Opowiadając o spotkaniu w Hendaye swojemu kuzynowi, Franciscowi Franco Salgado, powie, że Fuehrera rozwścieczyło jego uparte powtarzanie, że wojna nie została jeszcze wygrana i może długo potrwać”. (Andree Bachoud, „Franco”). I to Hiszpania gen. Franco wypuszczała polskich żołnierzy udających się do Anglii, nie uległa naciskom Hitlera, co w swoich pamiętnikach docenił Churchill, a przede wszystkim nie dopuściła do rozlania się komunistycznej zarazy w zachodniej Europie.
Pamiętam recytowany na szkolnej akademii w ponurych czasach stalinowskich wiersz:
„Lecz miał czołgi pan generał Franco
I bombowce pan generał miał
gdy bez czołgów w ogniu bez ustanku,
lud Madrytu nagą piersią stał”.
I już wtedy zastraszony i osamotniony byłem całym sercem po stronie generała Franco i mówiłem do siebie po cichu: „To dobrze, że wygrał”.