Widać i słychać, że coraz więcej ludzi czuje po prostu zażenowanie. To żenujące, że szef największego klubu parlamentarnego wdaje się w gierki z biznesmenami z szarej strefy hazardu, a przez komórkę wygaduje rzeczy, jakich w erze elektronicznej inwigilacji mówić po prostu nie wolno. To żenujące, że minister sportu wije się jak piskorz, a przyciśnięty przez dziennikarzy zwala winę za własny podpis na podwładnych. To żenujące, że premier nie każe temu ostatniemu od razu odpocząć od obowiązków. I że idzie na zwołaną w dziwnym trybie naradę u prezydenta po to tylko, by ją po chwili demonstracyjnie zerwać. To także żenujące, że szef służb antykorupcyjnych, które powinny być apolityczne, angażuje się w kampanię kandydata na prezydenta. I robi wszystko, by dać się wyrzucić – by zostać męczennikiem na wyborczych sztandarach.

Reklama

Idźmy dalej – jest czymś chorym i żenującym, że renomowany kompozytor ryzykuje karierę, by kupić na lewo licencję pilota. A celebrytka angażuje się w szemraną prywatyzację, za co ląduje w areszcie. Także to, że podziwiani ludzie filmu tracą poczucie wstydu i samokontrolę, angażując się w demagogiczną obronę Wielkiego Reżysera.

Mam wrażenie, że poczucie bezkarności polityków i osób publicznych przechodzi dziś wszelkie granice. O ile biznesmeni zostali już pokarani przez głośne afery, ale i nagonkę urządzoną na nich w czasie tzw. IV RP, to bohaterowie z Wiejskiej i celebryci zachowują się jak nietykalni. Afera hazardowa zatacza coraz szersze kręgi, przybywa w niej znanych nazwisk. Być może w sferze polityki będzie to ta jedna sprawa, po której spoważnieje stosunek wybrańców do wyborców. Bo na razie nastawienie wyborców do polityków musi być fatalne – niezależnie, czy wywodzą się z PO czy PiS. Sami jesteście sobie winni, że czujemy się zażenowani waszymi postępkami.