Polscy dyplomaci zachowują optymizm. "Otrzymaliśmy poufne sygnały, że represji nie będzie" - mówi proszący o zachowanie anonimowości wysoki rangą rozmówca z MSZ.

Reklama

To byłby przełom, bo zdelegalizowany w 2005 roku związek Andżeliki Borys stale musi stawić czoła represjom. Nawet w ostatnich tygodniach oficjalne media zarzuciły organizacji, że dąży do "przywrócenia Kresów Wschodnich" Polsce. Szykany spotkały też działaczy związku. W świetle białoruskiego prawa Związek Polaków na Białorusi (ZPB) jest organizacją nielegalną, która nie ma prawa organizować zjazdów.

>>>Białoruś obraża Polaków pornografią

Jednak nagroda, którą oferuje Polsce Łukaszence, jest wyjątkowa. Już w poniedziałek zbierający się w Brukseli ministrowie spraw zagranicznych UE mają zdecydować, jaką politykę przyjąć wobec reżimu w Mińsku. Jednym z pomysłów jest zaproszenie Łukaszenki do Pragi 7 maja na szczyt przywódców Unii, gdzie ma być promowany program Partnerstwa Wschodniego. Po kilkunastu latach izolacji byłby to powrót w wielkim stylu białoruskiego prezydenta na salony Europy. Czesi chcą m.in. urządzić na Hradczanach wielki bal z udziałem kilkudziesięciu prezydentów i premierów.

Polscy dyplomaci twierdzą, że warto postawić na porozumienie z Łukaszenką, bo to jedyny sposób na to, by ograniczyć zależność Białorusi od Rosji. Co prawda, decyzję o zaproszeniu Łukaszenki wszystkie kraje UE muszą podjąć jednomyślnie. Głos Polski jest jednak decydujący, bo jesteśmy sąsiadem Białorusi i to my wraz ze Szwecją wypromowaliśmy program Partnerstwa Wschodniego.

Zdaniem naszych rozmówców jednym z dowodów, że białoruski dyktator chce rzeczywiście doprowadzić do zbliżenia z Unią, jest duże zainteresowanie władz białoruskich partnerstwem, a w szczególności zniesieniem zaporowych opłat za wizy do zjednoczonej Europy. MSZ otrzymało także zapewnienie, że mimo nacisków Moskwy Łukaszenka nie uzna niezależności Abchazji i Osetii Południowej, dwóch gruzińskich prowincji okupowanych od sierpnia zeszłego roku przez Rosję.

Opozycja uważa jednak, że stawianie na Łukaszenkę to dowód naiwności ekipy Tuska. "Dlaczego mimo ewidentnych przypadków brutalnego łamania nie tylko praw mniejszości polskiej, ale w ogóle praw człowieka na Białorusi, nie było w tej sprawie żadnej oficjalnej reakcji władz polskich?" - pytał wczoraj retorycznie wiceprezes PiS Adam Lipiński. "Skutki takiego zaniechania skompromitowały nasz kraj zarówno w oczach Polaków na Białorusi, jak i w opinii białoruskiej opozycji" - dodał.

Reklama

Rzeczywiście, doniesienia zza Buga w ostatnim czasie nie były zachęcające. W tym tygodniu Łukaszenka niespodziewanie odwołał zaproszenie do Mińska dla komisarz ds. zagranicznych Unii Benity Ferrero-Waldner. Wolał sam polecieć do Armenii. W styczniu władze zaczęły wcielać do armii młodych działaczy niezależnej opozycji, a w połowie lutego brutalnie rozbiły manifestacje przeciwników reżimu.

MSZ wierzy jednak, że to nie koniec odwilży w stosunkach z Białorusią, którą zapoczątkowało we wrześniu spotkanie w Białowieży szefa naszej dyplomacji Radosława Sikorskiego z jego białoruskim odpowiednikiem Siergiejem Martynowem.

"Dostajemy jasne sygnały, że Łukaszence naprawdę zależy na bliższej współpracy z Unią, ale nie może tego zbyt jednoznacznie pokazać, bo sprowokuje silny opór zarówno Moskwy, jak i własnych twardogłowych" - tłumaczy wysoki rangą polski dyplomata.