Procedury odwoławcze przewidziane konwencją chicagowską są tak skomplikowane, rozciągnięte w czasie, a sankcje tak nikłe i mało prawdopodobne, żeby udało się je wdrożyć, że spór naszych polityków jest co najwyżej gimnastyką intelektualną. Choć niektórym i tego w debacie publicznej zabrakło.
Ani uchwała Sejmu, ani apele rządu do Moskwy nie są w stanie zmienić raportu MAK, jeżeli taka będzie determinacja Rosji. Jeżeli konsultacje międzyrządowe nie zmienią stanowiska Kremla, wtedy możemy mieć nadzieję, że arbitrażu podejmie się Organizacja Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO). Może, nie musi. Jeżeli ta nic nie wskóra, to sprawę może podjąć Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości. Ten z uwagi na rangę sprawy pewnie skieruje ją do trybunału arbitrażowego albo dwóch arbitrów. Potem jest jeszcze superarbiter i ten razem z arbitrami, czysto teoretycznie, może dojść kiedyś do wniosku o ukaranie Rosji. Jeżeli ta nie przystanie na wyrok, to straci prawo głosu w Zgromadzeniu i w Radzie Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego.
Tylko tyle albo raczej aż tyle, bo chyba nikt nie sądzi, że w dzisiejszych czasach Rosję da się wykluczyć z jakiegokolwiek ciała. Co natomiast może nam się udać, to uwikłać Polskę w niekończącą się awanturę w kraju i za granicą. Debatę publiczną ograniczoną do wzajemnych impertynencji polityków, dalsze zaniechania w reformowaniu państwa i finansów publicznych. A na arenie międzynarodowej pozostanie przez długie lata w potrzasku własnych narodowych pretensji.
Edmund Burk, wybitny brytyjski filozof i historyk, który pierwszy przewidział katastrofalny koniec rewolucji francuskiej, napisał: „Na poczuciu własnej krzywdy nie da się zbudować dobrych rządów”. Im dłużej nasz żal i gorycz będą wpływac na decyzje polityczne, tym boleśniejsze będą dla nas i tylko dla nas konsekwencje.