Ci unijni przywódcy, którzy jak prezydent Francji Nicolas Sarkozy chcieli wspierać własne przedsiębiorstwa, nie bacząc na zarzuty narodowego protekcjonizmu, ponieśli na szczycie UE spektakularną klęskę. Bogate kraje Unii nie będą ratować się przed kryzysem kosztem nowych, uboższych członków.

Reklama

Ale to nie jedyny sukces Polski w Brukseli. Udało się też pogrzebać pomysł euroobligacji, a Komisja Europejska zapowiedziała, że nie zgodzi się na wycofywanie przez zachodnie banki kapitału ze swoich oddziałów w Europie Środkowej. "Nie będę przekonywał, że to jest jakaś wielka wiktoria, ale na pewno uzyskaliśmy potwierdzenie naszego stanowiska" - mówił po szczycie premier Donald Tusk.

>>> Tusk: Niech Kaczyńscy nie przeszkadzają

Niedzielny trzygodzinny obiad prezydentów i premierów 27 państw Unii okazał się szczęśliwym finałem batalii o solidarność Unii w dobie kryzysu, która rozpoczęła się dokładnie miesiąc temu.

Reklama

2 lutego prezydent Francji Nicolas Sarkozy nie tylko zapowiedział, że wbrew unijnym zasadom równej konkurencji przekaże po 3 mld euro Peugeot i Renault. Zażądał też od obu koncernów, aby wstrzymały produkcję swoich aut poza Francją, a przede wszystkim w Czechach. Eksperci przestrzegli, że to może być precedens dla wsparcia przez najbogatsze kraje Unii własnych gospodarek i rozbicia w ten sposób fundamentów integracji.

Przewodzący Unii Czesi zareagowali jednak błyskawicznie. Premier Mirek Topolanek uznał wypowiedzi Sarkozy'ego za "niebywałe", zagroził wstrzymaniem ratyfikacji traktatu lizbońskiego i zapowiedział zwołanie nadzwyczajnego szczytu przywódców UE.

Od tej chwili Polska włączyła się do gry. Premier Tusk zaczął mozolnę grę dyplomatyczną, aby zbudować koalicję państw przeciwnych francuskim pomysłom. Kluczowe okazało się poparcie Niemiec. W miniony piątek w trakcie wspólnej kolacji w Hamburgu kanclerz Angela Merkel poparła walkę Tuska o utrzymanie jednolitego rynku. Zrozumiała, że Niemcy, największy eksporter świata, mogą na jego zniweczeniu stracić najwięcej.

Reklama

W niedzielę czasu na przekonanie wahających się jeszcze przywódców krajów UE było już jednak niewiele: podczas lunchu każdy z przywódców miał tylko kilka minut na przedstawienie swojego stanowiska.

Tusk miał jednak atut. Wypowiadał się w imieniu całego naszego regionu. Taki mandat dostał rano na zorganizowanym w Brukseli z polskiej inicjatywy miniszczycie 9 krajów Europy Środkowej. Więcej: do zbudowanej przez premiera koalicji dołączył szef Komisji Europejskiej Jose-Manuel Barroso. "Protekcjonizm nie jest lekarstwem na kryzys. Wszyscy co do tego musimy być zgodni" - mówił na szczycie Tusk.

>>> Francja wyrzeka się protekcjonizmu

Sarkozy nie mógł liczyć na tak duże poparcie. Po jego stronie stanął tylko premier Włoch Silvio Berlusconi. Dlatego francuski prezydent o wspieraniu krajowego przymysłu nie odezwał się już ani słowem.

To zachęciło Tuska. Poszedł o krok dalej. Porażkę ponieśli przywódcy tych krajów, które jak Włochy czy Grecja chciały emisji euroobligacji. To był groźny dla Polski projekt, bo mógł wyprzeć z rynku polskie obligacje. Jednak Barroso przyznał, że nie szans na taką inicjatywę, bo przeciwko są Niemcy. "Euroobligacje są już pomysłem martwym" - ogłosił na koniec szczytu polski premier.