Panie Prezesie i Oskarżycielu!

Rozumiem dobrze, że oskarżony Ludwik Dorn wszystkim, co czynił ostatnio, działał Ci zwyczajnie na nerwy. Wiem, że czułeś się skrzywdzony, gdy porównywał Twoją politykę do skostniałego sowieckiego ideologa Susłowa. Choć gwoli prawdy przyznać muszę, że skostnienie PiS nie jest tylko jego wymysłem.

Reklama

Masz zapewne poczucie, że PiS to po prostu Twoje ciągle niedorosłe dziecko, o którego losie tylko Ty władny jesteś decydować. W ogóle taki koncept, że ktoś inny poza Tobą chciałby mieć rację w PiS, doprowadzać Cię musi do furii. I to nawet wtedy gdy nieśmiało i bardzo rzadko próbuje tego Twój brat albo pierwsza dama. Ale cóż masz wtedy robić? Musisz milczeć. W przypadku oskarżonego nie chcesz i nie jesteś w stanie zmusić się do milczenia. Z takim tokiem Twojego myślenia nie do końca się zgadzam. Ale – przyznaję – przynajmniej go rozumiem.

Nie rozumiem jednak, jeśli wnioskując o wygnanie oskarżonego z PiS, nie zadajesz sobie, Prezesie, pytań o szkodę, jaką możesz uczynić sobie samemu. Nie, nie myślę tu o kwestiach sentymentalnych. Choć chyba nie jesteś wewnętrznie na tyle twardy, by łatwo Ci było rujnować odwieczną niemal przyjaźń. Twój główny rywal w walce o władzę powiedział wprawdzie kiedyś, że z natury rzeczy w polityce są tylko polityczne przyjaźnie. Niech i tak będzie. Może ważniejsze jest to, że nie masz w swoim partyjnym otoczeniu ludzi z charakterem. Tak, oskarżony bywa złośliwy i przykry w obyciu. Ale całym życiem dowiódł, że jest człowiekiem z przekonaniami i charakterem.

Reklama

Jednak najważniejsze pytanie, jakie chcę Ci, Prezesie, postawić, brzmi: czy jesteś pewien, że dobrze przemyślałeś po prostu swoje interesy? Zastanów się. Skazując oskarżonego na wygnanie, pozbywasz się części własnego mózgu. No, może nie własnego, ale na pewno zbiorowego mózgu PiS. Czy wierzysz w to, że starczy Twojej inteligencji i Twoich pomysłów, aby z sukcesem pokierować wielką partią? Czy chcesz zostać tylko z bratem jako jedynym rozmówcą, z którym możesz się podzielić niedokończoną myślą, niekompletną jeszcze strategią albo po prostu własną wątpliwością? Nawet Napoleon potrzebował Talleyranda, a Batory Zamoyskiego. Tak, stoisz wobec groźby prawdziwego skostnienia myśli. Może się stać tak, że to, co oskarżony Ci zarzucał, okaże się samospełniającą się przepowiednią. A jeżeli Twoja myśl skostnieje, Twoja partia przekształci się w mumię niezdolną do reagowania na zmieniający się świat.

I czy pomyślałeś o rządzeniu? A może wewnętrznie pogodziłeś się już z myślą, że nigdy nie wrócisz do władzy. Nie masz dzisiaj w partii ludzi z polityczną osobowością, zdolnych do kompetentnego obejmowania rządowych funkcji. Wybacz, Prezesie, ale muszę Ci przypomnieć Twoje niedawne poszukiwania pozapartyjnych ekspertów do rządzenia – Kornatowskiego i Kaczmarka. Oczywiście, sam oskarżony i tak nie rozwiązywałby Ci problemu. Musisz wychować kilku przynajmniej młodszych wybitnych polityków z rządowymi kwalifikacjami. W towarzystwie samych szambelanów nie odniesiesz nigdy sukcesu w rządzeniu. Lecz nawet jeśli straciłeś nadzieję na władzę, to musisz przecież myśleć o sukcesji. Dziś nie ma nikogo, kto mógłby Cię w przyszłości zastąpić. Po wygnaniu oskarżonego jeszcze bardziej nie będzie. Niektórzy posądzają Cię, Prezesie, że wyznajesz zasadę „po nas choćby potop”. Ale musisz pamiętać, że kierują się nią tylko nieroztropni przywódcy partyjni.

Taką mowę przygotowałem na wypadek, gdyby Ludwik Dorn poprosił mnie o obronę w swoim procesie. Na koniec zamierzałem zwrócić się do sądu z wezwaniem, z jakim zwrócił się niegdyś Cycero, broniąc poety Archiasza: „Ufam, że moje krótkie i jak zwykle proste przemówienie skłoni was, sędziowie, abyście tego człowieka nie skrzywdzili szorstkością decyzji, ale raczej we własnym interesie pokrzepili go swoją szlachetnością”. Dziś po wyroku skazującym zastanawiam się tylko nad tym, czy przywódcy partyjni są jeszcze w ogóle wrażliwi na argumenty?