"Słowa Kiszczaka pachną peerelowską naftaliną, a on przedstawia się w chwale i glorii bohatera przemian ustrojowych" - ocenia w rozmowie z DZIENNIKIEM działacz opozycji antykomunistycznej Jan Rulewski. Dodaje, że Kiszczak, lansując się na bohatera, mija się z prawdą. "Reżim, który reprezentował pod koniec lat 80., można porównać do dinozaura, który jeszcze macha głową, ale nie ma już nic do jedzenia" - mówi.

Reklama

>>> Kiszczak: "Solidarność" niczego nie wywalczyła

W podobny sposób wypowiada się inny z liderów podziemnej "Solidarności" Władysław Frasyniuk. "Jak chce się spisać historię, to trzeba mieć bohatera, który jeszcze normalnie funkcjonuje" - podkreśla.

Choć dodaje, że Kiszczak może mieć powody do dumy za to, co robił po 1988 roku, bo - jak podkreśla - chciał on rozmów z opozycją. "Siedziałem wtedy na dołku. Do celi wszedł pułkownik SB i mówi, że Kiszczak chce ze mną rozmawiać. Pomyślałem, że pół Polski musiało stanąć. Zostałem wyprowadzony, a potem wepchnięto mnie do jakiegoś pokoju. Siedziało tam kilku młodych esbeków. Jeden podszedł do mnie, podniósł mnie za ubranie i powiedział. "Ciebie i tego, kurwa, twojego Kiszczaka... Obaj powinniście do piachu trafić" - opowiada Frasyniuk.

Czesław Kiszczak, który zeznaje w procesie autorów stanu wojennego, stwierdził m.in., że "Solidarność" niczego nie wywalczyła, a jedynie reżim PRL dopuścił ją do władzy. To nie koniec rewelacji Kiszczaka. "Dopilnowałem też, żeby wybory w 1989 roku odbyły się po raz pierwszy bez cudów nad urną - w kręgach ówczesnej władzy był silny opór wobec demokratycznych przemian, bo część aparatu obawiała się powrotu anarchii z lat 1980 - 1981" - podkreślił.

>>> Kiszczak: Zwalczałem zło po stronie władzy

Czesław Kiszczak stwierdził, że był patriotą i zwalczał zło po stronie władzy. "W latach 60. wytykałem antysemityzm szefowi MSW Mieczysławowi Moczarowi, a w 1970 r. byłem w grupie, która doprowadziła do politycznego rozwiązania konfliktu na Wybrzeżu i usunięcia ekipy Władysława Gomułki. Ryzykowałem wtedy głowę".