Powodem do napisania tego tekstu stała się trwająca na łamach DZIENNIKA dyskusja nad eutanazją, testamentem życia, aborcją... innymi słowy, kwestiami sumienia. Kolejny jej etap otwarłainformacja DZIENNIKA o tragedii matki opiekującej się podtrzymywanym sztucznie przy życiu ciałem syna, którego mózg uległ nieodwracalnemu zniszczeniu. A zakończenie tej tragedii nie jest dla niej możliwe na gruncie obowiązującego w Polsce prawa. Był także >>> komentarz Renaty Kim , wzywającej do prawnego uregulowania albo tego przypadku, albo podobnych przypadków w przyszłości. Choćby uregulowania tymczasowego, nieidealnego, bo ideału ani w naszym świecie, ani w naszym prawie być nie może. Chciałem w tym tekście wyjaśnić, dlaczego zgadzam się z Renatą Kim, a nie z jej polemistami.

Reklama

>>> Rodzic nie ma prawa decydować o śmierci. Przeczytaj tekst Jakuba Kumocha

>>> Nie chcę rozmawiać o eutanazji. Przeczytaj tekst Piotr Zaremby

>>> Niech decyduje sumienie - nie państwo. Przeczytaj tekst Jana Rokity

Ale chciałem też przy tej okazji wyjaśnić, dlaczego jestem liberałem. Żeby nie było wątpliwości, nie zawsze nim byłem. Dla młodzieży młodszej i ludzi o krótkiej pamięci małe przypomnienie. Kiedy w latach 90. uważałem, że w Polsce panuje hegemonia "Gazety Wyborczej" - pod maską liberalnych frazesów narzucającej autorytaryzm jednego środowiska i jednego człowieka - na przekór tej hegemonii zdryfowałem ostro na prawo. Kiedy Marka Jurka przedstawiano w "Wyborczej" jako sadystę wzywającego do bicia dzieci, stanąłem po stronie Marka Jurka, bo uważałem, że jest w tej rozgrywce słabszy. Myślałem nawet, że jako słabszy wówczas, także później, kiedy już będzie silniejszy, zrozumie wartość liberalnych ograniczeń politycznej czy medialnej siły. Tu się pomyliłem. Bo kiedy Marek Jurek sam stał się silniejszy, jako marszałek Sejmu postanowił docisnąć kolanem polską konstytucję. Wbrew ludziom o poglądach bardziej liberalnych czy lewicowych, którzy nie mogli się bronić, bo przecież przegrali wybory. Wygrała prawica. Więc Marek Jurek przestał się liczyć ze zdaniem pokonanych.

Z kolei kiedy uważałem, że doświadczenie mojego pokolenia, pałowanego w stanie wojennym, zamykanego do więzień, przesłuchiwanego nie rzadziej i nie łagodniej, niż to spotykało "komandosów" w Marcu 1968 jest zamiatane pod dywan w imię już nawet nie historycznego kompromisu, ale historycznego wymieniania buziaków z generałami i Jerzym Urbanem, zdryfowałem na pozycje jałowego, idiotycznego, rytualnego antykomunizmu. Ale swoje obowiązki zarówno wobec pamięci stanu wojennego, jak i w wojnie z "Gazetą Wyborczą" wypełniłem z nawiązką. I mam już prawo wypowiedzieć lojalności zarówno pokoleniowe, jak i polemiczne. I zająć się rzeczywistością.

A rzeczywistość mamy taką, że dominująca pod różnymi postaciami polska prawica niezbyt jest liberalna i nie bardzo wywiązuje się z ciążącego na każdej rządzącej tutaj formacji obowiązku modernizacji kraju. A modernizacja to nie tylko autostrady czy ciepła woda z kranów - nawet jeśli to jest priorytet i nawet jeśli i z tym mamy kłopoty. Modernizacja to także zrozumienie, że żyjemy w instytucjach liberalnej demokracji, jesteśmy społeczeństwem pluralistycznym, i żadne tradycjonalistyczne pohukiwania nie stosują się ani do naszych instytucji politycznych, ani do naszej tożsamości jako społeczeństwa. Nie jesteśmy też Ameryką. Nie musimy stosować wspaniałych amerykańskich pomysłów na zachowanie cnoty i silnych wartości. Na przykład żyjąc w Europie, w obszarze europejskiej tradycji ustrojowej i prawnej, nie musimy regulować kwestii aborcji tak jak w Ameryce: poprzez prawne zezwolenie na zabijanie płodu do 9 miesiąca ciąży, czyli wówczas, kiedy ewidentnie stał się on już istotą odczuwającą ból i lęk, ani na sposób radykałów z chrześcijańskiej prawicy, którzy zachowują cnotę, podpalając kliniki aborcyjne czy strzelając do ginekologów, ale odmawiają wszelkich negocjacji na temat kompromisu aborcyjnego, bo to by im ubrudziło dusze, pozbawiło cnoty.

