Anita Sobczak, Łukasz Warzecha: Ile pan ostatnio sypia?
Donald Tusk: Staram się spać chociaż pięć godzin, na nogach jestem 19-20 godzin na dobę. Jestem wysportowany i w dobrej kondycji. Wygrałem obie debaty telewizyjne; z Kaczyńskim i Kwaśniewskim, co świadczy, o dobrej formie.
Co się stało, że debata z Kwaśniewskim nie poszła panu tak dobrze jak z Kaczyńskim? Zawiodła jednak kondycja?
Nie, trafiłem po prostu na trudniejszego, lepiej przygotowanego partnera. Kwaśniewski to utalentowany polityk, który potrafi dbać o swój wizerunek. Gra szła o jego wizerunek, ostatnio nadszarpnięty, więc przyszedł na debatę doskonale przygotowany. Kaczyński był dużo łatwiejszy do pokonania.
A jak było z pana przygotowaniem? Miał pan parę wpadek.
Podczas takich debat trzeba być gotowym na ciosy w szczękę. Kluczowe jest jednak to, by po wymianie ciosów umieć wstać. I ja to potrafię. Dla mnie najważniejsze jest to, jak mój udział w debacie ocenili widzowie, a oni uznali, że zdecydowanie wygrałem z Aleksandrem Kwaśniewskim.
Dlaczego w trakcie tej debaty pan i PO zaczęliście się wycofywać z wcześniejszych deklaracji dotyczących prywatyzacji służby zdrowia?
To nieprawda. Z niczego się nie wycofujemy. W aktualnym programie Platformy nie ma zapisu o prywatyzacji szpitali. Wygraliśmy w tej sprawie proces z PiS w sądzie. To PiS chciało uczynić z prywatyzacji służby zdrowia pułapkę na Platformę. Ja zaś chciałbym zadać inne pytanie: dlaczego, gdy minister Religa zapowiada prywatyzację, a co więcej jest ona od dwóch lat faktem, sam premier zarzuca oponentom chęć sprywatyzowania, sugerując, że coś przy okazji chcą zawłaszczyć? Hipokryzja PiS w tej sprawie to jeden z rekordów w tej kampanii.
No to jak w końcu jest z tą prywatyzacją - chcecie jej czy nie?
Prywatyzacja usług medycznych to nie jest kwestia przyszłości. Podstawowa opieka medyczna już jest teraz w 80 proc. w prywatnych rękach. Ponad 130 szpitali to prywatne placówki. Są takie typy usług medycznych, które są prywatne prawie w stu procentach. Kluczowe nie jest więc to, kto jest właścicielem placówki. Najważniejsze jest, aby człowiek, który jest chory i płaci składkę, dostał należną usługę bez odpłatności. Dziś tylko najbogatsi mają zapewnioną najlepszą opiekę. Dlatego zadaniem państwa jest wyegzekwowanie praw pacjenta.
Pan roztacza piękną wizję służby zdrowia, tymczasem posłanka PO Beata Sawicka w nagraniach, zaprezentowanych przez CBA, mówiła o robieniu interesów w związku ze spodziewaną prywatyzacją w służbie zdrowia.
To wszystko nieprawda.
Czy w Platformie są jeszcze jakieś Beaty Sawickiej, o których dowiemy się od Mariusza Kamińskiego, a nie od pana?
Gdybym wiedział o Beacie Sawickiej wcześniej, nie byłoby jej w PO. Po pierwszej informacji, że CBA ma do niej zastrzeżenia, została wyrzucona z Platformy. Nie mogę jej wyrzucić po raz drugi.
W nagranych rozmowach powoływała się na jakiegoś pierwszego machera w pana partii. Nie niepokoi to pana? Nie próbuje się pan dowiedzieć, kto to taki?
Nie traktuję serio słów Sawickiej.
Wymyśliła to sobie?
Konkretnie co?
Że jest jakiś macher?
Powtarzam: nie traktuję serio słów Sawickiej. Bez wątpienia jest to dramat tej kobiety. Każdy widział, jak to wygląda. Teraz premier ma pretensje do Mariusza Kamińskiego, że nie pokazał tych taśm wcześniej. Powtarzam - widzieliśmy wczoraj dramat kobiety. Prosiła o spokój i uczciwy proces. Wydaje mi się, że Beata Sawicka powinna otrzymać teraz i jedno, i drugie.
Politycy tuż przed wyborami nie chcą mówić o ewentualnych koalicjach. Pan mówi o koalicji z PSL, ale co będzie, jeśli głosów PO i PSL nie wystarczy?
Nie jestem adwokatem PSL, ale przed wyborami samorządowymi dawano im 6-7 proc., a otrzymali 13 proc. Jestem przekonany, że starczy głosów naszych i PSL na utworzenie rządu większościowego. Innych scenariuszy nie przewiduję.
W czasie debaty z Kwaśniewskim unikał pan odpowiedzi na pytania o koalicję z LiD.
Bo uważam, że pytanie jest bezzasadne.
I znów pan unika.
