Nagłośnienie tej informacji wywołało polityczną burzę. 9 kwietnia minister zdrowia Ewa Kopacz zorganizowała więc konferencję prasową, na której ogłosiła, że anuluje zarządzenie Paszkiewicza. "Żeby dostać refundację na dany lek, pacjent będzie musiał po prostu złożyć wniosek" - zapewniała. Padły też poważniejsze deklaracje: "Gwarantuję, że wszystkie leki, które mogą przedłużyć życie pacjentów choćby o tydzień lub dwa, bez względu na cenę znajdą się w katalogu leków dostępnych dla wszystkich" - zapewniła Kopacz.

Reklama

W odpowiedzi na tę deklarację urzędnicy NFZ przesłali do resortu zdrowia pismo o nazwie "Przewidywane koszty finansowania przez NFZ leczenia innowacyjnymi lekami przeciwnowotworowymi". Według dokumentu, do którego treści dotarł DZIENNIK, szacowany koszt sfinansowania najnowszych terapii może wynieść nawet 2,8 mld zł rocznie. Tyle kosztowałoby zastosowanie chemioterapii niestandardowej u wszystkich chorych na raka, gdyby wystąpili o nowoczesne leki. To astronomiczna kwota. Rocznie na refundację leków Fundusz wydaje niewiele ponad 7 mld zł. Na programy lekowe - ponad miliard.

O co toczy się ta gra? Opozycja ma tylko jedno wyjaśnienie: konflikt o władzę między ministrem zdrowia a prezesem NFZ. "Konflikt o władzę narasta. Obie strony używają w nim takich argumentów, jakie są im w danym momencie potrzebne. Wyliczenia NFZ to jeden z nich" - twierdzi Marek Balicki z SdPl. Były minister zdrowia twierdzi nawet, że sytuacja zakończy się dymisją ministra zdrowia bądź prezesa NFZ.

"To jeden wielki skandal. Nie ma wątpliwości, że składając obietnice na konferencji prasowej, minister zdrowia nie wiedziała, ile one mają kosztować" - oburza się Jolanta Szczypińska z PiS. I twardo dodaje: "To jest oszukiwanie pacjentów".

Reklama

Wiceminister zdrowia Krzysztof Grzegorek przekonuje, że Kopacz nie obiecała wcale, że najnowocześniejsze leki będą dostępne bez żadnych ograniczeń. "A właśnie taką analizę przeprowadził NFZ, jakby wszystkie leki, które dzisiaj są dopuszczalne, podawać wszystkim bez żadnych ograniczeń" - mówi Grzegorek. Pismo Funduszu nazywa wręcz niemającą nic wspólnego z rzeczywistością symulacją. "Pani minister wyraziła się ogólnie, ale prawidłowo. W sytuacjach kiedy nie działa leczenie standardowe, jest możliwe wprowadzenie terapii niestandardowej, ale na indywidualny wniosek. Nie na każdy może być zgoda. Sam pacjent nie decyduje przecież, jakim lekiem będzie leczony" - kończy Grzegorek.