Przyjęty przez rząd projekt nie rozwiązuje sprawy. Firmy narzekają, że ta ustawa im nie pomoże. A do rozwiązania politycznego sporu między PO i PSL w tej sprawie nie jest ani trochę bliżej.
Główny punkt sporu między PO a PSL to kwestia unieważniania umów na opcje, które zostały zawarte w złej wierze. Zdaniem PO pomysł jest niezgodny z prawem i podważa wiarygodność Polski na rynkach finansowych. Ludowcy liczą jednak, że przeforsują przepis, dzięki poparciu SLD i PiS. "Jeśli nie będzie szybkiej reakcji, to niestety problem może rozwiązać się sam przez bankructwa firm" - mówi Aleksandra Natalli-Świat, wiceszefowa komisji finansów z PiS.
>>>Firmy straciły na opcjach 15 miliardów
Rząd zaproponował projekt, zgodnie z którym, jeśli zbierze się co najmniej 10 osób lub przedsiębiorstw poszkodowanych przez jedna firmę, mogą oni opracować wspólny pozew. Ma to być tańsze i dać firmom lepszą pozycję w sporach z bankami.
Ale przedsiębiorcy są niezadowoleni. Podkreślają, że najważniejszy w sporach finansowych jest czas, a procedura w przyjętym projekcie jest długotrwała. I przekonują, że ustawa była przygotowywana głównie z myślą o konsumentach nabijanych w butelkę, a nie o firmach. Chodziło zwłaszcza o przypadki, kiedy szkoda jest zbyt mała, by jej samodzielnie dochodzić przed sądem, np. w sytuacji odwołania koncertu, wady produktu itp.
>>> Przeczytaj, jak z opcjami walczy Huta Batory
I zdaniem przedsiębiorców, którzy stracili na opcjach, nadaje się głównie do takich przypadków. Rząd nie powinien więc twierdzić, że pomaga w walce z umowami na opcje. "To nie są takie same umowy. Różnią się warunkami, terminami zapadalności, kwotami. Czasami umowy różnią się przecinkiem, kropką. Banki to wszystko wykorzystają, by do takich pozwów nie dopuścić" - mówi Zbigniew Przybysz, szef stowarzyszenia firm poszkodowanych przez opcje.