Miejsce wybrano nieprzypadkowo. Klub M 25 to lokal należący do Krystiana Legierskiego, znanego aktywisty działającego na rzecz praw mniejszości seksualnych. Wśród gości, którzy w piątek wieczorem przyszli do klubu, widać było przede wszystkim reprezentantów ruchu gejów i lesbijek. Zabrakło przedstawicieli organizacji osób niepełnosprawnych czy mniejszości religijnych, którym w założeniu impreza także była poświęcona. I trudno się dziwić, bo chyba nie czuliby się tam dobrze.

Reklama

"Lea, nie mogę się ciebie doczekać! Lea, kocham cię!" - wołał jeden z gości, wywołując wykonawców: Leę Divine i Petera Didencera. W końcu ukazała się Lea - mocno uszminkowany i upudrowany mężczyzna przebrany za barokową markizę. Tańczył(a) i śpiewał(a), od czasu do czasu namiętnie i długo całując swojego partnera w usta.

W drugiej odsłonie Lea miała czarną gotycką perukę, podczas gdy Peter był przebrany za zająca - założył włochaty fioletowy kombinezon z wielkimi uszami. W ostatniej części show Lea wystąpiła w błyszczącym czerwonym kombinezonie i białej tapirowanej peruce, a Peter w czarnych skórach, które eksponowały jego tatuaże. Lea łapała się za sztuczny biust, trzepała sztucznymi rzęsami i krzyczała: "Boże, jak mi skaczą!".

W kulminacyjnym punkcie Lea podpaliła "pochodnię miłości", która buchnęła wielkim płomieniem. Tu właśnie miał zacząć się fragment wystąpienia, które ministerstwo ocenzurowało. W oryginale pochodnia w kształcie penisa miała być umieszczona między nogami Petera. Na koniec Lea skoczyła ze sceny w publiczność. Fani szaleli. Zachęcona drag queen dała trzy bisy.

Nieobecna na imprezie minister pracy Jolanta Fedak z PSL, którą zapytaliśmy, czy to dobry sposób na wydawanie publicznych pieniędzy, deklaruje, że sama by takiego programu nie ułożyła. "Projekt powstał w departamencie rok temu, nie ja go podpisywałam i trudno, żebym ja go odwoływała. Prosiłam tylko departament kobiet i rodziny, by występ mieścił się w granicach przyzwoitości i nikogo nie bulwersował" - mówi.

Zaplanowane przez resort atrakcje wieczoru, m.in. występ duetu drag queens DZIENNIK opisał przed tygodniem. Wynajęta przez resort artystka Lea Divine zapowiadała wtedy show z "płonącym penisem", który miał "wprowadzić gości w stan ekstazy".

Kiedy opis show wzbudził kontrowersje, organizatorzy próbowali zmienić jego scenariusz. To jednak okazało się - jak twierdzą - niemożliwe. "Gdybyśmy zerwali umowę z zespołem, moglibyśmy narazić się na zarzut dyskryminacji ze względu na orientację seksualną jego członków. To kłóciłoby się z zapisami przygotowanego przez nas projektu ustawy o równym traktowaniu" - mówi rzecznik resortu Bożena Diaby.

Reklama

W tej sytuacji postanowiono, że impreza odbędzie się, ale występ zostanie ocenzurowany i zamknięty dla dziennikarzy.

Jak dodaje, sama nawet nie zdawała sobie sprawy, że taka impreza ma się odbyć. Nie wiedziała także, że jej departament postanowił zamknąć imprezę przed prasą. "Impreza, która jest opłacana ze środków publicznych, powinna być wolna dla prasy. Upomnę w tej sprawie mój departament" - deklaruje minister.