"Po 1989 r. samo środowisko sędziowskie się nie oczyściło. (...) Co gorsza, 20 grudnia Sąd Najwyższy wydał uchwałę, która zamknęła kwestię odpowiedzialności za wyroki w stanie wojennym. (...) A jednocześnie sędziowie są zadziwiająco wyczuleni na zagrożenie ich praw korporacyjnych" - te słowa z wywiadu rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego wywołały wrzawę.

Reklama

Prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień uznał je za obraźliwe. I zapowiedział zbojkotowanie obchodów 20-lecia urzędu rzecznika. Prezesi innych sądów idą jego śladem. Oburza ich również uwaga Kochanowskiego: "Niezawisłość bez etosu, bez moralności, bez dobrej tradycji i zwyczajów cywilizacyjnych powoduje paraliż i daje środowisku poczucie bezkarności".

Niedawno czołowi polscy profesorowie pomysł likwidacji habilitacji autorstwa rządu Tuska porównali do komunistycznych represji z Marca ’68. Głosów oburzenia tymi porównaniami prawie nie było, a Donald Tusk podjął z posługującą się tak mocnymi słowami profesurą dialog. Oczywiście przyjęcie czyjegoś zaproszenia ma charakter na poły towarzyski i nikt nie może być do niego przymuszany. Niemniej alergiczna reakcja środowisk sędziowskich na krytykę jest zastanawiająca.

Czy środowisko sędziowskie oczyściło się z ludzi wysługujących się komunistycznej dyktaturze? Na jego niechęć do rozliczeń we własnych szeregach narzekał choćby nieskazitelny sędzia Adam Strzembosz. Wiedział, co mówi, oglądał to na własne oczy.

Reklama

A czy nieprawdą jest niedobra korporacyjna solidarność? Odsyłam do ciągnących się latami spraw sędziów przyłapanych na różnych sprawkach. Do gorszących historii z nieuchylanym w ewidentnych przypadkach sędziowskim immunitetem. Przypominam o oczyszczeniu z zarzutów toruńskiego sędziego Wielkanowskiego, którego konszachty z gangsterami jakoś nie zbulwersowały jego kolegów. Rzecznik, mówiąc to, co powiedział, zderza się z murem nie do przebycia nazywanym dla niepoznaki "sędziowską niezawisłością". Ma prawo przynajmniej go krytykować. Bo jest rzecznikiem opinii publicznej, a nie prawniczej kasty.

Prasa właśnie poinformowała, że IPN oskarża szefa MSW z komunistycznych czasów Czesława Kiszczaka o to, że w latach 80. wyrzucił z milicji pewnego porucznika za posłanie dziecka do pierwszej komunii. To każe przypomnieć o losie procesów komunistycznych dygnitarzy w III RP. O pobłażliwych wyrokach, zastanawiających, gdy weźmie się pod uwagę atmosferę panującą w środowisku sędziowskim ukształtowanym przez tych, co sądzili w stanie wojennym.

A który to już rok trwa proces odpowiedzialnych za strzelanie do robotników w Grudniu ’70? Otóż trzynasty! Że obrona zgłosiła około tysiąca świadków? Sąd zdeterminowany, aby sprawę zamknąć, zbierałby się codziennie, a nie raz na parę miesięcy.

Reklama

Za kilka słów niemiłej prawdy prawna komentatorka "Gazety Wyborczej" wypomina Kochanowskiemu, że ponoć "głosi poglądy sprzeczne z reprezentowanymi przez europejską prawniczą elitę". To mimo wszystko opinia merytoryczna, choć zbyt ogólna, aby ją weryfikować. Ale Ewa Siedlecka postanowiła też uderzyć w rzecznika gryzącą ironią.

"Jednak opinia publiczna zapamięta, że powodem bojkotu uroczystości (...) jest wywiad w tabloidzie, który na ostatniej stronie ma gołą babę. I posługuje się pismem obrazkowym" - naciera publicystka. Chodzi o to, że Kochanowski wypowiedział swoje poglądy w "Fakcie".

Otwieram wczorajszy "Super Express". Na jednej stronie poważny wywiad z Leszkiem Balcerowiczem. Na drugiej - goła baba. Oczekuję równie zjadliwego komentarza Ewy Siedleckiej. Ale chyba się nie doczekam.