Byliśmy wtedy na dalekim, 25. miejscu wśród 33 państw europejskich opisanych w tzw. konsumenckim rankingu służby zdrowia. Teraz mamy nowy raport, a w nim jeszcze gorsze, bo dopiero 26. miejsce. Brukselscy eksperci wytykają Polsce, że pacjenci nadal zbyt długo czekają na wizytę u lekarza specjalisty i na operację, nie mają dostępu do nowych leków, a szczególnie do zaawansowanych terapii przeciwnowotworowych.

Reklama

Dokładnie te same zarzuty słyszeliśmy już rok temu, co znaczy, że Ministerstwo Zdrowia z całą rzeszą zatrudnionych w nim urzędników nie zrobiło nic, by poprawić sytuację. Gorzej, dopuściło do tego, by słynna zapaść w lecznictwie jeszcze się pogłębiła. Widać to na każdym kroku: w kolejkach do gabinetów lekarskich nadal czeka się miesiącami, Polacy umierają na choroby, które w innych krajach są całkowicie uleczalne, a ministerstwo do ostatniej chwili nie wie, czy znajdzie fundusze na szkolenie młodych lekarzy, których tak bardzo brakuje.

Ale w służbie zdrowia brakuje nie tylko pieniędzy. Nie ma przede wszystkim pomysłu, jak ją w końcu uzdrowić. Za rok doczekamy się więc od Brukseli kolejnej fatalnej cenzurki. Dwa miliony Polaków już ją publicznej służbie zdrowia wystawiło, wykupując abonamenty w prywatnych placówkach.