W ostatnich dniach skończono analizę taśmy, która jest ważnym dowodem w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika. Pojawia się na niej głos porywacza, który dotąd nie był znany prokuratorom. Dla porównania prokuratura nagrywała głos Jacka K. Czy na taśmie jest głos K.? Prokuratura z jednej strony nie udziela takich informacji, z drugiej - wystąpiła o jego aresztowanie.

Reklama

>>>Nie będzie dymisji ministra sprawiedliwości

"Na taśmie jest raptem dziesięć słów porywacza, który dyktuje Krzysztofowi, co ma mówić rodzinie. Wystarczająco dużo, żeby ustalić, kto je wypowiadał" - mówi DZIENNIKOWI wysoki urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości. Prokuratura nie odpowiada wprost na to pytanie, czy to głos Jacka K. Może sobie na to pozwolić, bo i tak zebrała mocny materiał. Na tyle twardy, żeby przekonać sąd. Jacek K. trafił juz do aresztu.

"Ilość niejasności związanych z rolą Jacka K. w porwaniu jest gigantyczna. Nie mówię, że na pewno jest winny. Ale już kilka lat temu powinien trafić do aresztu i zostać ostro przesłuchany" - mówi prawnik, który dobrze zna sprawę Olewników. Jacek K. trafił dostał już ciężkie zarzuty. Między innymi o to, że wziął udział w uprowadzeniu przyjaciela i wspólnika.

>>>Kim jest Jacek K.? - poznaj sylwetkę "przyjaciela" Olewnika

p

Nawet jeśli słowa na taśmie wypowiada ktoś inny, ilość poszlak wskazujących na udział K. w porwaniu jest ogromna. DZIENNIK ustalił, jakimi tropami mogli pójść śledczy.

Samochody: tajemniczy trop

Reklama

Jacek K. został przesłuchany jako jeden z pierwszych w śledztwie, już w 2001 r. Jego wersja była klarowna: krytycznego dnia, 28 października 2001 r., dzień po imprezie w domu Krzysztofa Olewnika, jechał do pracy w Płocku. Około 9 rano podjechał do domu Olewnika. Zobaczył ślady krwi, wezwał jego ojca Włodzimierza Olewnika i policję. Nie wchodził do środka, żeby nie zacierać śladów.

Interesujące: porywacze zabrali sprzed domu Olewnika bmw K. Samochód miał skomplikowane zabezpieczenia: żeby go uruchomić, trzeba było (trzymając kluczyk w ręku) dotknąć jednocześnie trzech punktów, które zamykały obwód elektryczny alarmu. Nie można było tego zrobić w rękawiczkach - a porywacze działali właśnie w rękawiczkach. Bmw odpalał Wojciech Franiewski: skąd wiedział, jak trzeba to zrobić?

W dniu porwania jeden ze świadków widział samochód, którym jeździł Jacek. Stał o szóstej rano pod domem Krzysztofa. Miał włączone światła i drzwi otwarte od strony kierowcy. K. zaprzeczył tej wersji.

K. był przesłuchiwany przez policję, CBŚ i kilku prokuratorów. Prześledziliśmy jego zeznania: z czasem wracała mu pamięć. Z miesiąca na miesiąc, a później z roku na rok zdradzał nowe okoliczności.

Najmniej rozmowny był tuż po porwaniu. Nie wspomniał, że w sobotę, kiedy około 9 dowiedział się o uprowadzeniu Krzysztofa, pojechał po Wojciecha Kęsickiego, szefa policji z Drobina, przyjaciela Olewników. Obaj ukryli, że tuż po porwaniu blisko ze sobą współpracowali. Kęsiciki opowiedział o tym dopiero w 2005 r.

O której w dniu porwania, w sobotę, spotkali się Kęsicki z K.? Prokuratura ma zeznania świadków, którzy widzieli Kęsickiego z K. na długo przed godz. 9. O 7 rano mieli tankować samochód na stacji benzynowej w pobliżu Drobina. Obaj temu zaprzeczyli.

Kęsicki (odszedł z policji, jest szefem ośrodka szkoleniowego w Sierpcu) przez pierwsze dni brał udział jako policjant w śledztwie, ale jednocześnie z K. na własną rękę i na prośbę rodziny miał szukać Krzysztofa. Obaj na początku śledztwa nie wspominali o tym ani słowem! Dopiero kilka lat po porwaniu okazało się, że kiedy policja zabezpieczała ślady w miejscu porwania, Kęsicki z K. pojechali pod Głowno, 130 kilometrów od domu Olewnika. Chcieli obejrzeć miejsce, w którym porywacze spalili bmw. Obaj twierdzą, że informację dostali z policji. Ale tego dnia policjanci z Głowna tej informacji nie zdążyli jeszcze przekazać do policyjnej bazy danych.

