Opinia publiczna już wie, za którą z tych wizji przyszłości się opowiadam - włączając się do Komitetu Honorowego Platformy Obywatelskiej, podjąłem decyzję o mocnym zaangażowaniu się po stronie tej partii. Włączając się jednak teraz w politykę znacznie aktywniej, niż miałem to dotąd w zwyczaju, nie różnię się od większości Polaków. Wygląda na to, że tak jak nigdy dotąd postanowiliśmy naprawdę wziąć sprawy w swoje ręce. Polityka zyskuje w ten sposób prawdziwy obywatelski wymiar, a nasza demokracja dojrzewa. Prawdopodobnie frekwencja przy urnach będzie wyższa niż zwykle. I nic w tym dziwnego. Bo przecież w tych wyborach gra toczy się o naprawdę wysoką stawkę. Tym razem nie czekamy tylko na to, kto obejmie różne ważne stanowiska i będzie zasiadał w poselskich ławach. Teraz naprawdę decydują się losy Polski - kształt i obraz naszego kraju na całe lata.

Reklama

Rzecz w tym jednak, że - choć decydująca rozgrywka odbędzie się w niedzielę - rzeczywisty wynik wyborów poznamy dopiero w połowie przyszłego tygodnia. Wtedy to bowiem Państwowa Komisja Wyborcza zliczy głosy Polaków, którzy wezmą udział w wyborach za granicą. Choć w sensie prawnym nie jest to nic nowego - tym razem głosy emigrantów będą miały znacznie większe niż dotychczas znaczenie.

O ile bowiem preferencje wyborcze Polonii można było jak dotąd przewidywać w tym samym trybie co wyborcze decyzje Polaków w kraju, o tyle dzisiejsza sytuacja jest zupełnie inna. Od lat wiadomo było, że konserwatywne skupiska "starej" Polonii - powiedzmy w Chicago - poprą partie prawicy, a Polacy z republik posowieckich zagłosują w części na postkomunistów. Dlatego już w trakcie wyborczego wieczoru można było brać ich głosy pod uwagę i dodawać do wstępnych wyników wyborów. Tak będzie zresztą i tym razem - PiS i LPR mogą liczyć na głosy z chicagowskiego Jackowa, a LiD uzyska nieco wskazań z terenów dawnego Związku Radzieckiego.
Tym razem jednak głosy Polonii zostaną wzmocnione przez nową emigrację. Przez tych wszystkich Polaków, którzy w ciągu ostatnich dwóch lat w poszukiwaniu lepszego życia udali się do Wielkiej Brytanii, Irlandii, krajów skandynawskich czy Niemiec. Nie wiemy jeszcze - bo to sytuacja bez precedensu - jak wielu z nich stanie przy urnach w polskich konsulatach. Dlatego trudno przewidzieć, jak wysoka będzie frekwencja wśród dwumilionowej rzeszy nowych emigrantów.

Przewidywać można za to - i to bez problemu - ich preferencje, bo przecież zdecydowana większość z nich, wybierając życie w liberalnych, europejskich gospodarkach, opowiada się za wizją rozwoju Polski prezentowaną przez Platformę Obywatelską. To za sprawą PO bowiem Polska ma szansę dorównać najbardziej rozwiniętym krajom Europy. Pytanie tylko, jak wielu spośród emigrantów dotrze do urn - i jak wielu z nich chce zadbać o polskie sprawy. Odpowiedź na to pytanie poznamy dopiero kilka dni po wyborach. To wtedy dowiemy się, jak naprawdę się zakończyła niedzielna batalia. I o ile więcej głosów zyskała Platforma Obywatelska.

Reklama