Wele wskazuje na to, że tylko sejmowa komisja śledcza może obnażyć i napiętnować machinacje wokół ustawy hazardowej, w tym ujawnione ostatnio, skandaliczne zachowania prominentnych działaczy Platformy Obywatelskiej.

Reklama

Ale nie ulega też wątpliwości, że nie w każdych warunkach komisja będzie skalpelem skutecznie operującym tę patologię. Łatwo może zamienić się w siekierę, czyniącą więcej szkody niż pożytku.

Za jej powołaniem przemawia brak pewności, że prokuratura wyjaśni całą sprawę. I to nie ze względu na wywierane na nią naciski. Takiej możliwości wręcz nie dopuszczam, bo chcę wierzyć, że żyję w państwie prawa i mogę ufać rządowi mojego kraju. Utwierdza mnie zresztą w takim przekonaniu zachowanie premiera Tuska, który jak żaden inny jego poprzednik gotów jest rozprawić się z patologią w gronie najbliższych mu ludzi.

Dość powiedzieć, że gdyby tak jak on zachował się premier Miller w przypadku afery Rywina, to "grupa trzymająca władzę" dawno już poniosłaby zasłużoną karę. Napiętnowany politycznie i moralnie zostałby też rozmówca Renaty Beger, kupczący stanowiskami w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, któremu nawet włos z głowy nie spadł.

Reklama

Wszyscy majstrowali

W przypadku afery hazardowej komisja śledcza może być ostatnią deską ratunku, gdyż jest wielce prawdopodobne, że prokuratura nie udowodni politykom przestępstwa. Miałoby ono tylko wtedy miejsce, gdyby za swoje skandaliczne "majstrowanie" przy ustawie hazardowej prominenci PO chcieli osiągnąć jakąś materialną korzyść. Jeśli prokuratura nie znajdzie na to stosownych dowodów, będzie wręcz zobowiązana odłożyć sprawę ad acta.

I taki scenariusz wydaje się najbardziej realny. Wszystko bowiem wskazuje na to, że namacalnych dowodów złamania prawa nie ma w materiałach zgromadzonym przez CBA. Gdyby były, na pewno znalazłyby się prasowych przeciekach, zmierzających do skompromitowania PO. Zaś liczenie na zdobycie takich dowodów w obecnej fazie śledztwa jest marzeniem ściętej głowy.

Reklama

I właśnie w takiej sytuacji, kiedy prokuratura i wymiar sprawiedliwości są bezradne wobec dziejących się w świecie polityki świństw, ostatnią szansą obnażenia i napiętnowania zła degenerującego państwo jest sejmowa komisja śledcza. W przypadku afery hazardowej mogłaby ona odsłonić jedną z najciemniejszych stron naszego parlamentaryzmu, jaką jest karygodny lobbing poselski, sprawiający, że konkretne zapisy uchwalanych ustaw służą egoistycznym interesom poszczególnych osób i środowisk, a nie racjom państwa i pożytkowi całego społeczeństwa.

Ów cel komisja osiągnie tylko wtedy, kiedy prześledzi wszystkie prace nad nowelizacją ustawy hazardowej, a były one prowadzone od 2002 roku.

Dzięki temu zabiegowi opinia publiczna lepiej zrozumie nieczystą grę prowadzoną przez ludzi PO. Kiedy ich poczynania wpisze się w szerszą panoramę notorycznie powtarzanych zabiegów lobbystycznych, niewiele zostanie z ich zapewnień o przypadkowych znajomościach i nieposzlakowanych intencjach. To chyba oczywiste, że wbrew temu co zgodnym chórem twierdzi PiS i SLD, nieuczciwych sejmowych lobbystów bardziej obciąży prześledzenie całego łańcucha ich poczynań, niż tylko ostatniego jego ogniwa.

Objęcie sejmowym śledztwem całej, kilkuletniej nowelizacji ustawy hazardowej ma też tę zaletę, że pozwoli na ukazanie i napiętnowanie zabiegów lobbystycznych na wszystkich etapach pracy legislacyjnej.

Ostatni incydent dotyczy przecież manipulowania zaledwie wstępnym projektem ustawy, podlegającym dopiero uzgodnieniom międzyresortowym. Ta faza to tylko rozgrzewka dla lobbystów. Do prawdziwych zawodów, o najwyższą stawkę, przystępują oni zawsze podczas prac w sejmie, manipulując ustaleniami komisji sejmowych i zgłaszając odpowiednie poprawki w kolejnych czytaniach projektu ustawy.

Nieczyste intencje posłów

Nie ma co do tego złudzeń każdy, kto interesował się losami nowelizowanej parokrotnie po 2002r. ustawy hazardowej. Wielokrotnie, właśnie na etapie prac sejmowych, działy się tutaj rzecz najbardziej skandaliczne, a posłowie lobbyści zachowywali się wręcz bezwstydnie.

Rodzi się więc pytanie, dlaczego PiS i SLD chce przesłonić cały ten obrzydliwy spektakl kurtyną niepamięci i napiętnować hazardowych lobbystów tylko za ostatni, wcale nie najbardziej naganny ruch? Nie trzeba być zbyt przenikliwym, by udzielić odpowiedzi. W sprawie ustawy hazardowej także posłowie PiS i SLD nie mają czystego sumienia. Przy poprzednich nowelizacjach zabiegali oni o interesy biznesu hazardowego jeszcze gorliwiej niż ostatnio poseł Chlebowski. Nawiasem mówiąc, ten najbardziej skuteczny nie był, bo pilotowana przez niego nowelizacja ciągnęła się jak brazylijska telenowela.

Jeśli więc Jarosław Kaczyński i Grzegorz Napieralski chcą, aby opinia publiczna uwierzyła im, że walczą ze skandalicznymi formami lobbingu, a nie wyłącznie z rywalami z PO, to muszą w tej sprawie wykazać tyle zdecydowania i samozaparcia co Donald Tusk. Muszą zdobyć się na odsłonięcie prawdy także o własnych posłach, a nie piętnować wyłącznie politycznego konkurenta, bo to przecież żadna odwaga i sztuka.

Jeśli Kaczyński i Napieralski nie zdobędą się na taką pryncypialność i będą osłaniać lobbystów z własnych klubów, jak najgorzej będzie to wróżyło zapowiadanej komisji śledczej. Właściwie jej powoływanie straci sens. W takim przypadku stanie się ona wyłącznie polem politycznej jatki, w której obie strony używać będą siekier nie lancetów. W tych warunkach obnażanie i piętnowanie skandalicznych form lobbingu zejdzie, niestety, na dalszy plan. Liczyć się będzie tylko fakt, kto skuteczniej osłoni własnych nieuczciwych kolegów i brutalniej dołoży politykom z przeciwnego obozu. W tej atmosferze także PO skoryguje kurs Tuska na pryncypialność i zrezygnuje z dobrania się do skóry swoim lobbystom. A to oznacza, że komisja, poza awanturą, niczego nie osiągnie. Na jej tle nawet dotychczasowe popisy posłanki Wróbel z komisji "naciskowej" zaczną wyglądać jak szczyt elegancji. Lepiej więc zaoszczędzić Polakom takiego widoku. Dosyć go przecież mają obserwując polityczne awantury paraliżujące prace innych komisji śledczych tej kadencji.

p

Tomasz Nałęcz, historyk, polityk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczył sejmowej komisji śledczej badającej tzw. aferę Rywina.