W projekcie aż roi się od kontrowersyjnych zapisów. Największe emocje budzi jednak propozycja zastąpienia sprostowań odpowiedziami.

Bohaterowie krytycznych artykułów dostaliby do ręki nie lada broń. Mogliby zażądać od redaktora naczelnego bezpłatnego opublikowania odpowiedzi na artykuł. Co więcej, owa odpowiedź mogłaby być tej samej objętości, co tekst, do którego by się odnosiła. Za odmowę zamieszczenia takiej polemiki groziłaby grzywna lub nawet ograniczenie wolności. Proces musiałby się odbyć w ciągu 30 dni. Autorzy tłumaczą to koniecznością ochrony dobrego imienia obywateli.

Zdaniem twórcy kontrowersyjnych zapisów Arkadiusza Mularczyka obecnie obowiązujące przepisy są bowiem fikcją. "Gazety nie publikują sprostowań, a procesy trwają latami" - podkreśla Mularczyk, powołując się na swój przykład.

Projekt PiS trafi jednak najprawdopodobniej do sejmowego kosza, rządząca koalicja nie zamierza go bowiem popierać. "Mam nadzieję, że zwycięży zdrowy rozsądek. To propozycja nie do przyjęcia" - mówi Małgorzata Kidawa-Błońska z PO.

Jednak zdaniem posła Mularczyka zmiana prawa prasowego jest koniecznością i już szuka on sojuszników dla swojego projektu. Organizuje specjalną debatę, na którą zaprosi nie tylko polityków, ale przede wszystkim publicystów i redaktorów naczelnych.

Pytanie tylko, czy ci zechcą wziąć w niej udział? "Projekt PiS nie ma szans na realizację, więc dyskusja na temat jego zapisów jest dla mnie bezprzedmiotowa" - mówi redaktor naczelna Radia TOK FM Ewa Wanat.

Mieszane uczucia ma też Grzegorz Miecugow z telewizji TVN. "Z posłem Mularczykiem debatować chyba by mi się nie chciało. Jednak jeśli w takiej debacie wzięliby udział znaczący publicyści, to czemu nie" - zaznacza.

O projekcie nowelizacji wypowiada się źle. "Panowie z PiS marzą o tym, by dziennikarze zaczęli się bać. Często z ust posłów tej partii słyszymy o białorusizacji różnych sfer życia. Tymczasem właśnie to, co oni proponują w sferze mediów, to model białoruski" - podkreśla Miecugow.

Kontrowersje wzbudza też propozycja likwidacji przepisu chroniącego dziennikarzy przed odpowiedzialnością za naruszenie dóbr osobistych w przypadku zachowania przez nich należytej staranności i rzetelności zawodowej.

"Takie rozwiązania można znaleźć w jakichś totalitaryzmach, w Europie na pewno nie" - mówi o projekcie medioznawca profesor Wiesław Godzic. Jak podkreśla, jego przyjęcie cofnęłoby polskie dziennikarstwo do początku lat 50. "To pomysł zupełnie sprzeczny z koncepcją współczesnego świata" - zaznacza.

















Reklama