Nie, udzieliłem przed chwilą odpowiedzi jasno i klarownie. Powstanie rząd PO-PSL.
Nie chce pan powiedzieć wprost, że koalicji z LiD nie będzie, prawda?
Gdybym chciał koalicji z LiD, powstałaby ona już w tym parlamencie. Doskonale o tym państwo wiedzą. Mogę mówić o tym, co będzie, a nie o tym, czego nie będzie. Poza tym Polacy mają chyba dość polityków, którzy przed wyborami mówią, że z tym i tym nigdy nie wejdą w sojusz, a dwa miesiące później robią coś wręcz przeciwnego. Jeśli będę mógł coś zrobić dla Polski z LiD-em, PiS-em, z PSL-em, to zrobię - pod warunkiem, że będę miał jako partnerów ludzi, którzy naprawdę chcą zrobić coś dobrego dla kraju.
Mógłby pan napisać poradnik Tysiąc jeden sposobów na uniknięcie odpowiedzi na pytanie. Czy jest jeszcze szansa na PO-PiS?
Z każdym dniem kampanii widzę coraz wyraźniej, że czołówka PiS, przede wszystkim premier i jego otoczenie, są niezdolni do współpracy, jedynie do wojny i ataków. 21 października takie osoby powinny zniknąć z polityki. Jeśli zaś chodzi o PiS jako partię - tam jest bardzo wielu ludzi, którzy będą gotowi i zdolni do współpracy, gdy wreszcie otrzeźwieją.
Planuje pan grę na rozłam w PiS?
Nie zamierzam uprawiać korupcji politycznej. To jest specjalność ministrów PiS: Adama Lipińskiego i Wojciecha Mojzesowicza. Ja sformułuję oficjalnie ofertę PO i ludzie dobrej woli będą mogli ją wesprzeć, a wiem, że tacy w PiS będą.
Jak mieliby to zrobić, nie odchodząc z PiS? Pozbywając się Jarosława Kaczyńskiego?
Dorośli ludzie znajdą sposób, jak pomóc Polsce, niezależnie od zacietrzewienia lidera.
Jak będą się układały relacje ewentualnego rządu PO z prezydentem Kaczyńskim?
Mam nadzieję, że ugrupowania, które znajdą się w Sejmie, będą gotowe do współdziałania, aby skłonić prezydenta do współpracy i nieblokowania złośliwymi wetami inicjatyw ustawowych. Ale gdyby prezydentowi przyszło do głowy to, o czym kiedyś powiedział - chyba w emocjach - że wetowałby wszystko, co uchwalałby rząd i Sejm pod przewodem PO, to mamy scenariusz działań, które powinny skłonić Lecha Kaczyńskiego do współpracy.
Brzmi groźnie. Jaki to scenariusz?
Skuteczny i w stu procentach legalny. Większość parlamentarna jest zależna od prezydenta, a prezydent od niej. Więcej nie powiem.
Do wyborów kilka dni. Denerwuje się pan? Wasi przeciwnicy coś jeszcze odpalą?
Obstawiam, że tak. Przypomina mi się rok 1989. Komuniści, zagrożeni utratą władzy, mieli do dyspozycji archiwa, których mogli spokojnie użyć przeciwko ludziom Solidarności, a jednak się na to nie zdecydowali. Przynajmniej w tej dziedzinie Kaczyński mógłby się czegoś nauczyć od generała Kiszczaka.
Gdzie będzie pan głosował?
W Warszawie, razem z żoną i córką.
W stolicy zetrze się pan z Jarosławem Kaczyńskim. Ale Warszawa to nie pana teren.
Zdecydowałem się na start w Warszawie, bo uznałem, że to jest pole bitwy liderów dwóch najważniejszych ugrupowań. To będzie symboliczne starcie dwóch szefów, dwóch największych partii, dwóch wizji Polski. W niedzielę nie będziemy głosować na to, która partia będzie rządzić.
Te wybory zdecydują o tym, czy w Polsce będzie się żyło lepiej. Wierzymy w cud gospodarczy. Taki sam, jaki zdarzył się w Irlandii czy Hiszpanii. Ale ten cud nie polega na tym, że ministrom rosną słupki na wykresach, tylko na tym, że ludziom zaczyna żyć się lepiej. Że mają pieniądze na lekarstwa i na wakacje i na wszystko, czego potrzebują. Że pensje nauczycieli, lekarzy, pielęgniarek i policjantów są godne ich trudu i wagi ich pracy. Że buduje się bezpieczne drogi, nowoczesne stadiony. Dlatego jest tak ważne, aby Platforma wygrała te wybory.
Jeśli wygra PO, czy spodziewa się pan gratulacji od premiera?
Nie spodziewam się. Nie słyszałem gratulacji ze strony PiS po wygranych wyborach samorządowych.
A gdyby wygrał PiS - pogratuluje pan premierowi?
Jestem skoncentrowany na wygraniu tych wyborów. Nie zajmuję się innymi scenariuszami. W 2005 roku pogratulowałem zwycięzcy.