Zamiast płatnych ogłoszeń - konferencja prasowa. Zamiast finansowej ruiny - stabilność ekonomiczna. Taka optymistyczna perspektywa pojawiła się nagle przed Zbigniewem Ziobro. Jeżeli tylko sąd zgodzi się na pomysł, który podsunęła byłemu ministrowi sprawiedliwości "Rzeczpospolita".
A dlaczego miałby się nie zgodzić? Wyrok mówi tylko o tym, że minister Ziobro musi przeprosić w kilku wskazanych telewizjach doktora Mirosława Garlickiego. Sąd ma teraz szansę wycofania się z drakońskiego wyroku, który miał charakter odwetu na Ziobrze. Bo niewątpliwie wyrok był odpłatą za całokształt działalności ministra Ziobro, który naraził się niemal z całemu środowisku prawniczemu i dla wielu był uosobieniem całego zła, jakie reprezentowała władza PiS-u.
Sąd doskonale zdawał sobie sprawę, że Ziobro nie wymyślił sam z siebie owego niefortunnego zdania "przez tego pana nikt już życia pozbawiony nie będzie". To prawda, że bezkrytycznie je wygłosił. Ale jest też pewne, że podejrzenie o zabójstwo na stole operacyjnym zostało mu podsunięte przez służby operacyjne prowadzące śledztwo przeciwko doktorowi Garlickiemu.
Pamiętam wyrok w procesie lustracyjnym Józefa Oleksego. Sąd uwolnił go od zarzutu kłamstwa, używając zwrotu "popełnił kłamstwo, ale nieumyślnie". Dlaczego? Bo były szef WSI podpowiedział mu, że swoich związków z armią nie ma obowiązku podawać w oświadczeniu lustracyjnym.
Analogiczna sytuacja ma miejsce w przypadku ministra Ziobro. On też podał fałszywą informację, ale nieświadomie. Sąd jednak takich subtelności nie brał pod uwagę i zdrowo przysolił ministrowi Ziobrze, zdając sobie sprawę jak dotkliwa jest to zarazem dla niego kara finansowa. Bo przecież za tymi "symbolicznymi" przeprosinami kryją się ogromne koszta.
Wszystko to może się jednak odwrócić jak za dotknięciem wigilijnej różdżki, jeśli minister Ziobro zorganizuje konferencję i zjawią się na niej kamery wskazanych przez sąd stacji. Jest to również optymistyczna perspektywa dla bliskich ministra Ziobry. Bo będzie miał za co im kupić prezenty pod choinkę.