Zimna wojna między firmami a Ministerstwem Zdrowia panuje, od kiedy wprowadzono tam antykorupcyjny zwyczaj nagrywania spotkań z "klientami zewnętrznymi” i sporządzania notatek z nich. Teraz, aby umówić się na rozmowę z przedstawicielem resortu zdrowia, trzeba wcześniej przedstawić tematy, jakie chce się poruszyć. Przy każdej takiej rozmowie muszą uczestniczyć minimum trzej przedstawiciele resortu zdrowia. Prowadzony jest także rejestr rozmów. Nie wolno już zostawiać prezentów - wszelkie pozostawione przedmioty są odsyłane.
Nowe procedury - jak tłumaczył wiceminister zdrowia Marek Twardowski - mają uchronić urzędników od podejrzeń o uleganie lobby farmaceutycznemu. Ich brak był powodem ataków na jego poprzednika Bolesława Piechę z PiS, który w niejasnych okolicznościach wpisał na listę leków refundowanych iwabradynę.
Izba Gospodarcza "Farmacja Polska” zrzeszająca 130 firm farmaceutycznych protestuje. "Nigdy nikomu żadnej łapówki nie dałam i nie życzę sobie traktowania mnie jak złodzieja i łapówkarza. Czuję dyskomfort, że się mnie podejrzewa o nieuczciwość i traktuje jak wroga" - oburza się Irena Rej. Podkreśla ona, że izba jest partnerem społecznym, a nie "klientem zewnętrznym”, jak ją określił resort.
"Nie spodziewaliśmy się, że dbałość o transparentność zostanie wyrażona w taki właśnie sposób" - napisała do minister Ewy Kopacz.
Obecnie izba kontaktuje się z resortem wyłącznie pisemnie. "Kłopot w tym, że na żadne z pism nie otrzymaliśmy odpowiedzi" - odgryza się ministerstwu. Jednak resort nie bardzo przejmuje się tym protestem i z nagrywania nie zamierza się wycofywać.
Julia Pitera, minister odpowiadająca za walkę z korupcją, tylko się śmieje. "Wszyscy wiemy, że izba zrzesza firmy, którym chodzi o biznes" - mówi. A protestującym zaleca lekturę kodeksu prawa administracyjnego. "Mówi on o zasadzie pisemności, która oznacza, że generalnie obywatele z urzędem powinni się kontaktować pisemnie. W sytuacji, gdy dochodzi do kontaktu, należy sporządzić protokół i włączyć do akt. Mogę tylko wyrazić ubolewanie, że próbę przestrzegania prawa traktuje się jak sekowanie".
"Niech się zapytają swoich macierzystych firm. Ciekawe, czy gdyby poszli do ministerstwa zdrowia USA, to jak szybko zainteresowałoby się nimi FBI" - mówi Pitera.