Wybudowanie siedmiu budynków przy ul. Zaruby w Warszawie kosztowało budżet - czyli nas wszystkich - kilkadziesiąt milionów złotych. To w sumie 369 mieszkań przeznaczonych dla funkcjonariuszy służb podległych MSWiA (m.in. policji, straży granicznej i BOR) - pisze "Newsweek". W rzeczywistości, jak wielokrotnie alarmowały media, to enklawa VIP-ów, z których część nie ma już nic wspólnego z instytucjami publicznymi.

Reklama

>>> Czy Palikot wykończy Schetynę?

Obecny szef ABW Krzysztof Bondaryk zajmowane mieszkanie (o powierzchni ok. 90 metrów kwadratowych, na wolnym rynku warte ok. 900 tys. złotych) dostał w roku 1998. Był wówczas wiceministrem spraw wewnętrznych i świeżo upieczonym funkcjonariuszem straży granicznej. Dzięki tej drugiej roli po odejściu z resortu i zajęciu się biznesem nie musiał oddawać lokum -funkcjonariusz raz przydzielone mieszkanie może użytkować dożywotnio, nawet gdy zostanie zwolniony ze służby.

Na podobnych zasadach sąsiadem Bondaryka został Wojciech Brochwicz, w przeszłości wiceszef MSWiA (i funkcjonariusz straży granicznej), dziś wzięty adwokat.

Rzecz w tym, że obaj panowie - a także wielu byłych komendantów policji - mogli się cieszyć atrakcyjnymi mieszkaniami, ale nie mogli nimi obracać, np. sprzedać. Teraz - pisze "Newsweek" z pomocą przyszedł im minister Grzegorz Schetyna. Sprzedaż mieszkań będzie się odbywała w myśl Ustawy o zakwaterowaniu sił zbrojnych RP. Przepisy te przewidują 90-95 proc. bonifikaty dla przejmujących lokal na własność.

>>> Schetyna: Wypędzeni? Niech milczą

Decyzja Schetyny oburza Ludwika Dorna, który jako szef MSWiA nie zgodził się na sprzedawanie mieszkań służbowych. "Wiem, ile pochłonęła budowa tego osiedla. Państwo się wykosztowało, żeby dzisiaj określona grupa osób nabyła lokale za kilka procent wartości?" - oburza się dawny polityk PiS.

Dyrektor generalny MSWiA Jan Węgrzyn tłumaczy, że ministerstwo chce się pozbyć wszystkich mieszkań, bo przemawia za tym ekonomia - koszty utrzymywania budynków ponosi resort.