Od kogo dowiedzieli się o bmw? K. twierdzi, że od policjantów, którzy zbierali ślady w domu Olewnika. Ale w tym czasie policjanci nie mieli pojęcia o spalonym samochodzie. Kęsicki już nie pamięta, skąd miał taką informację.

Czy Kęsicki z K. dostali ją od porywaczy?

Po co K. ukrył telefon Olewnika? Jest październik 2001 r. Mijają dni od porwania. Prokuratura ustala, że telefon, którego używał Krzysztof, jest aktywny jeszcze przez miesiąc po porwaniu. To pozwala lansować tezę o samouprowadzeniu. Jacek K. zezna później w sądzie, że kilka razy próbował się dodzwonić do porwanego wspólnika. Bez skutku.

Taką wersję podważają dowody. Telefon Krzysztofa był zarejestrowany na firmę Krupstal (spółka Olewnika i K.). Dwa tygodnie po porwaniu Jacek K. zgłosił się do operatora i zażądał duplikatu karty SIM z telefonu Olewnika.

Prawdopodobnie dwa razy włożył ten duplikat do aparatu. I właśnie to odnotowali operatorzy GSM. Aktywacja karty pozwoliła na wzmocnienie tezy o samouprowadzeniu. Jacek K., trzymając telefon z duplikatem karty wspólnika, kierował więc śledztwo na ślepe tory.

Prokuratura sprawdziła też bilingi: wynika z nich, że Jacek K. kłamie: nie próbował nigdy dodzwonić się na telefon Olewnika. Po co miałby to robić, skoro to on miał duplikat karty SIM, czyli de facto telefon Olewnika?

Inna poszlaka: K. twierdzi, że po imprezie u Olewnika (wtedy został porwany) poszedł spać. Tymczasem w nocy kontaktował się z numerem telefonu ze wschodniej Polski. W prokuraturze stwierdził, że ktoś przez pomyłkę wysłał esemesa, a on oddzwonił, żeby sprawdzić. Jednak śledczy ustalili, że z numerem, z którego dostał esemesa, kontaktował się już przed porwaniem.

Czy to przypadek, że K. kierował śledztwo w ślepe zaułki? Przykład: po porwaniu opowiedział prokuraturze o braciach S. z północnej Polski, z którymi razem z Olewnikiem handlowali maszynami rolniczymi. Zasugerował, że S. podejrzanie wcześnie wiedzieli o porwaniu. Prokuratura wykluczyła udział braci w historii, ale musiała kilka miesięcy zajmować się tym wątkiem.

"Fragles", "Rudy" i "Dziad", czyli kontakty z gangsterami

W maju 2005 r. policja przeszukała mieszkanie K. Znalazła jego zapiski.Z zapisków wynika, że K. znał się z Krzysztofem Mrozowskim,"Fraglesem", bandytą gangu "Mutantów". "Fragles" żył z porwań i napadów na tiry.

DZIENNIK ustalił że obaj, K. i młody Olewnik, już na długo przed porwaniem otarli się o gang "Mutantów". Cztery lata przed porwaniem Olewnik kupił kradzione bmw, którym wcześniej jeździł Krzysztof Brodacki ps. "Rudy", killer z gangu "Mutantów". "Rudy" miał na koncie zabójstwa i napady na tiry. Zginął w 2003 r., zastrzelony w zakładzie fryzjerskim w Pruszkowie. Ciekawostka: w kupnie trefnego bmw pomagał Olewnikowi... Wojciech Kęsicki, szef policji z Drobina.

Historia z bmw miała ciekawy finał, bo kradziony samochód zabrał młodemu Olewnikowi UOP. Olewnik i Kęsicki pojechali więc do komisu pod Warszawą, w którym kupili bmw. Dogadali się z właścicielem, a ten oddał im pieniądze. Właścicielem był Henryk Niewiadomski, "Dziad", herszt gangu z Wołomina.

Mówi prokurator, który w latach 90. zwalczał gang z Wołomina: - "Dziad" nie był facetem, z którym można było sobie przyjemnie ponegocjować. Mógł w najlepszym razie pogonić ich do stu diabłów, w najgorszym kazać przestrzelić kolana.

