Posłowie przekonują, że wykonują normalną pracę i - jak każdy Polak na etacie - mają takie same prawa. Ale trudno znaleźć w Polsce pracodawcę, poza Sejmem, który przyjmie od pracownika własnoręcznie wypisane zwolnienie na dwa miesiące i w dodatku wypłaci mu za to pensję.
"Każdy normalny pracownik ma obowiązek w ciągu siedmiu dni przynieść zwolnienie lekarskie" - mówi "Faktowi" Jacek Męcina, były wiceminister pracy. "Jeśli tego nie zrobi, a nie ma go nadal w pracy, to jest to traktowane jako ciężki występek. Taka osoba natychmiast może zostać zgodnie z prawem dyscyplinarnie zwolniona z pracy i może zapomnieć o jakichkolwiek pieniądzach" - dodaje.
Poseł to - jak się okazuje - "nienormalny" pracownik, bo nie tylko nie traci za to pracy, czyli mandatu, ale nawet dostanie całą pensję. Chlebowski i drugi z "bohaterów" afery hazardowej, Mirosław "Miro" Drzewiecki, zniknęli z Wiejskiej na przełomie września i października ubiegłego roku, tuż po wybuchu afery hazardowej. Wrócili do pracy w Sejmie równo po dwóch miesiącach.
Obaj złożyli u marszałka Sejmu usprawiedliwienia, tłumaczące ich nieobecność. "Nieobecności posłów w październiku i listopadzie są nieobecnościami usprawiedliwionymi" - usłyszał "Fakt" w biurze prasowym Kancelarii Sejmu. W jaki sposób usprawiedliwił się Chlebowski? "Nie było mnie w Sejmie ze względu na zły stan zdrowia" - tłumaczy "Faktowi". Zwolnienia lekarskiego jednak nie przyniósł. "Sam napisałem usprawiedliwienie" - przyznaje.
Taki papierek marszałkowi Sejmu wystarczył, bo na konto polityka Platformy wpłynęły dwie pensje, mimo że do pracy nie przychodził. Chlebowski rozłączył się, słysząc kolejne nasze pytanie, dlaczego wziął za ten okres dwie pensje, czyli 25 tys. zł. I tylko Drzewiecki zachował się przyzwoicie. Nie wziął ani grosza za dwa miesiące absencji.
>>> Czytaj także: Wstrząsająca relacja Polki: Przeżyłam piekło na Haiti