Lech Wałęsa ma od lat kłopoty z sercem. Daje o sobie znać postępująca choroba wieńcowa. Kilka razy były prezydent zasłabł nawet z tego powodu. Jesienią zeszłego roku przeszedł w Mediolanie poważny zabieg. "To było wstawienie stentów" - bagatelizuje poszerzanie tętnic wieńcowych. Zdaniem niektórych specjalistów ten zabieg był błędem - pisze "Fakt".

Reklama

"U cukrzyków, a Wałęsa przecież na tę chorobę cierpi, unika się stentów. Z wielu badań wynika, że stenty u ludzi z cukrzycą, szczególnie z wąskimi naczyniami krwionośnymi, mogą szybciej zarastać i powodować więcej powikłań" - mówi "Faktowi" jeden z czołowych polskich kardiochirurgów. Być może więc ta operacja przyczyniła się do pogorszenia stanu zdrowia byłego prezydenta.

Na pewno nie poprawia go też tryb życia Lecha Wałęsy, który wcale nie zamierza zwolnić tempa. "Wczoraj czułem się znakomicie, nawet miałem ochotę pójść na podryw" - próbuje żartować. "Dziś jest trochę gorzej, czuję się zmęczony" - przyznaje jednak.

Wałęsa jest pod stałą kontrolą lekarzy. Co jakiś czas przechodzi badania wydolnościowe. Pierwszy bardzo niepokojący sygnał, który doprowadził do decyzji o przeszczepie, pojawił się kilka tygodni temu, kiedy były prezydent odebrał fatalne wyniki. Wydolność jego serca znacząco spadła. "Miałem 28 procent wydolności, ale to było miesiąc temu, czyli jeszcze przed wyborami. Pewnie dlatego, że się tym wszystkim tak denerwowałem. No i wtedy jeszcze nie brałem leków" - opowiada "Faktowi" Wałęsa. "Teraz już biorę lekarstwa, więc wyniki poszły w górę. Jak wczoraj byłem badany, to wyszło mi już 40 procent" - mówi.

Reklama

Kolejne badania były prezydent przejdzie 10 grudnia. I to wtedy zapadnie ostateczna decyzja - czy przeszczep serca jest konieczny. Ale Wałęsa nie może czekać bezczynnie do końca roku. Musi jak najszybciej przesłać do kliniki w USA, gdzie zamierza poddać się operacji, dokumentację medyczną, czyli pełną historię choroby. Chodzi o to, by w każdej chwili mogła ruszyć procedura szukania dawcy. Takie nowe serce trzeba bardzo dokładnie dobrać, żeby organizm nie odrzucił przeszczepu.

"Nie boję się tego zabiegu. Ja boję się tylko Boga, no i trochę żony. Czy żona martwi się o mnie? Ona to już chyba rozgląda się za innymi" - żartuje Wałęsa.
Ale prawda jest taka, że były prezydent musi się oswajać z myślą o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych. Tylko tam, w klinice kardiochirurgicznej w Houston, są specjaliści, którzy podejmą się ryzyka tej skomplikowanej operacji.

Wałęsa musi też zbierać pieniądze. Bo przeszczep w amerykańskim szpitalu kosztuje krocie. Na transport, skomplikowane badania przed operacją i precyzyjne elementy wszczepiane razem z nowym sercem potrzeba przynajmniej 100 tys. dolarów. Nie wiadomo jeszcze, ile pochłonie sam zabieg. "O pieniądze się nie martwię. A w internecie pojawiło się nawet sporo ofert dla mnie, jeden z ofiarodawców powiedział, że sfinansuje mi zabieg, jeśli ja podaruję mu swoje stare serce. Tak więc wsadzę je w worek i mu zaniosę" - próbuje żartować Wałęsa. Po chwili jednak już poważnie dodaje, że wierzy w kwalifikacje medyków z Houston, lecz byłby spokojniejszy, gdyby mógł tę operację przebyć w Polsce.





Reklama



Tak wygląda przeszczep serca
Operacja trwa ok. 5-6 godzin. Uczestniczą w niej dwa zespoły. "Pierwszy składający się z dwóch chirurgów, anestezjologa i instrumentariuszki - oni pobierają serce do przeszczepu. Drugi zespół wszczepia wycina chore serce i wszczepia nowy narząd pacjentowi. W tym drugim zespole jest trzech chirurgów, anestezjolog, perfuzjonista (odpowiada za maszynę, która utrzymuje przy życiu pacjenta po wyjęciu starego serca, a jeszcze przed włożeniem nowego), instrumentariuszka i pielęgniarka anestezjologiczna. Cała operacja trwa około 5-6 godzin" - tłumaczy ordynator oddziału kardiologicznego Szpitala Wojskowego we Wrocławiu, doktor Jacek Skiba, który uczestniczył przy kilkunastu takich zabiegach.


W trakcie operacji organizm biorcy, jest podłączony do sztucznego płuco-serca. To urządzenie odpowiada za prawidłowy poziom tlenu w krwi pacjenta i jednocześnie utrzymuje przepływ krwi (tym zajmuje się perfuzjonista).

W jednym czasie może być więc otwierana klatka piersiowa i dawcy, i biorcy. Do odpowiednio przygotowanego serca dawcy podaje się specjalny płyn, który zatrzymuje jego pracę. Potem się je pobiera, odcinając aortę, pień tętnicy płucnej, a następnie przedsionki lewy i prawy. Serce po pobraniu jest umieszczane w naczyniu wypełnionym lodowatą solą fizjologiczną i następnie zostaje przeniesione do sali operacyjnej, gdzie czeka biorca i zespół wykonujący wszczepienie narządu. Jeżeli pobranie narządu następuje w innym, odległym miejscu, to tak zwany czas "bezpieczny" od pobrania do wszczepienia nie może być dłuższy niż 3 godziny. W tym czasie, w podobny sposób, zostaje usunięte chore serce biorcy. Po odpowiednim przygotowaniu w miejsce starego zostaje wszczepione nowe. Przyszywa się je do pozostawionych ze "starego" serca fragmentów ściany przedsionków lewego i prawego. Potem zszywa się pień tętnicy płucnej i aorty. Po przywróceniu przepływu krwi przez serce i płuca rozpoczyna się proces tzw. reperfuzji, po którym podejmuje się próbę odłączenia pacjenta od aparatury. Jeśli nowe serce zaczyna samo pracować i krążenie jest stabilne, lekarze kończą operację i zszywają pacjenta. "Rozpoczyna się niezmiernie ważny okres leczenia pooperacyjnego tzw. doby 0. W tym czasie największym zagrożeniem dla biorcy jest oczywiście odrzut narządu, na drugim miejscu jest infekcja, zwłaszcza płucna" - podsumowuje dr Jacek Skiba.