Katarzyna Hall zapowiedziała rezygnację z obowiązku noszenia mundurków we wszystkich polskich podstawówkach i gimnazjach, zachęcając jednocześnie poszczególne szkoły, rady pedagogiczne i wspólnoty rodziców do wprowadzenia mundurków na zasadzie dobrowolności.

Kiedy Roman Giertych zadecydował przed rokiem, że mundurki będą obowiązkowe, dowiedzieliśmy się dwóch rzeczy. Po pierwsze, że polscy rodzice w większości mundurków chcieli. Ponad 70 proc. z nas było zarówno za mundurkami, jak i za zwiększeniem dyscypliny w szkole. Ale przy tej okazji dowiedzieliśmy się także, że rodzice nie uważają swojego konserwatyzmu za postawę ideologiczną, ale raczej za wyraz zdrowego rozsądku. I Giertych, który z mundurków i dyscypliny w szkole chciał zrobić sztandar własnej ideologicznej krucjaty, nie tylko na mundurkach nie zbił politycznego kapitału, ale jeszcze mundurkom zaszkodził. Bo późniejsza nieudolność poszczególnych kuratoriów, szkół nieumiejących doprowadzić do egzekucji tego obowiązku - wszystko to można było usprawiedliwić niechęcią do Giertycha i jego ideologii. I nawet znalazły się media, które z jednego czy drugiego nieudolnego dyrektora szkoły robiły męczennika walki o wolność.

Także dzisiaj reakcja na decyzję minister edukacji Katarzyny Hall w sprawie mundurków będzie zależała od tego, czy są one dla nas ideologiczną abstrakcją, hasłem w politycznej wojnie, czy też przeciwnie, są konkretem dotyczącym naszych dzieci.

Spośród ludzi, którzy traktują mundurki jako ideologiczną abstrakcję, „prawicowcy” uznają decyzję pani minister za kapitulację - w porównaniu z twardością Giertycha. Z kolei „lewicowcom” także się decyzja pani minister nie spodoba. Ponieważ Katarzyna Hall, zamiast potępić ten „przejaw szkolnego faszyzmu”, zamiast obalić mundurki jak Bastylię, sama zadeklarowała się jako zwolenniczka zarówno mundurków, jak i szkolnej dyscypliny. Potwierdzając jedynie to, co wszyscy wiemy. Że nie jest rolą państwa dekretowanie ani mundurków, ani konkretnych rozwiązań w sprawie szkolnej dyscypliny. Państwo może jedynie wspomóc te wspólnoty nauczycieli i rodziców, którym los uczniów i dzieci naprawdę leży na sercu.

Roman Giertych już uznał deklarację Katarzyny Hall za „przejaw lewicowej ideologizacji szkoły”, co jest oczywistym absurdem. Likwidacja obowiązku, którego sam Giertych jako minister nie potrafił wyegzekwować ani nawet się do tego nie przygotowywał, jest decyzją liberalną, odwołującą się do wolnego wyboru jednostek i wspólnot. Jest jednocześnie jedną z tych liberalnych decyzji, które wcale nie są skierowane przeciwko konserwatyzmowi większości polskich rodziców, ale przeciwnie, stanowią dla tego konserwatyzmu wymagający egzamin. Jeśli bowiem polscy rodzice i nauczyciele rzeczywiście w większości chcą mundurków, to większość szkół je zachowa, a właściwie można powiedzieć, że dopiero teraz świadomie je wprowadzi. Jeśli jednak mundurki, tak samo jak dyscyplina w szkołach, są tylko hasłem, za pomocą którego prawica w Polsce walczy z lewicą, a my tej walce bez konsekwencji kibicujemy, to w szkołach nic się nie zmieni. W większości polskich podstawówek i gimnazjów dzieci będą chodziły ubrane niechlujnie albo w udających mundurki szmacianych T-shirtach.

Ja jednak jestem optymistą. Polacy, stając przed koniecznością podjęcia świadomej decyzji, w końcu się przebudzą. Większość szkół wybierze mundurki, a co więcej, nie będą one przymusem ani ideologicznym symbolem, ale może w paru miejscach staną się czymś więcej. Początkiem traktowania szkoły jako miejsca decydującego o przyszłości naszych dzieci, za którego jakość i kształt nauczyciele i rodzice rzeczywiście ponoszą współodpowiedzialność.









Reklama