Reklama

W całej Europie obowiązuje tak czy inaczej ustawiony prawny kompromis aborcyjny. We Francji czy Belgii jest to kompromis ustawiony na 12. tygodniu ciąży, w Wielkiej Brytanii na 24. tygodniu ciąży, w Polsce dozwala on aborcję w przypadku ciąż będących wynikiem gwałtu lub zagrażających życiu matki - przy dodatkowym ograniczeniu wynikającym z czasu trwania ciąży. Europejskie kompromisy prawne w kwestiach sumienia są przesuwane w ślad za świadomością społeczną czy zmianą politycznego układu sił, ale polegają za każdym razem na precyzyjnym rozstrzygnięciu prawnym, bardzo szczegółowym, bolesnym praktycznie dla wszystkich poza kompletnymi idiotami czy cynikami, a jednak ratującym nas przed zdziczeniem - takim, jak akurat w USA panuje w kwestii aborcji, po obu stronach tego sporu.

Ponieważ jestem liberałem, prawo - najlepiej prawo kompromisowe, odzwierciedlające aktualny poziom świadomości społecznej i układ sił w społeczeństwie - jest dla mnie lepsze od zamiatania problemów pod dywan. Dlatego z przykrością przeczytałem zacytowaną przez Renatę Kim wypowiedź "anonimowego polityka", będącego zresztą najprawdopodobniej politykiem prawicowym, w reakcji na opisywany przez DZIENNIK przypadek realnej tragedii matki. Niech ciało swego syna odłączy nielegalnie - radził anonimowy polityk prawicy - sąd uzna ją za morderczynię, ale na pewno złagodzi karę albo odstąpi od jej wymierzenia z uwagi na okoliczności. Regulacje prawne w tym obszarze są zbyt ryzykowne, nic się nie da zrobić. Tak mówi polski, prawicowy prawodawca. Dzisiaj w swoim komentarzu to samo stanowisko zajął, wręcz rozwinął Jan Rokita, będący dla mnie postacią poważną i reprezentatywną, zarówno dla polskiej prawicy, jak i dla polskiej polityki. Radzi on, żeby te i podobne problemy ludzie załatwiali sobie na własną rękę, poza prawem, "we własnym sumieniu". Pisze: "może moja propozycja zabrzmi brutalnie dla wielu współczesnych, wydelikaconych uszu". I on także, jako prawnik, informuje, że okazałby takim przestępcom miłosierdzie i bronił ich przed zasądzeniem kary zbyt surowej.

Ponieważ nie jestem aż takim twardzielem, a "wydelikacenie" praktyki, prawa i języka uważam za osiągnięcie Zachodu, a nie powód do żartów, nie mogę się na takie postawienie sprawy zgodzić. A lęk przed konstruktywizmem prawa jest u mnie mniejszy niż lęk przed zdziczeniem, jakie wynika z braku regulacji prawnych choćby w tzw. kwestiach sumienia. Odłączenie od aparatury człowieka wiele lat po jego nieodwracalnej śmierci mózgowej nie jest zdaniem wielu ludzi, ani moim zdaniem, morderstwem. Nie ma też nic wspólnego z "naturalną śmiercią" czy "naturalnym życiem", których dzisiejsza prawica i dzisiejszy Kościół bronią ponoć przed "wynaturzeniami lewactwa". (O ile sobie zresztą przypominam, Chrystus nie był piewcą natury, gdzie przecież silniejszy zabija słabszego, a przetrwanie indywidualne i gatunkowe to wartości cenione najwyżej). Nowoczesna aparatura medyczna nie jest częścią natury i jej istnienie stwarza problemy w naturze nieznane. „Naturalne sumienie” nie wystarcza do ich rozstrzygnięcia. Potrzebne jest prawo. Prawo w wielu krajach Unii Europejskiej istniejące. Idące albo drastycznie w stronę eutanazji, czego w polskich warunkach, przy tutejszej świadomości i układzie sił bym nie doradzał, albo idące przynajmniej w stronę tzw. testamentu życia. Budujące przynajmniej pewien tymczasowy prawny kompromis na najbliższą przyszłość. Podobnie jak kompromisowe prawo lepsze jest od zdziczenia w kwestii in vitro. A jednak polscy biskupi wydali list w tej sprawie dopiero w odpowiedzi na inicjatywy ustawodawcze Jarosława Gowina i PO, a nie w odpowiedzi na trwające od lat przypadki zdziczenia występującego czasami w polskiej praktyce in vitro. Gdzie nie przestrzega się choćby unijnych regulacji bioetycznych, bo nigdy nie zostały one w Polsce wprowadzone. Także w kwestii aborcji prawny kompromis jest zawsze lepszy niż "miłosierne traktowanie" kobiety, którą konserwatysta uzna wcześniej za morderczynię i wprowadzi prawo wywodzące się z takiego przekonania.

To nie jest konserwatyzm jaki znam, jakiego zawsze chciałem bronić, to nie jest konserwatyzm liberalny. To przepis na prymitywny, zacofany koszmar. Jeśli kiedyś w tym kraju zacznie rządzić lewica, obecne zachowanie prawicy, w czasach jej dominacji, będzie dawało lewicy wszelkie uprawnienia, żeby w pozycji siły zachowywać się tak samo brutalnie, tak samo pysznie, tak samo obojętnie wobec ludzi, którzy nie wygrywają w tym kraju wyborów. Co jednak nie oznacza, że ich w tym kraju nie ma.

>>>Rodzic nie ma prawa decydować o śmierci. Przeczytaj tekst Jakuba Kumocha

>>>Nie chcę rozmawiać o eutanazji. Przeczytaj tekst Piotr Zaremby

>>>Niech decyduje sumienie - nie państwo. Przeczytaj tekst Jana Rokity