Ciekawe: na początku śledztwa K. twierdził, że nikt nie groził Olewnikowi. Dopiero dwa lata później przypomniał sobie, że tydzień (!) przed porwaniem Olewnik dostawał pogróżki od płockiego gangstera, ps. "Mordziaty", bo Olewnik podrywał mu dziewczynę.

Krupstal, napady na tiry i fałszywe faktury

Choć K. pomagał rodzinie Olewników, ta dość szybko nabrała podejrzeń. Porywacze doskonale wiedzieli, co dzieje się w domu: że naradzają się przy stole, że kserują pieniądze przed przekazaniem okupu. Kiedy rodzina ma wysłać z okupem żonę K., siostra Krzysztofa proponuje, że się za nią przebierze. Rodzina dostaje telefon: "Żeby nie było tylko żadnych przebierańców". Olewnikowie uznali, że źródłem przecieków jest albo Kęsicki, albo K.

Rodzina jedzie przejrzeć akta śledztwa. Czyta je siostra Krzysztofa Danuta. Po lekturze jest zdruzgotana: w aktach nic nie ma, najmniejszego tropu. Mówi o tym Kęsickiemu i K. Wkrótce rodzina dostaje list od porywaczy, pisany ręką Krzysztofa: "Nawet policja nie wie, ilu porywaczy było w domu, czyli jak widzicie, oni nic nie mają i nic nie wiedzą". Więc rodzina czeka.

W tym czasie w Płocku wciąż działa firma Krupstal, którą K. założył z młodym Olewnikiem. Wersja rodziny: kiedy wszyscy czekają na telefon od porywaczy, K. jedzie do Płocka i sprzedaje "na lewo" stal za prawie 50 tys. zł. Kupcem jest tajemniczy biznesmen ze Wschodu, który działa w Płocku: Wiktor Konakov. Prokuratura umarza sprawę. K. nie przyznaje się do znajomości z Konakovem.

Mówi prokurator, który pracował przy śledztwie w sprawie porwania: "Mieliśmy informacje, że Krupstal nie był czysty. Że mogli mieć kradzioną stal. W tym czasie, w 2001 r., Mazowsze opanowały gangi napadające na tiry. Franiewski, szef porywaczy, też rabował tiry. Dwaj ludzie zeznawali, że Franiewski znał się z K."

Remigiusz M., policjant, który szukał porywaczy (ma zarzuty za niedopełnienie obowiązków w tej sprawie) wcześniej zajmował się sprawami napadów na tiry.

Superświadek: K. znał porywaczy

Co jeszcze działa na niekorzyść K.? Zeznanie blacharza Piotra S., znajomego porywaczy. A właściwie opis spotkania na Dworcu Zachodnim w Warszawie w 2004 r., rok po zabójstwie Krzysztofa.

S. zeznał, że widział K. razem z Wojciechem Kęsickim, znajomym policjantem Olewników. Mieli rozmawiać ze Sławomirem Kościukiem, prawą ręką herszta porywaczy. Kłócili się o 70 tysięcy złotych. Piotr S. rozpoznał w policyjnym albumie zdjęcia K. i Kęsickiego.

Paradoksalnie zeznania Piotra S. to jedna z największych porażek prowadzących śledztwo. Zanim CBŚ zdążyło go przesłuchać po raz ostatni, Piotr S. zmarł w szpitalu (chorował na raka). Policjanci do dzisiaj mają żal do prokuratora, który nie pospieszył się, żeby zorganizować przesłuchanie.

Motyw Jacka K.

Dlaczego K. miałby wziąć udział w porwaniu Olewnika? Interesy z handlem stalą miały się świetnie. Młody Olewnik i K. rozwijali razem firmę.

Rodzina Olewników twierdzi, że powodem mogła być właśnie stal. K. na długo przed porwaniem miał proponować Olewnikowi seniorowi stal za połowę ceny. Według tej tezy K. był zaangażowany w nielegalny obrót drogą, kwasoodporną stalą. Mógł to robić za plecami Krzysztofa, który w końcu odkrył przekręt pod własnym nosem. A może Jacek wplątał się w ciemne interesy z mafią, a ta podsunęła mu pomysł na zdobycie pieniędzy - porwanie? Czy współpracował z porywaczami, żeby nie wydał się proceder handlu "lewą" stalą? Ta teza najczęściej pojawia się dziesiątkach rozmów, jakie przeprowadziliśmy, badając sprawę uprowadzenia i zabójstwa.

Do tej pory poszlakom i tezom brakowało przekonujących dowodów. Najwyraźniej zdobyła je właśnie prokuratura.