"PiS także uważało, że jest to element traktatowy i Polska jako państwo dawno podjęła decyzję, że do tej strefy wejdzie. Pytanie brzmi: kiedy?" - powiedział Donald Tusk "Polityce". Premier podtrzymał swą opinię, że rok 2011 - jako koniec przygotowań do wprowadzenia euro - jest terminem realnym.

Reklama

>>>Żeby przyjąć euro, nie wystarczą deklaracje

"W lipcu 2011 roku musielibyśmy jednak cały proces przygotowań zakończyć, aby pozostał czas na kwestie techniczne, na przykład emisję pieniędzy, tak aby euro stało się obowiązującym środkiem płatniczym od 1 stycznia 2012 roku" - zaznaczył szef rządu. "To oczywiście wymaga zmiany konstytucji, gdyż ona jednoznacznie przesądza, kto jest emitentem pieniądza" - dodał.

"W tej kadencji nie zmienimy konstytucji bez poparcia PiS. Budowanie strategii wejścia do strefy euro na tym, że kilkunastu posłów PiS zagłosuje inaczej, że ktoś z tej partii jeszcze odejdzie, byłoby niepoważne" - powiedział Donald Tusk.

Premier zakłada, że deklaracja prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego, iż "tylko referendum może przesądzić o dacie (wprowadzenia euro), jest poważna". "PiS powinno więc sformułować warunki, na jakich jest gotowe zgodzić się na wejście w 2011 do strefy euro, bo tylko data może być przedmiotem głosowania" - podkreślił premier w rozmowie z "Polityką".

>>>"Mówiąc o euro, premier dał komuś zarobić"

"Jeśli ta partia uprze się, że rozstrzyga referendum, uważam, że trzeba je przeprowadzić wiosną przyszłego roku. Nie możemy ryzykować, że wejdziemy do tej dwuletniej poczekalni i dopiero potem przeprowadzimy referendum, które da na przykład wynik negatywny" - powiedział Tusk.

Ale szef rządu entuzjastą referendum nie jest. Uważa, że "w tym przypadku to jest złe rozwiązanie, ale być może okaże się jedynym".