Pierwszą z pomyłek jest śmiertelnie poważne traktowanie rady, która jest w rzeczywistości ciałem fasadowym i pozbawionym jakiegokolwiek wpływu na to, co dzieje się w tak zwanej telewizji publicznej. Zresztą - całe szczęście, że tak jest, bo przy okazji sprawy Gadzinowskiego przypomniano nam, że nadal zasiadają w tym gremium przedstawiciele LPR i Samoobrony, czyli ugrupowań zmytych ze sceny politycznej ponad pół roku temu.

Reklama

Pomyłką drugą jest odwrócenie przyczyn i skutków. Piotr Gadzinowski znalazł się tam, gdzie się znalazł nie na skutek intryg PiS, tylko w wyniku dość specyficznej obrony PiS przed zakusami PO. Przedstawiciele Platformy chcieli bowiem wykorzystać nieobecność kilku przedstawicieli rady i odwołać przewodniczącą Janinę Jankowską (popieraną przez PiS) i zastąpić ją swoim człowiekiem, czyli profesorem Tadeuszem Kowalskim. Nie wnikam tu, czy zmiana ta byłaby korzystna dla rady, czy nie, bo - patrz pomyłka pierwsza. Do przeprowadzenia tej finezyjnej operacji zabrakło głosu właśnie Piotra Gadzinowskiego. Prawdopodobnie dlatego, że politycy PO nawet nie spróbowali go do swojej operacji przekonać. Uznali chyba, że z Gadzinowskim się nie rozmawia, ale że nawet rozmawiać nie trzeba, bo kto jak kto, ale jeden z najbardziej walecznych posłów SLD minionej kadencji (waleczność przejawiała się w zwalczaniu Kościoła i partii Kaczyńskich) nie może bronić interesów PiS. No i szybko dostali po nosie.

Pomyłka trzecia to sama postać Gadzinowskiego. Przekonał się o tym szybko jeden z członków rady poseł Ołdakowski. Człowiek skądinąd przyzwoity z wypracowanym za pomocą Muzeum Powstania Warszawskiego szlachetnym image. Podnosząc rękę za Gadzinowskim, Jan Ołdakowski pewnie nie przypuszczał, że już kilka godzin później dziennikarka DZIENNIKA przyprze go do muru pytaniem, dlaczego tak właśnie zagłosował. No, ale przyparła. Oto fragment odpowiedzi: "Zrobiłem to z dyskomfortem. Ale jest tak, że każdy nurt ma reprezentację w radzie. Oczywiście wolałbym innego reprezentanta lewicy, bo to, co <Nie> i pan Gadzinowski robi z polskim życiem społecznym, jest godne najwyższego potępienia.” Zaiste dyskomfort musiał być ogromny - co gorsza, panie pośle, będzie się za panem jeszcze wlókł czas jakiś. A pana kolegom wytrąci też argument przy kolejnej tego typu sytuacji, gdy wasi adwersarze zaczną zabiegać o poparcie lewicy.

Pomyłka czwarta i ostatnia to przekonanie, że sprawa Gadzinowskiego to część większej całości. Że istnieje jakieś tajne porozumienie między PiS i SLD. Wpływy SLD na polską politykę są minimalne. Oczywiście, gdyby SLD wykonał jakąś woltę i poparł PO przy odrzucaniu weta prezydenckiego w sprawie ustawy medialnej, to sytuacja mogłaby się zmienić, ale z tego, co wiem, w tej kwestii jest teraz dokładnie tak samo, jak było z posłem Gadzinowskim w radzie. Nie ma rozmów.

Ergo PO udowadnia, że nie umie prowadzić polityki. Bo ta polega na forsowaniu swoich pomysłów i zdobywaniu dla tych pomysłów odpowiedniego poparcia. Skoro PO od kilku miesięcy przygotowuje zmianę ustawy medialnej, ale nie potrafi zdobyć dla tego projektu stosownego poparcia, to albo zmiany świadomie nie chce wprowadzić, albo nie potrafi. Stawiam na to drugie. Bo wersja pierwsza byłaby kompletnym idiotyzmem.