Urodzony w Stryju Wasyl Zwarycz należy do najzdolniejszych ukraińskich dyplomatów. Niemal od początku swojej kariery jest związany z MSZ. Zarówno jako dyrektor w centrali (wiceszef departamentu polityki informacyjnej), jak i kluczowa postać na placówkach. Między innymi w Ankarze i Waszyngtonie - pisze Zbigniew Parafianowicz w artykule >Medal za Jasinę i "ofiary Wołynia"< w weekendowym Magazynie "Dziennika Gazety Prawnej".
Parafianowicz przypomina, że Zwarycz specjalista od spraw polskich i reprezentant pokolenia, który stanowi nowe kadry ukraińskiego MSZ - ludzi dobrze wykształconych o mocnej orientacji na ukraińskie interesy.
Burza zaczęła się wiosną
Według Parafianowicza burza zaczęła się wiosną ubiegłego roku. My, Polacy, wzięliśmy jako państwo polskie odpowiedzialność za zbrodnie dokonywane przez nasze państwo na Ukraińcach. Brakuje takiej odpowiedzialności ze strony Ukrainy, choć bardzo wiele rzeczy się zmieniło na lepsze – powiedział wtedy Łukasz Jasina, były rzecznik MSZ. To wywołało stanowczą reakcję Zwarycza. Najpierw, w stylu izraelskim, opublikował długi wpis w sieci, który po pewnym czasie usunął. "Wszelkie próby narzucenia prezydentowi Ukrainy lub Ukrainie tego, co powinniśmy zrobić w związku z naszą wspólną przeszłością, są niedopuszczalne i godne ubolewania. Pamiętamy o historii, jesteśmy gotowi do dialogu i wzajemnego zrozumienia, a jednocześnie apelujemy o szacunek i rozwagę w wypowiedziach, zwłaszcza w złożonej rzeczywistości ludobójczej rosyjskiej agresji w stosunku do narodu ukraińskiego - napisał.
"Szybko zaczęto szukać domniemanych win"
Parafianowicz dodaje, że Zwaryczowi atak przyszedł łatwo, bo po stronie Jasiny nie stanęło ani państwo ani część internautów. "Z Jasiną było zaś dokładnie jak z odsłoniętym niedawno pomnikiem na Podkarpaciu – szybko zaczęto szukać domniemanych win i nadużyć po stronie polskiej w psuciu stosunków z Kijowem, zamiast próbować zrozumieć motywacje tych, którzy ten pomnik zbudowali. I nie dostrzegając trendów po drugiej stronie. Choćby takich jak pęczniejąca liczba miast i miasteczek, w których kolejne ulice nazywane są imieniem zbrodniarza odpowiedzialnego za ludobójstwo na Polakach w latach 40. i za Holokaust Żydów lwowskich Romana Szuchewycza (ostatnią taką dekomunizacyjną decyzją było przemianowanie w Czernihowie ulicy Hercena na Szuchewycza w lipcu 2024 r.)" - wyjaśnia autor felietonu.
Parafianowicz: Zwarycz osiągnął sukces
Parafianowicz uważa, że Zwarycz osiągnął sukces. "Po pierwsze, przy okazji obchodów ludobójstwa wołyńskiego udało się – pewnie z powodu „złożonej rzeczywistości ludobójczej rosyjskiej agresji” – nie wykonać żadnego istotnego gestu pod adresem Polski. Więcej, wprowadzono symetryczną narrację, w myśl której zabici są "ofiarami Wołynia". Pochodzą zarówno z narodu polskiego, jak i ukraińskiego. I najpewniej jest ich tyle samo. Przy czym zostali zabici albo przez Wołyń, albo przez zbrodnicze AK i UPA" - tłumaczy. Jego zdaniem, to porażka polskiej dyplomacji. "Zabijały Wołyń i ideologie, ewentualnie III Rzesza, a nie Ukraińcy pod komendą współpracującego z niemieckimi nazistami Romana Szuchewycza" -pisze.
"Jeśli jednak polski prezydent chce uczcić współpracę…"
Podsumowuje, że nie można mieć jednak o to żalu do ambasadora Zwarycza, bo on wykonuje swoją robotę. Parafianowicz uważa jednak, że nie powinno to kończyć się przyznaniem ukraińskiemu dyplomacie wysokiego odznaczenia państwowego przez prezydenta. "Jeśli jednak polski prezydent chce uczcić współpracę z tym wybitnym ukraińskim dyplomatą, który został właśnie ambasadorem w Czechach, niech zaprosi go na jakieś prywatne spotkanie. Może niech ugotuje mu barszcz ukraiński albo coś polskiego, a nie przyznaje mu Krzyż Komandorski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Wasyl Zwarycz jako wybitny dyplomata skutecznie realizujący interesy Ukrainy zasłużył bez wątpienia na medale, ale od władz Ukrainy" - kończy felieton autor.
CZYTAJ PEŁNĄ WERSJĘ TEKSTU W E-WYDANIU WEEKENDOWEGO MAGAZYNU DGP>>>