Tusk zdecydowanie odrzucił zarzuty dziennikarzy dotyczące jego rzekomego "zgaszenia" czy braku motywacji. Premier uznał obsesję przeciwników za najlepszy dowód na swoją pełną mobilizację. Prawdziwą recenzją mojego stanu ducha, mobilizacji i gotowości do walki? Nie to, co piszą na mój temat rozczarowani, tylko to, co mówią i piszą ci, którzy uważają mnie za głównego przeciwnika - mówił. Tusk wymienił nazwiska oponentów (Bąkiewicz, Kaczyński, Konfederacja) i zapytał retorycznie: Kogo oni się boją?. Wnioskiem jest jego własna osoba.
Tusk: Ja nie będę Bocheńskim, Bąkiewiczem, Mateckim, Mejzą
Premier przekonywał, że zwycięstwo 15 października miało wymiar ideowy – odrzucenie manipulacji i kłamstwa. Tusk kontrastował obecne rządy z poprzednikami, obiecując utrzymanie kursu: Ja nie będę Bocheńskim, Bąkiewiczem, Mateckim, Mejzą, bo mi się to może opłacić - powiedział. Kluczem do zwycięstwa koalicji było powiedzenie "nie" dla dominacji "bełkotu, kłamstwa i manipulacji". Interesem nie tylko jego, ale i całej Polski, jest to, by "pseudopolityczny syf, który się wszędzie rozlewa, nie będzie dominował w Polsce".
Premier przyznał, że obawia się powrotu narodowo-populistycznej fali, ale nie poddaje się i nie ulega życzeniom oponentów. Tusk odpowiedział twierdząco na pytanie, czy obawia się, że jego rządy mogą być "krótką przerwą" w ramach światowej, europejskiej fali populizmu.
Premier zaznaczył, że gdyby przejmował się "serdecznymi życzeniami o odejściu" na przełomie 2021/2022 r., powinien był zrezygnować. Nie uwierzył w to, że "Tusk jest skończony". Przypomniał również, jak często słyszał o "szklanym suficie" 25% głosów, który udało mu się przełamać.